Wywiad z prof. Piotrem Ostaszewskim nt. aspektów wolności rozumu

0
2738

Ludzkość zmierzająca do szczęśliwości,  czyli… Wolność prowadząca lud na barykady, Eugene Delacroix

Ludzkość zmierzająca do szczęśliwości - WHYSTORY

 

Beata Sekuła (B.S.): Ludzkość zdaje się zachwycać pojęciem wolności różnie je jednak interpretując.

Piotr Ostaszewski (P.O.): Wolność nie jest łatwa do zdefiniowania konfudując nas jeszcze bardziej w przypadku, gdy rozważania teoretyczne mamy skonfrontować z ich realizacją. Toteż dyskusja na temat obrazu Eugene Delacroix siłą rzeczy musi przynajmniej zahaczyć o pojęcie wolności oraz jej artystyczną personifikację. Wolność jest pojęciem nadużywanym zwłaszcza przez tych, którzy nie bardzo potrafią ją zdefiniować, albo też potrafią jej używać, powiedzmy elastycznie. Friedrich Hegel rozróżniał przecież dziką wolność, wolność na przykład świata zwierzęcego, wolność nieokiełznaną a zarazem nierozumną od tej, która jest wynikiem rozumu, zgłębiona pojęciowo i moralnie. Jak pisał tylko taka wolność, z której zdajemy sobie sprawę jest prawdziwą wolnością. A zatem ta, której jesteśmy świadomi. Mogą to podsumować słowa Andrzeja Frycza Modrzewskiego, który niegdyś napisał: Bez praw nie może być prawdziwej wolności.

Niestety historia ludzkości pełna jest tych, którzy niosąc wolność w istocie zakładali kajdany. Czyż którykolwiek dyktator nie przejmował władzy w imię wolności? Ale z drugiej strony jest ona motorem napędowym i każdy z dyktatorów upadał właśnie dlatego, że obszar wolności kurczył się pod jego rządami wyzwalają u ludzi energię kierującą ich w stronę społecznego wybuchu. Ale w tym miejscu należy się uwaga, otóż ludzie zazwyczaj wychodzą na ulicę żądając wolności, gdy zagrożony jest ich byt ekonomiczny. Podałem ekstremalny i bardziej odnoszący się do naszych czasów przykład, ale wybuch społeczny może nastąpić przecież w wyniku krępującego je porządku społecznego. Wtedy mamy do czynienia z rewolucją, która zawsze znajdzie swoich przywódców, ale w której aktorami są zbuntowane masy coraz bardziej uświadamiające sobie swoją siłę i chęć parcia do poszerzania obszaru swojej osobistej wolności gwarantowanej im przez instytucję państwa. Wolność jest wówczas personifikowana przez malarzy, poetów a nawet i polityków ukazujących ją idealistycznie, pragnących, by była czysta i nieskazitelna, co w jakimś sensie usprawiedliwiałoby ofiary poniesione na jej ołtarzu.

 

B.S.: Właśnie, przybierała ona różne oblicza. Miała w sobie zawsze coś z patosu, była boginią spoglądającą na ludzi z góry doglądając ich i błogosławiąc. Czy Wolność, a właściwie jej personifikacja u Eugeniusza Delacroix wyróżnia się spośród tradycyjnych ilustracji i stereotypów?

P.O.: Powiedziałbym, że aż za bardzo. Była zawsze idealizowana, wręcz nieskazitelna. Najciekawsze jest jednak to, że ów wizerunek Wolności, w przeciwieństwie do wielu innych artystycznych personifikacji nie został przez naszą cywilizację zaczerpnięty ze świata antycznego. Oczywiście pojęcie libertas było jak najbardziej znane, ale antyk nie pozostawił nam jej wizerunku, bo też nie była ona boginią. Tak więc znamy boginię sprawiedliwości (Iustitia, grecka Temida), pokoju (Pax, gr. Eirene), zwycięstwa (Wiktoria, gr. Nike) czy zgody i harmonii (Concordia, bez greckiego odpowiednika), której antytezą była bogini zamętu, niezgody i chaosu zwana Discordia (i tu już istniał grecki odpowiednik Eris).

Wolność, o której pisali wielcy myśliciele epoki oświecenia tacy jak Jean Jacques Rousseau czy Wolter znajduje swe ucieleśnienie w Wielkiej Rewolucji Francuskiej 1789 r. To ona wyprowadzi na ulice lud, któremu zrozumiałe staną się pojęcia: Równość, Wolność i Braterstwo znajdujące ucieleśnienie w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Jej klasycystyczne wizerunki mają dać natchnienie wszystkim, którzy chcą podać jej dłoń. Ma długie jasne włosy i jasną karnację, jest majestatyczna, czysta. Bardzo silnie łączy się z nią pojęcie cnoty – określanej w języku łacińskim terminem virtus a greckim arete. Jej personifikację znajdziemy w Efezie. Czymże jest cnota? Jest to postawa etyczna wskazująca, że człowiek może wznieść się ponad wszystko i posłużyć się swoimi władzami moralnymi. Świadomość ich posiadania toruje drogę do moralnego postępowania. Przecież taki właśnie model lansował Maksymilian Robespierre mówiąc o cnocie w polityce. Tylko wówczas można dostąpić prawdziwej wolności.

B.S.: Dając głowę w walce właśnie o nią samą stając się dla innych symbolem zniewolenia?

P.O.: Gdyż w momentach rewolucyjnych pionierzy wolności składają swe życie w ofierze a wysłani są na szafot przez tych, w imieniu których występują i tak to się zapętla. Można nawet powiedzieć, że ich własna Wolność wysyła ich na śmierć, by uwolnić od nich tych, których chcieli skrępować własnym wyobrażeniem Wolności.

B.S.: A amerykańska Statua Wolności?

P.O.: Ona przytłacza swą wielkością, ale jest nie tylko ideałem, ona daje nadzieję tym, co przybywają do nowego świata, gdzie Wolność, pisana i dużą i małą literą dała początek nowemu państwu. Przecież to ono wzniosło się na fundamentalnym pojęciu wolności jako antytezie społeczeństw starego kontynentu. W 1989 r. amerykańska Statua Wolności, dodajmy ufundowana przez Francję i wzniesiona w latach 1884-1886 stanie się inspiracją dla zrewoltowanych mas młodego pokolenia Chińczyków na Placu Tiananmen. Ona zjednoczyła ludzi w swym proteście przeciwko łamaniu zasad wolności, ale oznacza to również, że to społeczeństwo w 1989 r. po prostu było już tego świadome.

Delacroix daleki jest od tej idealizacji. Wolność nie jest dlań inspiracją, gdyż on sam nie za bardzo był w stanie pójść za głosem zbuntowanych mas paryskich w 1830 r. Jak sam mówił wolność była dlań swobodą decyzji, możliwością pójścia do restauracji na obiad, a rewolucja stawiała duży znak zapytania nad tym, czy dana mu będzie możliwość korzystania z wyborów.

B.S.: Konformista?

P.O.: Pewnie tak, w każdym razie ostrożnie podchodzący do buntu mas i burzenia ustalonego porządku. Jego Wolność – jego Marienne – symbol narodu francuskiego, alegoria wolności i rozumnego myślenia nie jest emocjonalnym chwilowym porywem. Jej kamienna twarz zdradza stanowczość, ale otacza ją wicher dziejów rozwiewający jej włosy i suknię, która w ferworze wydarzeń spadła z jej ramion odsłaniając piersi. Czapka frygijska, jakże popularna w dobie rewolucji 1789 r. jest nadal symbolem wyzwolenia. Nic bardziej nie potrafi oddać tegoż ducha jak używana w czasach starożytnych czerwona czapka symbolizująca, że człowiek ją noszący był niegdyś niewolnikiem cieszącym się obecnie wolnością. To, że w jednej dłoni Marienne dzierży francuską flagę może w nas nie budzić dzisiaj żadnych skojarzeń. Flaga francuska to kolory czerwony, biały i niebieski. Dlaczego? Czerwony i niebieski to barwy Paryża, biały to kolor dynastii Bourbonów. Jest to zatem kompromis między ludem a monarchią, do jakiego doszło przecież we wczesnej fazie Wielkiej Rewolucji Francuskiej 1789 r. Po 1814 r. kończącym epokę wielkich wstrząsów i wojen na kontynencie europejskim na tron francuski powróci dynastia Bourbonów, która natychmiast przywróci flagę królewską czyli złotą lilię na białym tle. To symbol powrotu konserwatyzmu. Pierwsze co widzi Delacroix obserwujący wystąpienia ludu paryskiego w 1830 r. to trójkolorowa flaga – symbol republiki i wolności. I właśnie jego Wolność powiewa rewolucyjnym sztandarem, gdyż w 1830 r. jest to symbol rewolucji a nie oficjalne barwy królestwa. W lewym ręku natomiast trzyma karabin. Zapewne zdobyty podczas walk, ale symbolizujący walkę – walkę o te właśnie ideały. Wolność jest zatem u niego rewolucją obalającą stary porządek – to podmuch dziejów. Nie możemy jednak dopatrzeć się w tej symbolice jednoznacznie pozytywów i negatywów. Skoro wolność jest okupiona takim poświęceniem jak ludzkie życie to przestaje mieć jednoznaczny wymiar interpretacyjny, aczkolwiek wszyscy ją chwalą i wszyscy jej pragną. Aż się nią w końcu znudzą, by ją stracić i znowu o nią walczyć.

P.O.: W przeciwieństwie do innych alegorii czy wizerunków Wolności Delacroix odmalowuje swą postać raczej w ciemnych barwach. Jest pokryta wojennym pyłem. To dlatego krytycy jego dzieła wystawionego w 1831 r. na widok publiczny doradzali mu, aby ją wymył, oczyścił z brudu, gdyż Wolności nie godzi się nosić na sobie ulicznego brudu nawet jeśli jest wynikiem ciężkich zmagań. A przecież Delacroix wykazał, że o tę Wolność należało się bić, choć sam z rezerwą odnosił się do rewolucyjnej przemocy.

B.S.: Ale ten stary porządek wciąż do Francji powracał. XIX wiek to nic innego jak pasmo ciągłych rewolucji.

P.O.: Istotnie. Ta z 1789 r. zdołała jednak zapuścić korzenie tak mocno, że nawet restytucja starych porządków nie obyła się bez akceptacji pewnych zdobyczy z poprzedniej epoki jak chociażby uznanie roli bogatego mieszczaństwa i prawa wyborcze (ograniczone, ale na przestrzeni stulecia w coraz mniejszym stopniu). Rewolucja, którą sportretował Eugene Delacroix to wystąpienia lipcowe 1830 r. przeciwko rządom Karola X, księcia Artois i brata ściętego w 1793 r. króla Ludwika XVI oraz jego następcy Ludwika XVIII. W 1848 r. lud paryski po raz kolejny będzie wznosił uliczne barykady. Tym razem przeciwko swemu wybrańcowi mieszczańskiemu królowi Ludwikowi Filipowi. W 1852 r. w przytłaczającej większości opowie się za powrotem do monarchii, której ster władzy spocznie w ręku cesarza Ludwika Napoleona Bonaparte, znanego jako Napoleon III. Wojna francusko-pruska 1870-1871 doprowadzi do jego abdykacji i wreszcie ukonstytuowania III Republiki Francuskiej, której dane będzie przetrwać do 1940 r. Później będzie jeszcze IV Republika (1946-1958) i wreszcie obecna V, której twórcą był generał Charles de Gaulle. Napoleon III był zatem ostatnim monarchą francuskim, po którego obaleniu nie było już powrotu do restytucji starego ustroju.

B.S.: A zatem Wolności dane było kilkakrotnie prowadzić lud na barykady?

P.O.: W rzeczy samej. Aby zrozumieć wydarzenia 1830 r. musimy wniknąć głębiej w czasy ponapoleońskie a właściwie do roku 1815 kiedy zwycięskie państwa antyfrancuskiej koalicji ukonstytuują nowy porządek światowy. Dzieje się to podczas Kongresu Wiedeńskiego w 1815 r. kiedy o kształcie świata decydować będzie koncert pięciu mocarstw, które razem obaliły rządy cesarza Napoleona Bonaparte. Były nimi: Prusy, Austria, Rosja, Wielka Brytania i Francja.

B.S.: Francja jako strona przegrana miała głos na konferencji pokojowej?

P.O.: Dyplomacja francuska należała do jednych z najskuteczniejszych. W 1815 r. reprezentował ją nikt inny jak Charles Maurice de Talleyrand niegdyś zdymisjonowany ale wciąż aktywny politycznie minister spraw zagraniczny Napoleona I. Dodam na marginesie, że ojciec  również pełnił tę funkcję w czasach napoleońskich. Kongres Wiedeński przyjmie dwie podstawowe zasady nowego ładu: legitymizmu czyli powrotu obalonych dynastii na utracone przez nie trony oraz równowagi sił rozumianej jako koncert mocarstw o mniej więcej równych potencjałach stojących na straży nowego, a właściwie starego porządku. Z inicjatywy cara Aleksandra I powstaje nawet pierwsza nieformalna organizacja znana pod nazwą Świętego Przymierza, której zadaniem jest strzec przyjętych w 1815 r. zasad, co miałoby sprowadzać się do reagowania na wszelkie wystąpienia rewolucyjne. Wielka Brytania do niej nie należała …

B.S.: … podobnie jak Turcja

P.O.: Tak, podobnie jak Turcja i Watykan, ale jej nazwa miała stanowić wystarczającą groźbę dla tych, którym marzył się powrót idei napoleońskich.

B.S.: Ponoć widząc powracających do Paryża Bourbonów Talleyrand miał rzec: niczego się nie nauczyli.

P.O.: Szło im to opornie. Zresztą Ludwik XVIII powracał po raz drugi, bo przecież pierwszy raz musiał salwować się ucieczką po powrocie Napoleona z wygnania z Elby. Trwał wówczas jeszcze Kongres Wiedeński, który natychmiast sformował nową koalicję i pokonał wojska Bonapartego pod Waterloo. Jednymi z pierwszych decyzji Ludwika XVIII był powrót do białej flagi Bourbonów i odejście od Marsylianki jako hymnu narodowego.

B.S.: Rewolucja 1789 r. i czasy napoleońskie zdołały chyba już położyć podwaliny pod nowoczesne narodowe społeczeństwo.

P.O.: Tak, to zmiana mentalnościowa, której Bourboni nie rozumieli. Samo pojęcie obywatel, które powstało w czasach rewolucyjnych niwelowało pojęcie poddany. Poza tym nowe idee wytworzyły również więź narodową, obywatel państwa, to również członek społeczności zwanej narodem, państwa narodowego posiadającego własną flagę, hymn no i język. Nie chciałbym teraz prowadzić dywagacji na temat różnic pomiędzy starym o nowym modelem państwa. Ważne w tym wszystkim jest właśnie to, że obywatel Francji uzyskał świadomość, a ta ukształtowała jego percepcję wolności. Często również wskazuje się na to, że była to wolność kształtująca czy może bardziej dosadnie torująca drogę do wytworzenia się demokracji mieszczańskiej. Tej właśnie której nienawidził komunizm uważając, że mieszczańska demokracja jest związana z kapitalizmem jako wolnością gospodarczą dla bogatych, która zniewala masy. Rewolucja Francuska i czasy napoleońskie wypromowały mieszczaństwo do rangi czynnika decydującego w procesie tworzenia się nowej koncepcji państwa i ustroju społeczno-gospodarczego. To niezmiernie ważne. Stary porządek bowiem opierał się przecież w głównej mierze na kościele i arystokracji.

B.S.: Którą zdołano mocno przetrzebić. Zresztą już w XVIII w. i to na długo przed Wielką Rewolucją 1789 r. kwestionowano we Francji korzenie wielu rodów feudalnych.

P.O.: Tak, ale to nie zmieniało struktury społecznej zaś system zawsze znajdował oparcie w tej klasie społecznej. Awans był uzależniony od społecznego pochodzenia a nie umiejętności. Czasy Napoleona Bonaparte zdołały jednak dokonać fundamentalnych zmian, które były nieodwracalne. Powrót Bourbonów nie oznaczał zatem całkowitego wymazania zdobyczy ostatnich 25 lat. Na tym polegał geniusz Napoleona, który wyprzedził swą epokę.

B.S.: Tymczasem do kraju powracała monarchistyczna emigracja a Ludwik XVIII, choć wykpiwany nawet przez własnych zwolenników usiłował rządzić jakby nic się nie stało.

P.O.: Tak rozumiał restaurację i zasadę legitymizmu. Obalenie Bourbonów było dlań bezprawne, zatem przywracał rządy prawa. Te musiał oprzeć na … Karcie Konstytucyjnej, rozumianej rzecz jasna jako ekwiwalent konstytucji. Sam akt konstytucyjny to zdobycz rewolucji i czasów Napoleona, gdyż monarcha dziedziczny nie mógł nadawać żadnego aktu ograniczającego jego władzę. Według starych zasad monarcha był pomazańcem bożym, a nie władcą z woli narodu. Chcąc utrzymać się na tronie, który bynajmniej nie jest wieczny Ludwik XVIII zmuszony jest przyjąć pewne zasady wypracowane przez poprzedni porządek.

B.S.: Z tą małą różnicą, że nikt tej karty konstytucyjnej nie uchwalał, żaden parlament, czyli był to akt łaski z jego strony.

P.O.: On sam zredagował tekst tego dokumentu, ale uważając się za monarchę z łaski bożej doznał pewnego oświecenia i zdecydował się uszczęśliwić poddanych czymś, co byłoby namiastką konstytucji. Niemniej sam fakt wprowadzenia w życie takiego aktu świadczy, że nie mogło już być powrotu do formy rządów sprzed 1789 r.

B.S.: No tak, ale w wielu punktach właściwie wracała ona do czasów przedrewolucyjnych, że wspomnę chociażby prymat stanu arystokratycznego.

P.O.: Racja, z tym że teraz musiało to zostać zapisane, ale uznano również pewne prerogatywy stanu mieszczańskiego no i również pozostałych stanów. A zatem utrzymano z czasów rewolucyjnych zasadę równości wszystkich wobec prawa, wolność osobistą, wolność religijną oraz wolność słowa pisanego czyli druku i prasy, co mogło ni mniej nie więcej tylko oznaczać możliwość krytyki władzy. Powołano do życia również ciało ustawodawcze i to dwuizbowe: Izbę Parów i Izbę Deputowanych Departamentalnych.

Najważniejszą kwestią było ukształtowanie się na francuskiej scenie politycznej dwóch ugrupowań, można powiedzieć namiastki partii politycznych, reprezentujących interesy dwóch największych klas społecznych. Chodzi zatem o arystokrację i wyższe warstwy duchowieństwa, które razem tworzyły ugrupowanie zwane ultrasami. Sama nazwa wskazuje na stronnictwo konserwatywne (ultra czyli ekstremalny). Skrajny konserwatyzm polegał na postulatach powrotu do stanu sprzed 1789 r. Oczywiście pierwsze skrzypce grała tu w początkowym okresie restauracji powracająca emigracja, Liberałowie grupujący przede wszystkim mieszczaństwo byli antytezą ultrasów. Reprezentowani w parlamencie uzyskali rzecz jasna pewien wpływ na politykę. I to była kolejna zdobycz okresu 25-letniej burzy rewolucyjnej i napoleońskiej.

B.S.: Chciałby pan powiedzieć, że w przedrewolucyjnej Francji nie znano instytucji parlamentu? Przecież pochodzi on jeszcze z czasów średniowieczna.

P.O.: Oczywiście, tyle że tak zwane Stany Generalne były ciałem doradczym a głosy w nich rozkładały się w taki sposób, że reprezentowane odpowiednio przez arystokrację (1.5% społeczeństwa) i duchowieństwo (2.5%) miały zagwarantowaną przewagę nad liczącym 96% thiersem czyli stanem trzecim. Tym sposobem większość była zawsze mniejszością.

B.S.: Ale jak te zmiany ustrojowe mają się do dzieła Eugene Delacroix?

P.O.: Bardzo prosto. Sam Delacroix znalazł się w dość trudnej sytuacji, albowiem jego ojciec zasiadając w parlamencie w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej głosował za ścięciem Ludwika XVI. To nie mogło nastrajać doń pozytywnie kręgów monarchistycznych. Po drugie jego obraz nigdy nie stałby się sztandarowym dziełem nawet w czasach nam współczesnych, gdyby nie wybory parlamentarne we Francji w 1830 r. i gdyby nie polityka Karola X, który objął schedę po zmarłym w 1824 r. Ludwiku XVIII. To właśnie rewolucja lipcowa 1830 r. odmalowana przez Delacroix zmiotła go z tronu.

B.S.: Ale powołała następnego monarchę i to również Bourbona.

P.O.: Ludwik Filip, którego intronizowano w 1830 r. pochodził z bocznej orleańskiej linii Bourbonów i w przeciwieństwie do poprzednika wyniosłego arystokraty był raczej królem mieszczańskim.

B.S.: Jakie były powody społecznego wybuchu w lipcu 1830 r.?

P.O.: Z bardziej długofalowych i destrukcyjnych zarazem działań konserwatywnego Karola X uznałbym oparcie się na dwóch uprzywilejowanych stanach (arystokracja i duchowieństwo), co generowało między innymi uchwalanie takich praw jak kara śmierci za świętokradztwo czy też bardzo wysokie rekompensaty za utracony majątek dla powracającej z emigracji arystokracji. To skrajne błędy, które tylko aktywizowały znienawidzonych przezeń liberałów. Ponieważ król musiał jednak respektować zasadę wyborów parlamentarnych, toteż w 1827 r. doczekał się zwycięstwa liberałów. To z kolei pozwalało im przejść do ofensywy. Spór na razie odbywał się na forum parlamentarnym. Zanim lud wyjdzie na ulice król wprowadzi jeszcze bardzo kontrowersyjne prawo spadkowe, no a restytucja zakonu Jezuitów we Francji będzie jawnym dowodem sojuszu z konserwatywnymi kręgami kościelnymi. W 1828 r. sam inspirował uchwalenie ustawy o ograniczeniu wolności prasy, no i tym razem to musiało skończyć się przynajmniej na forum politycznym ostrą konfrontacją z liberałami. Stąd już był tylko krok do chęci sterowania wyborami.

Ich termin przypadał na przełom czerwca i lipca 1830 r. Wyniki były do przewidzenia. Zwycięstwo liberałów Karol X odebrał jako zagrożenie dla swej pozycji. Zatem nie zastanawiając się chciał czym prędzej unieważnić wybory wprowadzając tak zwane ordonanse.

B.S.: Które były zgodne z literą prawa, gdyż skorzystał z zapisu konstytucyjnego.

P.O.: Zgadza się, tyle że prawo prawem a życie życiem. Karola X otaczała raczej nieciekawa aura. Sam chyba wierzył w swą misję i zachował się dość dziwnie uznając, że wprowadzając ograniczenia i faktycznie unieważniając wyniki wyborów powstrzyma liberałów. Mógłbym powtórzyć za Talleyrandem – niczego się nie nauczyli.

B.S.: Czyżby umysł porównywalny z carem Mikołajem II?

P.O.: O nie, car był mocno ograniczony w swych horyzontach, zaś Karol X był arogancki. Otóż kiedy Mikołaj II dowiedział się od przewodniczącego Dumy Rodzianki, że w Petersburgu doszło do masowych wystąpień z powodu braku żywności i pogarszających się warunków bytowych odparł: No co ten Rodzianko mi wypisuje, przecież mówiłem, że nie można strajkować bo mamy wojnę.

Karol X po prostu uważał, że skoro skorzystał z konstytucyjnego prawa, ale nieuzasadnienie, to przerażeni liberałowie ukorzą się przed jego majestatem.

B.S.: A ci wyprowadzili lud na paryskie ulice.

P.O.:Właśnie. Poczuli swoją siłę po raz kolejny wygrywając wybory, a teraz kiedypróbowano ich ograniczyć mieli jeszcze większe poczucie nie tylko siły, ale i racji. A to już jest bardzo niebezpieczne dla kogoś, kto chce krępować wolności nawet jeśli działa zgodnie z prawem.

B.S.: Lud paryski był zaprawiony we wznoszeniu barykad.

P.O.: Niewątpliwie. Pamiętał nie tylko Wielką Rewolucję, ale jeszcze nie tak dawno, bo w 1814 r. bronił Paryża. A jednak Delacroix uchwycił rewolucyjne typy w jakże odmienny sposób niż nakazywały tego szablonowe ujęcia malarzy epoki neoklasycyzmu. Jeśli bliżej przyjrzelibyśmy się płótnom Jeana Louisa Davida czy nawet rycinom z epoki zobaczymy jakieś nienaturalne wręcz postacie. Nie tyle wyidealizowane, co sztywne, stylizowane, postacie wokół których brakuje życia, zupełnie tak jakby ustawione były do zdjęcia na studyjnym tle. Były perfekcyjne, ale w nowym ujęciu nie o to wszak chodziło. Tymczasem u Delacroixa są one nie tylko żywe, ale niemal wychodzące z ram obrazu, zbliżające się do nas. Choć Delacroix obserwował rewolucjonistów, to w ciągu tych kilku dni między 26 a 30 lipca 1830 r. bynajmniej nie dołączył do nich. Wypada powtórzyć – nie z tchórzostwa, ale z wahania, przy czym nie skrywał podziwu, jaki do nich żywił.

B.S.: Dlaczegóż zatem się wahał, skoro ich podziwiał?

P.O.: Nie chodzi o impuls, ale o racjonalne podejście do problemu, bowiem rezultat takich wystąpień nie jest przewidywalny. Delacroix nie dorabiał sobie biografii i nie robił z siebie bohatera.

B.S.: Wielu krytyków wypatrywało jego postaci na obrazie i znajdywało ją wśród kroczących zrewoltowanych mas twierdząc, że ów mężczyzna w przekrzywionym lekko na lewą stronę cylindrze to nikt inny jak sam Eugene Delacroix. Czy rzeczywiście artysta umieścił siebie na obrazie?

P.O.: Absolutnie nie. Ta postać nie jest nawet do niego podobna. Delacroix nie wypierał się swoich poglądów na rewolucję ani też nie tworzył mitu własnej osoby. Zawsze był sceptykiem w tej materii. Zresztą skrytykował go sam Aleksander Dumas przyglądający się jak Delacroix stoi na ulicy i biernie obserwując sypanie barykad. Najpierw z rezerwą a później z pewną dozą entuzjazmu, ale dopiero wówczas gdy rewolucjoniści wywiesili zabronioną trójkolorową flagę republiki francuskiej.

B.S.: Którą mistrz umieścił na katedrze Notre Dame dodajmy.

P.O.: Chyba wywiesili ją rewolucjoniści, ale on to dostrzegł i podobnie jak bogini Wolności-Marienne pozwolił dzierżyć trójkolorowy sztandar, tak i dostrzegł jego symboliczne znaczenie na jednej z najbardziej znanych świątyń w Europie.

B.S.: A jednak żadna z postaci przezeń namalowanych nie powiewa tym sztandarem.

P.O.: Gdyż prowadzi ich Wolność. Przyjrzyjmy się bliżej postaciom z tłumu. To zwykły proletariat, lumpy, które są awangardą wolności a z drugiej strony stanowią same w sobie ogromne niebezpieczeństwo dla każdego porządku społecznego. Bunt mas. Po prawej stronie bogini Wolności widzimy kilkunastoletniego chłopca przypominającego swym wyglądem Gavroche’a z opowiadania Wiktora Hugo. Jest nawet do złudzenia doń podobny, choć powieść Hugo osadzona jest w czasie powstania robotniczego 1832 r., a Delacroix maluje swoje dzieło w 1830 r. kilka miesięcy po obaleniu Karola X.

B.S.: To znaczy, że niebawem wybuchła kolejna rewolucja?

P.O.: Nie była to rewolucja, ale wystąpienia uliczne zbuntowanej biedoty. Pamiętajmy, że w czasach Ludwika Filipa rozruchy uliczne były bardzo częste, tyle że nie doprowadziły do obalenia monarchii. Aż dopiero uczyniła to Wiosna Ludów 1848 r. Ale przyjrzyjmy się jeszcze jednej dziecięcej postaci klęczącej przy lewej krawędzi obrazu. Przecież on nosi policyjną czapkę. Nasz Gavroche z kolei ma wojskową raportówkę i dwa pistolety. Co najważniejsze, on nie bawi się nimi ale umie się nimi posłużyć. Strzela do policji i wojska, które ustawione w szyku bojowym widzimy w tle obrazu. Przecież rzeczy te pochodzą z rabunku, prawdopodobnie zostały zabrane zabitym żołnierzom czy policjantom, którzy padli w walce.

Ów mężczyzna w cylindrze trzyma wojskowy karabin. Nie jest to młodzieniec, ale zawadiacki bojownik rewolucyjny. Cylinder wskazuje na jego społeczne pochodzenie, być może to jakiś przedstawiciel inteligencji, burżuazji – nie bogatej, ale tej tworzącej elitę intelektualną. Za nim wiruje postać innego mężczyzny z szablą w dłoni. Wszyscy oni kroczą za Marienne, ale kroczą po stosie trupów. To jest rewolucyjna ofiara. Zrewoltowany proletariat został wyprowadzony na ulice. W jakim celu? Obalenia monarchii, która starała się nie dopuścić do parlamentarnego zwycięstwa liberałów. Oczywiście trudno jest byśmy skonstatowali to z treści obrazu. My tylko widzimy rezultat działania monarchy.

B.S.: Który abdykował 2 sierpnia 1830 r.

P.O.: Istotnie. Ale tego jeszcze wówczas nie wiedział i nie przewidział.

B.S.: Patrząc na stosy trupów zaczynam również poważnie zastanawiać się nad kosztem gwałtownych zmian systemowych. Jak i gdzie Delacroix studiował martwe ciała ludzkie, tak przecież odbiegające od tematyki zwanej martwą naturą?

P.O.: Ja bym powiedział, że one są ożywione swą śmiercią. To nie są majestatyczne postacie, które stały się ofiarami jakichś wielkich wydarzeń. Oczywiście Delacroix czerpał swe wzorce przede wszystkim z malarstwa Antoine-Jean Grosa. Ten bardzo ceniony przez Napoleona Bonaparte artysta-malarz pozostawił po sobie dzieła ilustrujące wojenne wyczyny armii francuskiej, w tym kampanię pruską 1806 r. oraz bitwę pod Eylau, gdzie znajdziemy wspaniałe studium ludzkich ciał poległych w starciu. Tam również na pierwszym planie mamy Napoleona w otoczeniu swych marszałków stojących ponad ciałami poległych żołnierzy francuskich. Z pewnością Delacroix wykorzystał ten motyw na swoim płótnie, z tą jednak różnicą, że poległy żołnierz jest odarty z munduru. Któż tego dokonał? Rewolucjoniści. Niekoniecznie ci, których widzimy na obrazie, ale z pewnością ci, którzy w ferworze walki skorzystali na niej. Zresztą jakże szybko ze zwycięzcy w siłowej konfrontacji można przedzierzgnąć się w ofiarę. Te części umundurowania, o których wcześniej wspominałem zapewne jeszcze nie raz zmienią właściciela.

B.S.: Eugene Delacroix namalował swoje dzieło na zamówienie rządowe i wystawił je w Pałacu Luksemburskim w 1831 r. Jednak nie odniósł spodziewanego sukcesu. Jakie były tego powody?

P.O.: Po pierwsze Ludwik Filip, choć popularny, to jednak jako nowy monarcha nie bardzo kwapił się do upamiętniania tych klas społecznych, którym zawdzięczał swoją intronizację. Wszak król mieszczański, jak go nazywano zamierzał podkreślać stabilizację i raczej swe przywiązanie do bogatego mieszczaństwa, a te nie bardzo było skore do zawierania jakichkolwiek kompromisów z niższymi warstwami swej klasy. Lumpenproletariat, jakże bardzo niebezpieczny należało raczej zaprząc do pracy, a ludziom dać poczucie stabilizacji, ot takie o jakim marzył nawet i sam Eugene Delacroix.

B.S.: Czy można zatem powiedzieć, że rewolucja zakończyła się 30 lipca?

P.O.: Może 2 sierpnia, kiedy ostatecznie abdykował Karol X. Nowatorstwo dzieła Delacroix, i to bynajmniej nie widziane od strony jego techniki artystycznej, ale wizji rewolucji podziałało elektryzująco na nowe władze. Toteż zakupione uprzednio za sumę 3 tys. Franków dzieło oddano później artyście mając nadzieję, że przepadnie bez echa. Tymczasem nikt o nim nie zapomniał. Zwłaszcza, że budowa francuskiego kapitalizmu bynajmniej nie przebiegała w sposób łagodny. System wyzysku doprowadzony w XIX w. do perfekcji, ten sam, który opisywał na kartach swych powieści Charles Dickens obserwujący dzielnice nędzy w londyńskiej metropolii, był również codziennością życia we Francji. Wystarczy poczytać Wiktora Hugo czy Honore Balzaca, by się o tym przekonać. 12-14 godzinny dzień pracy za głodowe i często obniżane stawki, urągające wszelkim zasadom ludzkiej godności warunki bytowe robotników gnieżdżących się ze swymi wielodzietnymi rodzinami w izbach czynszowych o powierzchni nieprzekraczającej 8-10 m kwadratowych a wreszcie niepewność jutra nieraz jeszcze były imperatywem wyprowadzającym zrewoltowane masy na ulice wielkich miast.

Nie trzeba było nawet długo czekać. Pierwsze wystąpienia na wielką skalę miały miejsce już na przełomie listopada i grudnia 1831 r. w Lyonie. Ludwik Filip sięgnął dokładnie do tych samych metod, czyli użyl wojska i policji do tłumienia zamieszek. Ponownie lud lyoński wyjdzie na ulice w dniach 7-12 kwietnia 1834 r. I ponownie spotka się z represjami i to jeszcze większymi aniżeli te z 1831 r.

B.S.: Czas trwania tych wystąpień to również kilka dni, jednak nie zachwiały one tronem królewskim.

P.O.: W przeciwieństwie do poprzednika Ludwik Filip prowadził dość rozważną politykę wewnętrzną. Między nim a bogatym mieszczaństwem, które w dzisiejszych kategoriach moglibyśmy określić mianem dużego biznesu, istniał swoisty pakt wymierzony w drobne mieszczaństwo i klasy niższe. Pomnażanie majątków bogaczy odbywało się kosztem biedniejszych klas, które należało utrzymać w ryzach. W żadnym wypadku również nie należało rozszerzać na nie praw politycznych. W związku z tym Ludwik Filip tworzył trwałe fundamenty dla swojej władzy.

B.S.: Którą też utracił w konsekwencji rewolucji.

P.O.: Nie da się ukryć, ale wystąpienia 1848 r. określane mianem Wiosny Ludów, nie były ograniczone jedynie do Francji. Francja je zapoczątkowała tak zwaną rewolucją lutową, która następnie zaktywizowała wielkie ruchy mieszczańskie w całej Europie, no może z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Rosji. To był jednak proces ciągły, który rozpoczął się zdecydowanie wcześniej i to już w latach 20-ch XIX stulecia.

B.S.: Czy chodzi o mieszczańskie ruchy narodowe i zjednoczeniowe?

P.O.: Właśnie. Podskórnie w Europie były one aktywne choć z różnym natężeniem. Weźmy dla przykładu włoskich karbonariuszy, których celem było zjednoczenie Włoch. To samo dotyczy dążeń niepodległościowych, które będą stanowić wyłom w, zdawałoby się silnym w swych podstawach systemie powiedeńskim. Dobrym przykładem jest powstanie greckie przeciwko panowaniu tureckiemu, które zaowocuje pojawieniem się nowego państwa na mapie Europy – Grecji. W 1830 r. wybuch powstania narodowego w Belgii doprowadzi do zniszczenia stworzonego na mocy porozumień Kongresu Wiedeńskiego Zjednoczonego Królestwa Niderlandów. Uznanie suwerenności belgijskiej to także uznanie dla mieszczańskich ruchów narodowych.

B.S.: No i polskie powstanie listopadowe 1830 r.

P.O.: Tak, z tą jednak różnicą, że ma ono charakter wyzwoleńczy i nie zupełnie jest dziełem ruchów mieszczańskich. Właściwszym terminem byłaby wojna polsko-rosyjska 1830-1831. To już jest temat na inne rozważania.

B.S.: Wraz z upadkiem Ludwika Filipa zmieniły się również losy obrazu Eugene Delacroix.

P.O.: Może nie tyle, dlatego że najpierw II Republika a później II cesarstwo doceniły wartość dzieła, ale chyba raczej dlatego, by nie popełnić błędu obalonego kolejnego przecież monarchy. Od 1848 r. obraz był już częścią stałej ekspozycji w Pałacu Luksemburskim, by począwszy od 1874 r. zawisnąć w Luwrze jako dzieło o charakterze narodowym.

B.S.: Dziś chyba międzynarodowym.

P.O.: Można powiedzieć, że Delacroix a właściwie jego dzieło zrobiło zawrotną karierę zostając wchłonięte przez popkulturę. Nie chodzi tylko o stufrankowy banknot, ale motyw Marienne pojawił się również na etykietce pewnego gatunku piwa, a o okładce jednej z płyt zespołu Coldplay nie wspomnę.

B.S.: Proszę nie zapomnieć również o paryskich zamieszkach 1968 r. kiedy Wolność Delacroix jest zaadaptowana przez młodzieżowy ruch kontestujący panujący we Francji system społeczno-ekonomiczny.

P.O.: Rozruchy 1968 r. bynajmniej nie miały miejsca tylko we Francji, ale istotnie to francuska młodzież z dumą odnosi się do postaci wykreowanej przez romantyka jakim był Eugene Delacroix. Jakże wymowna jest okładka Paris Match z marca 1968 roku, gdzie powiewająca flagą francuska studentka ukazana jest na tle konturów Marienne. Nic bardziej nie może kojarzyć się z wolnością.

B.S.: Czy wizerunek Wolności, jaki pozostawił nam po sobie w spadku francuski artysta jest dla nas zrozumiały?

P.O.: Musielibyśmy powrócić do początku naszej rozmowy. Otóż nasze pokolenie w Polsce od 27 lat zażywa wolności. Nie zastanawiamy się też nad tym, co mamy. Jednak częstokroć rozumiemy ją opacznie. Ciągle przesuwamy granice tego pojęcia i w końcu chcąc się całkowicie wyzwolić ze wszystkiego wpadamy w skrajność, że wszystko co powiemy lub robimy może zagrozić wolności.

B.S.: Czyjej?

P.O.: Drugiego człowieka. Czyli wracamy do liberalnej percepcji: człowiek korzysta ze swej wolności, dopóki jego wolność nie zagraża wolności drugiego człowieka. Tylko, że jeśli wpadniemy w zaklęty krąg dywagacji na temat co zagraża wolności drugiego człowieka to wówczas obudzimy się w niewoli wolności, w której lepiej będzie milczeć niż mówić, spać niż robić cokolwiek.

B.S.: To pesymistyczna wizja.

P.O.: Optymistyczne jest to, że Marienne może, przynajmniej teraz, swobodnie przechadzać się ulicami europejskich miast, a zasady o jakie walczyły pokolenia XIX wieku stały się dla nas standardami. Cieszmy się zatem dziełem Delacroix, gdyż nic nie zmąci dzisiaj naszych przyjęć, a tego artysta obawiał się najbardziej.

Rozmawiała Beata Sekuła

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj