Miłość i konsekwencja

0
764

Rozmowa z Anną i Bogdanem Roszczyniałami – właścicielami firm transportowych z Poznania, nominowanymi do tytułów Kobieta Charyzmatyczna i Lider z powołania – o wielkiej miłości, jaka ich połączyła i dała siłę przetrwania. Państwo Roszczyniałowie obchodzili w zeszłym roku 30. rocznicę działalności przedsiębiorstwa, a w tym celebrują 45. rocznicę ślubu. Nieraz zetknęli się z problemami, ale potraktowali je jak lekcję życia. Czują się szczęśliwi, bo doceniają to, co osiągnęli razem i piękne chwile, których też doświadczają.

Kiedy się poznaliście?

Anna Roszczyniała: Byliśmy na obozie studenckim, Bogdan mnie zauważył, choć byłam tam z innym chłopakiem. W trakcie półtorarocznej znajomości spotkaliśmy się zaledwie pięć razy, po czym Bogdan oświadczył mi się.

Bogdan Roszczyniała: Od razu wiedziałem, że albo ta, albo żadna.

AR: Zauroczył mnie tembr jego głosu, aparycja, maniery. Zawsze pozwolił mi do końca wszystko powiedzieć, zawsze mnie wysłuchał. Zakochaliśmy się w sobie, po prostu.

BR: Ania miała i ma w sobie tyle ciepła, że mogłaby nim obdarzyć wiele osób, o urodzie nie wspomnę. Jest miła, kobieca, opiekuńcza i bardzo pomocna. Ja jestem zodiakalnym Bykiem, czyli zawsze byłem konsekwentny. Nawet kiedy jechałem z Bydgoszczy na pierwsze spotkanie z Anią, a umówiliśmy się w Poznaniu w zimę stulecia w 1978, to dopiąłem swego, mimo przeciwieństw. Wyjechałem z domu i utknąłem w zaspach w małym miasteczku za Bydgoszczą, jednak udało mi się w ostatniej chwili dotrzeć na dworzec, Ania stała już w drzwiach pociągu, ale zdążyłem w ostatnim momencie wyprowadzić ją na peron, za chwilę odjechałaby beze mnie w siną dal (śmiech). 

Aniu, czy zawsze byłaś charyzmatyczna?

AR: Nigdy nie byłam przywódczynią żadnej grupy. Należę do pokolenia, któremu wmawiano: trzymaj się z boku, a zawsze cię znajdą. Pochodzę z małego miasteczka, moja rodzina tam została i jest tam szczęśliwa. Zawsze wiedziałam jaki jest mój cel, gdzie chcę dojść, gdzie chcę mieć swoje miejsce. Jestem zodiakalnym Lwem i lubię czasami potrząsnąć grzywą. Po ślubie zamieszkaliśmy w Bydgoszczy. Oboje z mężem posiadamy wykształcenie ekonomiczne, mąż najpierw pracował kilka lat w Bydgoszczy jako kierownik akademika Akademii Muzycznej. 

Grasz na jakimś instrumencie?

BR: A i owszem: na akordeonie i pianinie, choć w Akademii piastowałem stanowisko administracyjne.

AR: Ja byłam od początku obrotna, najpierw zajmowałam dość intratne stanowiska, a potem w Bydgoszczy postanowiliśmy otworzyć dużą firmę i produkować kostkę brukową. Skończyłam kursy rzemieślnicze, które w tym czasie były wymagane do tej produkcji. Wkrótce pojawiły się dzieci, synowie Jakub i Filip, i wtedy zajęłam się ich wychowaniem.

BR: Ja zaś sprowadziłem z zagranicy wielką maszynę i rozwinęliśmy działalność produkcyjną. Przez około 10 lat bardzo dobrze prosperowaliśmy, świetnie nam się powodziło, wybudowaliśmy dom z ogrodem i placem zabaw dla dzieci. Aż nadszedł czas przeobrażeń politycznych i gospodarczych, reformy Balcerowicza i wszystko nam się posypało. Wzięliśmy kredyt na budowę hali o 2 lata za wcześnie. No i zbankrutowaliśmy. Zamknęliśmy firmę w Bydgoszczy, sprzedaliśmy majątek, żeby pokryć zobowiązania i przeprowadziliśmy się do Poznania, żeby zacząć wszystko od nowa. Miałem wtedy 43 lata, a Ania 38. Wynajęliśmy mieszkanie u przemiłej pani Basi, która nam wtedy bardzo pomogła, i z którą dotychczas utrzymujemy zażyłe kontakty. 

Utworzyliście firmę w Poznaniu?

BR: Trafiłem do branży transportowej, nie mając wcześniej z nią do czynienia, ale podjąłem wyzwanie. Zatrudniliśmy się w niemieckiej firmie, która tworzyła centrum logistyczne wraz z transportem dla jednego z wielkich koncernów spożywczych. Właściciel miał oddziały na terenie Niemiec i w Polsce. Zaproponował mi, żebym przyjechał do Wolfsburga i wybrał sobie samochód, którym będę jeździł. To był używany MAN, potem sprzedał mi kolejne. Był bardzo życzliwy, wielokrotnie okazując pomocną dłoń przy rozwoju naszej firmy. Pierwsze zlecenie wykonaliśmy MAN-em i jesteśmy wierni tej marce do tej pory, z tym, że teraz kupujemy tylko nowe pojazdy. 

Jakie zalety mają tiry marki MAN?

BR: To są ciągniki siodłowe wraz z naczepami – chłodniami. Specjalizujemy się w transporcie żywności. Mamy duże dostawy pod konkretnych klientów. Wysoka jakość naszych usług jest w dużej mierze możliwa dzięki ponad dwudziestoletniej współpracy z niezawodnym, mobilnym i zaprzyjaźnionym serwisem z okolic Bydgoszczy.

Ile lat można jeździć tymi samochodami?

BR: My zmieniamy je co 7–8 lat, mamy 22 zestawy TIR-ów. Musimy spełniać wymogi HACCP (Hazard Analysis and Critical Control Points), czyli utrzymywać jakość produktów spożywczych podczas transportu i składowania, wdrażać procedury kontrolne, spełniać też wymogi Sanepidu: samochody są myte i dezynfekowane w specjalnych myjniach, które dokumentują, jakimi środkami to zostało zrobione. Teraz zakładamy nowe systemy zabezpieczeń, GPS-y do monitorowania kierowców i samochodów. Chłodnie muszą mieć zainstalowane czujniki, aby kontrolować wymaganą temperaturę oraz dostęp do przestrzeni ładownej. Pracownicy są szkoleni z tego zakresu, jak również zasad bhp czy czasu pracy. Każdego roku organizujemy spotkania z opiekunem prawnym, by kierowcy znali aktualne przepisy. 

Jaka jest struktura firmy i stan zatrudnienia?

BR: Mamy kilka firm, każdy z członków rodziny prowadzi własną – wszyscy jednak zajmujemy się transportem chłodniczym. Zatrudniamy 22 kierowców oraz dwie pracownice administracyjne i radcę prawnego. W ubiegłym roku obchodziliśmy 30. rocznicę istnienia firmy. 

Zatem świętowaliście rodzinnie, a firma ma sukcesję.

AR: Starszy syn, Jakub (45 lat), skończył politologię – zajmuje się całokształtem organizacji firmy. Młodszy, Filip (42 lata), jest absolwentem logistyki – sprawuje nadzór techniczny nad taborem, osprzętem i kierowcami. Lubią do nas przychodzić ze swoimi rodzinami. Starsza wnuczka trenuje z sukcesami koszykówkę, chodzimy na jej mecze. Druga wnuczka ćwiczy balet i akrobatykę. Jest jeszcze wnuczek – pasjonat piłki nożnej. Wszystkie dzieci są super, jesteśmy z nich bardzo dumni! 

Państwo Anna i Bogdan Rozczyniałowie

W jaki sposób uczcicie 45. rocznicę ślubu?

BR: To szmaragdowa rocznica, ale Ania mówi, że brylanty nadają się tylko do szuflady, dlatego wolimy inwestować w nieruchomości, właśnie kupiliśmy nowy apartament. W maju organizujemy przyjęcie rodzinne.

AR: Chcemy na miesiąc wyjechać do Hiszpanii i po zimie cieszyć się słońcem. Mamy kilka apartamentów rozsianych nad naszym morzem. Często spędzamy czas w Kołobrzegu, ja uwielbiam Gdańsk i Jarmark Dominikański. Mąż ma sentyment do Sopotu, bo tam spędził dzieciństwo. Uwielbiamy klimat Trójmiasta, najlepiej się tam czujemy, często tam przebywamy. 

Z czego jesteście Państwo najbardziej dumni?

BR: Zawodowo dumni jesteśmy z tego, że pracą i konsekwencją udało nam się osiągnąć sukces. Mamy szczęście do ludzi, którzy w trudnych momentach bardzo nam pomogli. Pamiętamy o tym.

AR: Uważam, że mamy wspaniałą rodzinę, taką przez duże R. Wyzwania, które napotkaliśmy na swojej drodze sprawiły, że musimy teraz bardziej dbać o swoje zdrowie, ale staramy się zawsze myśleć pozytywnie. Cieszę się, że jesteśmy z Bogdanem małżeństwem, kochamy się, jesteśmy przyjaciółmi, możemy wszystkim się dzielić, znamy się, dajemy sobie przestrzeń. Muszę wyjawić, że nawet gdy jestem gdzieś sama, to czuję za sobą jego skrzydła, jego energię.

BR: Tęsknimy za sobą, gdy nie jesteśmy razem.

AR: Uzupełniamy się, ja lubię się zatrzymać, zagapić i dobrze, że mam kochanego męża, stąpającego twardo po ziemi, który mnie „pozbiera”. Bogdan zaś czerpie ode mnie trochę fantazji i lekkości. Nie kłócimy się, mówimy: szkoda czasu na kłótnie, milczenie, ciche dni. Bogdan wie, co lubię, jest taki dbający o wszystko, nawet o drobne rzeczy. Cieszymy się sobą, to jest takie fajne, że wieczorem, gdy idziemy spać, możemy się do siebie przytulić.

Jaką lekcję, którą chcielibyście się podzielić, wyciągnęliście z czasów przeobrażeń?

AR: Ja uważam, że porażka ekonomiczna lat 90. zahartowała nas jako małżeństwo i rodzinę.

BR: Najważniejsza jest konsekwencja w działaniu, nie można dojechać do 90% i powiedzieć: dalej mi się nie chce. Ja swoich synów zawsze uczyłem, że trzeba dotrzeć do końca realizacji celów. 

Jakie Państwo macie plany?

BR: Uważam, że jako firma nie powinniśmy się przesadnie rozwijać. W tej branży bardzo łatwo stracić kontrolę, gdy ma się za dużo zestawów samochodowych. Znamy przedsiębiorców, którzy przeinwestowali i teraz mają problemy. My razem z dziećmi powinniśmy mieć tyle pojazdów, aby móc tę kontrolę samodzielnie sprawować.

AR: Prywatnie zaś chcemy podróżować. Byliśmy już w wielu miejscach, najbardziej jednak lubimy Hiszpanię i Włochy. 

W jaki sposób relaksujecie się?

AR: Spełniamy swoje pasje. Lubię malarstwo i fotografię – kolekcjonuję je. Obydwoje słuchamy muzyki, często chodzimy na koncerty. Ja gustuję w jazzie i współczesnej muzyce rozrywkowej, np. lubię Blue Cafe, Roda Stewarta, Celine Dion czy Lady Gagę.
Piosenkę Ryszarda Riedla „W życiu piękne są tylko chwile” uznaję za swoje życiowe motto.

BR: Ja słucham w samochodzie swojej muzyki, np. Julio Iglesiasa. Dwa razy byliśmy na jego koncercie. Duże wrażenie zrobił też na mnie występ Cesarii Evory.

Dorota Kolano
Beata Sekuła

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj