Moje dwa światy: sztuka i biznes

0
3106

Elżbieta Murawska to wybitna i doceniana na całym świecie artystka, ilustratorka i malarka. Od wielu lat pełni również funkcję prezes firmy farmaceutycznej Krotex. Jak łączy te dwie role, co kocha bardziej? Poznajcie Kobietę Charyzmatyczną.

Z panią Elżbietą, właścicielką i prezes zarządu firmy, umówiłam się w jej biurze. Spodziewałam się wejść do siedziby firmy wyglądającej jak wiele innych, a znalazłam się w świecie… sztuki. Na ścianach w gabinecie uwagę przyciągają obrazy nasycone mocnymi, zdecydowanymi kolorami: czerwienią, żółcią, brązami, błękitem. To malarska opowieść o wnętrzu człowieka, jego duchowych rozterkach i dylematach. Malarka na jednym ze swoich 200 wernisaży powiedziała kiedyś, że bacznie obserwuje wszystkie aspekty życia ludzkiego i widzi to, czego w codziennym pośpiechu nie dostrzegamy. Na jednych obrazach pojawiają się więc postaci wplątane w codzienny świat zależności i związków, na innych czarne, pozbawione twarzy sylwetki umieszczone są w wykreowanej przez autorkę przestrzeni.

Bardzo symboliczne te moje obrazy – mówi malarka. – To taki ślad, który po nas zostaje. Obrazy ilustrują mój nastrój. Pewnie dlatego w moim gabinecie wciąż je zmieniam. Moi pracownicy przyzwyczaili się do tej galerii, pokochali ją i dobrze się tu czują. Kiedyś, kiedy większość obrazów zabrałam na wystawę, powiedzieli, że do takiego pustego miejsca nie chcą przychodzić. Z kolei dla partnerów biznesowych z branży farmaceutycznej moje obrazy były oznaką… kondycji firmy. „Pani firma musi być bardzo bogata” – powiedział pewien francuski biznesmen, rozglądając się po gabinecie. „Skąd ten wniosek?” – spytałam. „Bo tyle tu nowoczesnych obrazów”. Powiedziałam, że jestem ich autorką, bo mój prawdziwy zawód jest artystyczny i związany z malarstwem, a biznes farmaceutyczny to moje hobby. Byli bardzo zdziwieni.

Artystyczne pasje w tej rodzinie są dziedziczone

W rodzinie Pani Elżbiety inspiracje do tworzenia i promowania sztuki są zapisane w genach. Jej pradziadek, prof. medycyny Tadeusz Baranowski, był jednym z założycieli i fundatorem warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. W jego salonie literackim, przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, bywał Henryk Sienkiewicz, Eliza Orzeszkowa, członkowie Warszawskiego Towarzystwa Naukowego, którego był jednym z założycieli. Przekazywał wielkie sumy na cele charytatywne i na kulturę. Podarował Muzeum Narodowemu cenną kolekcję obrazów i porcelany.

Męża, Mariana Murawskiego, pani Elżbieta poznała jeszcze na studiach. On był rok wyżej, ale kibicował jej już w czasie egzaminów wstępnych na Akademię Sztuk Pięknych. Po dyplomie, który artystka robiła z grafiki u słynnego Henryka Tomaszewskiego, zajęła się ilustracją. To była jej forma wypowiedzi artystycznej. Ale inna, nowa. – Przeciwstawiłam się ówczesnej modzie, która oczekiwała, że w książce dla dzieci wszystko będzie powiedziane wprost, będzie słodko i delikatnie – wyjaśnia. – Starałam się wyrażać emocje, bo tego dzieciom bardzo potrzeba.

Ilustracje przygotowywane dla takich wydawnictw, jak m.in. Nasza Księgarnia czy Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, cieszyły się na świecie znakomitą renomą. Ilustracja wciągnęła także męża pani Elżbiety. Razem święcili triumfy i zbierali nagrody. – Siedzieliśmy w Warszawie, bo wtedy bardzo trudno było wyjechać, a nasze prace jeździły po świecie – wspomina. – Pokazywano je m.in. w Stanach Zjednoczonych, we Włoszech, w Japonii a nawet w Sao Paulo. Ilustracje małżeństwa Murawskich wisiały także w słynnym Centre Pompidou w Paryżu. Wśród wielu nagród, które zdobyli, jest Złote jabłko, czyli nagroda główna na pierwszym międzynarodowym biennale ilustracji w Bratysławie. Pani Elżbieta bardzo sobie ją ceni.

Wróciła do malowania, gdy po transformacji wydawnictwa rezygnowały z ambicji artystycznych na rzecz komercji. Nastały nowe wzorce, które nie dawały pani Elżbiecie takiej satysfakcji, jak dawniej.

Mąż Pani Elżbiety maluje, ale woli realizować się artystycznie na ogromnych płaszczyznach. – Niezwykle cenię twórczość męża, jego oryginalność i talent plastyczny – podkreśla z dumą. – Zawsze cieszyliśmy się ze swoich sukcesów, ja z jego, on z moich. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła żyć z artystą, którego nie podziwiałabym, jako twórcy.

Obie córki państwa Murawskich poszły w ślady rodziców. Młodsza, Beata, w ciekawy i nowoczesny sposób maluje tulipany. To jej znak rozpoznawczy. Przebywa we Włoszech i ma tam ogromne powodzenie. Sztuka starszej córki, Marianny, jest bardziej filozoficzna, niesie ze sobą przekaz historyczny, religijny w odkrywczej formie. – Oboje z mężem jesteśmy dumni z naszych córek, bo potrafiły odnaleźć w sztuce swój własny, niepowtarzalny styl – mówi pani Elżbieta.

W sztuce, jak w biznesie, trzeba umieć podjąć decyzję

Firma Krotex powstała 20 lat temu. Założył ją brat Pani Elżbiety, prof. Marcin Krotkiewski, wybitny endokrynolog, specjalista chorób wewnętrznych i rehabilitacji. To on wprowadził do medycznego słownika określenia gruszka i jabłko, jako rodzaj otyłości oraz współczynnik talia-biodra i efekt jo-jo. Przez 40 lat mieszkał w Szwecji, był konsultantem firm farmaceutycznych przy tworzeniu leków pochodzenia naturalnego. Szefował firmom w Szwecji i w Polsce, gdzie wprowadził na rynek znane wszystkim leki OTC Trilac, Ecomer, Redusan. Pani Elżbieta wraz z mężem przez lata współpracowali z firmą Krotex, tworząc projekty opakowań, plakaty reklamowe, materiały dla prasy. Pani Elżbieta, kobieta o duszy artystki i malarki, od lat jest prezesem spółki i bizneswoman. – Kiedyś brat miał w ręku wszystkie sprawy medyczne i naukowe, dziś zatrudniamy farmaceutów – wyjaśnia. – W sumie naszej rodzinnej firmie pracuje ponad 40 osób. Kierowanie firmą produkującą i wprowadzającą do obrotu leki OTC, czyli sprzedawane bez recepty, to nieustająca walka o rynek. Gdy do sprzedaży trafił Trilac, takich produktów było zaledwie kilka, teraz jest ich przeszło sto. – Mamy swoją misję – stwierdza Pani Elżbieta. – Bo jesteśmy głęboko przekonani, że nasze produkty są świetne. To nie są suplementy diety, tylko leki. I trzeba to pacjentom komunikować. Pani Elżbieta uważa, że między byciem artystką a byciem przedsiębiorcą istnieje kolosalna różnica, ale po chwili dodaje, że obie działalności mają punkty zbieżne. – W obu przypadkach trzeba, umieć podjąć trafną decyzję i to samodzielnie – zaznacza.

W biznesie, jako prezes podejmuję decyzje ekonomiczne i strategiczne, więc muszę być kreatywna. Również gdy staję przed olbrzymim białym płótnem, każdy ruch jest wyłącznie moją decyzją. To moja wyobraźnia i mój świat autonomiczny. Tworzenie sztuki to proces, który odbywa się w samotności. W pracowni, do której wstęp mają tylko moi najbliżsi, gdzie nie dochodzi do codziennego kontaktu z innymi osobami. W firmie z kolei muszę spotykać się z ludźmi, współpracować z nimi. Przyznaję sprawia mi to ogromną przyjemność. I dlatego chcę, aby to miejsce było przyjazne, żeby gościła tu sztuka. Bo przyjemniej jest, gdy otaczają nas rzeczy piękne, pobudzające.

Pani Elżbiecie marzy się wielka, zorganizowana z rozmachem akcja, jak np. obrazy do biur czy szpitali. Pragnie, aby ludzie mogli obcować ze sztuką w wielu różnych miejscach. Przygotowuje więc kolejne wystawy, aby pokazać innym to, co w jej wyobraźni się dzieje. I tego właśnie z całego serca życzymy!

Anna Szwed, Beata Sekuła

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj