Marzenia Przemysława Nowaka przeszły długą drogę – od dziecięcej fascynacji pilotowaniem myśliwców, do dorosłego już budowania własnej marki prawniczej i kancelarii. Mecenas podkreśla, że do sukcesu prowadzi tylko ciągły rozwój. Lubi odpowiedzialność i podejmowanie decyzji, uważa bowiem, że tylko wtedy można ciągle weryfikować własną wartość. Zarządzanie ludźmi uznaje za przywilej, a nie przykry obowiązek. Prawniczy biznes buduje konsekwentnie i z rozmachem, nie bojąc się wciąż nowych wyzwań. To właśnie dlatego mecenas Przemysław Nowak został nagrodzony tytułem Lidera z powołania.

Panie Mecenasie, czy Pana zdaniem liderem się człowiek rodzi czy się nim staje?

Na pewno trzeba mieć predyspozycje, a więc już rodząc się, niektórzy z nas mają „to” w sobie. Ale nic samo się nie zrobi, więc bez pielęgnowania tych cech, bez pracy nad sobą niewiele się wydarzy. Najlepiej więc, gdy predyspozycje i wrodzone zdolności zostaną wzmocnione rzetelną pracą nad sobą, edukacją, zbieraniem doświadczeń oraz przemyślanymi decyzjami. Jesteśmy tylko ludźmi, więc raczej trudno liczyć na czarodziejską różdżkę pasującą na lidera.

Czyli rozwój to podstawa?

Bez niego nadal zarządzalibyśmy nieogrzewana jaskinią, a szefem byłby najsilniejszy, a nie najmądrzejszy. Moim zdaniem proporcje między zdolnościami a pracą nad sobą to mniej więcej pół na pół.

A które cechy przydają się szczególnie w zarządzaniu kancelarią, ludźmi?

Trudno tutaj coś postawić na pierwszym miejscu, ale na pewno trzeba być dosyć stanowczym, dobrze jest też być człowiekiem empatycznym, żeby podejmować decyzje personalne, analizując nie tylko słupki Excela. Sądzę, że posiadam obie te cechy. Z kolei w biznesie mogą zdarzyć się sytuacje, w których nadmierna empatia przeszkadza i wówczas trzeba mieć w sobie dość stanowczości właśnie, aby chronić przede wszystkim interes klienta. Empatia jest także ważna, żeby zrozumieć klienta, nie może jednak przysłaniać interesu biznesowego, bo przecież jesteśmy, my, Radcowie prawni, również przedsiębiorcami, od których więcej się wymaga i oczekuje w zakresie profesjonalizmu czy odpowiedzialności. W sytuacjach trudnych ów głos serca musi należeć w pełni do tych, dla których pracujemy i którzy powierzyli nam swoje interesy pod prawną opiekę. A wobec innych to już raczej nie empatia, ale dyplomacja.

A zatem jest Pan czy bywa dyplomatą?

Na pewno jestem nim jako przedsiębiorca.

A kiedy zdecydował się Pan wybrać prawo jako drogę na życie?

To akurat było bardzo dawno temu, jeszcze w podstawówce. Nawet we wczesnej podstawówce. Od zawsze bywałem trochę pyskaty, a trochę obrońcą uciśnionych, całkiem serio. W szóstej klasie, mimo że moja mama pracowała jako nauczycielka w tej samej szkole podstawowej, do której uczęszczałem, wygłosiłem pierwszą mowę obrońcy. Pamiętam, jak pani od muzyki niesprawiedliwie potraktowała kogoś z mojej klasy, a ja wtedy wstałem i wziąłem go w obronę. Oczywiście, mojej mamie trochę się wówczas oberwało na radzie pedagogicznej, ale ja pierwszy raz miałem okazję docenić moc słowa.

Dzieci nauczycieli nie mają lekko?

Dzieci nauczycieli mają bardzo trudno, bo ja skończyłem z zachowaniem nieodpowiednim w tej szóstej klasie. Przez tą moją przebojowość. Wówczas usłyszałem w szczególności: ,,Nowak, ty to powinieneś być adwokatem”. A ja odpowiedziałem: ,,Właśnie mam taki plan”. Prawda jest taka, że już wcześniej o tym myślałem.

A ktoś w rodzinie był prawnikiem? Była taka tradycja?

Mój Tata niemal całe swe życie zawodowe poświęcił na pracę dla wymiaru sprawiedliwości. Wychowałem się zatem wśród akt, które dotyczyły przeróżnych zagadnień prawnych. To miało swój wpływ. Potem jednak zastanawiałem się, czy zamiast prawnikiem nie powinienem raczej zostać przedsiębiorcą? Właśnie dlatego zdawałem nie tylko na prawo, ale też na marketing i zarządzanie. Na oba kierunki się dostałem. No i trzeba było wybrać.

Udało się połączyć te dwie dziedziny.

Rzeczywiście, bo jako właściciel kancelarii, jestem również przedsiębiorcą, więc także w tej aktywności mogę się realizować. Zresztą sam zawód prawnika, bez prowadzenia spraw gospodarczych, to by nie było to. To daje odpowiedź, dlaczego nie zostałem adwokatem, zdecydowanie bardziej interesuje mnie bowiem obsługa firm i tematów biznesowych, aniżeli rola procesowa, z którą kojarzy się adwokatów – obrońców w procesach karnych.

Państwo też mogą przecież występować jako Radcowie prawni w procesach.

Od pewnego momentu tak. Oba te zawody pod tym względem zostały zrównane. Radcowie prawni mają jednak taką przewagę, że mogą wykonywać swój zawód w formie umowy o pracę dla jakiegoś pracodawcy, a adwokaci nie. Ten przepis czasami ułatwia nam działanie.

A kiedy wybrał Pan specjalizację? Już na studiach czy później?

Zazwyczaj trudno datować sam moment wyboru specjalizacji. Ale gdy chodzi o mnie, to akurat proste, bo na czwartym roku ukierunkowałem się bardzo na prawo spółek. Wiedziałem bowiem już wtedy, co najbardziej chciałbym robić. Potem była praca magisterska, też z Prawa Spółek Handlowych.

Studiował Pan w Katowicach?

Tak na Uniwersytecie Śląskim. Potem aplikacja, gdzie (de facto) nie ma miejsca na specjalizacje. Oczywiście, można to robić we własnym zakresie, np. wybierając tematy obejmujące swój zakres zainteresowań. Tak się stało w moim przypadku. Kiedy jednak w 2002 r. trafiłem do kancelarii, mojej pierwszej pracy, miałem w kwestionariuszu osobowym wpis, że chciałbym być adwokatem, bo tytuł Radcy prawnego od doradcy podatkowego oddziela tylko cienka linia. Tak wtedy się myślało. Adwokat zaś zawsze jest zawodem kojarzonym z prawem. Dość szybko dostałem od mojego szefa obrony z urzędu w sprawach karnych (w wielu przypadkach drastyczne, łącznie z zabójstwami).

Szef chciał pewnie sprawdzić, czy chęć bycia adwokatem jest w Panu wystarczająco silna…

Zapewne chciał mi pokazać, jak to jest. Jedna z tych spraw była wybitnie drastyczna i po spotkaniu w areszcie z oskarżonym miałem już wyrobiony pogląd. A kiedy jeszcze usłyszałem, że mam składać apelację od wyroku, który uważałem za słuszny, to już wiedziałem, że nie chcę zajmować się sprawami tego typu. Musiałem wybrać swoje własne miejsce, nie zaś ulegać karierowym stereotypom.

I wtedy zdecydował się Pan zostać przedsiębiorcą?

Jak mówiłem, myślałem o tym już wcześniej, ale na życie trzeba wybierać plan zgodny z przekonaniami, własną wrażliwością i moralnością, nie zaś patrzeć wyłącznie na profity, zwłaszcza że one, jeśli rzetelnie wykonuje się swoją pracę, z pełną wiedzą i zaangażowaniem, trzymając się zawsze zasad, same się pojawią. Moja kancelaria, oprócz spraw gospodarczych, zajmuje się także między innymi: rozwodowymi, często niezwykle trudnymi, lecz nigdy nie zachęcamy do tego rozwiązania, raczej staramy się być rozjemcami, podpowiadać rozwiązania, budować mosty, również finansowe, które związkom mogą dać kolejne szanse. A jeśli już ludzie muszą się rozstać, to rozwód powinien odbywać się z klasą. O to również dbamy, na ile tylko jest to możliwe.

Pewnie to znaczne uproszczenie, ale w doradztwie biznesowym, też pewnie musicie się kierować podobnymi zasadami, chcąc zasłużyć na zaufanie kontrahentów?

Nie inaczej. Zarówno w sprawach rodzinnych, majątkowych, jak też w gospodarczych, standardy kancelarii się nie różnią. To niełatwa praca, bo każdego dnia żyje się problemami klientów, które zaprzątają nas od świtu do nocy. W każdej sprawie staramy się stanąć na wysokości zadania, ale nie ukrywam, że wolimy doradzać w budowaniu biznesów, wystrzeganiu się pomyłek, niż w ratowaniu firm z opałów. To skuteczniejsze i przyjemniejsze także dlatego, że udział w sukcesie zawsze cieszy. Praca nie jest lżejsza, wymaga bowiem dalekowzrocznego przewidywania koniunktury, dostrzegania mielizn prawnych, zapobiegania ewentualnym sztormom i burzom biznesowym. To męczące, ponieważ niektórzy klienci sądzą, że oddanie spraw doradcy, daje im sto procent pewności wyjścia z opresji, niezależnie od tego, co zrobią. Tymczasem wszystkie posunięcia powinny być racjonalne – próbujemy to zawsze wyjaśniać tym, z którymi współpracujemy.

Czyli wszyscy, zarówno prawnicy, o czym Pan wspominał, jak też ludzie biznesu, powinni działać zgodnie z regułami. Ale przecież zdarzają się błędy i wtedy Radca prawny staje się niezbędny. W czym zatem szczególnie się specjalizujecie?

Przede wszystkim w kompleksowej obsłudze firm i Przedsiębiorców. W odróżnieniu od prawników, którzy zajmują się doradztwem dla osób fizycznych, my potrafimy wykonywać swoją pracę w rytmie biznesowym i przy uwzględnianiu tzw. spojrzenia biznesowego, czyli nie hamując posunięć i działań klienta. Chodzi między innymi o to, że prawnik zajmujący się firmą, mimo kolejki interesantów, na bieżąco uczestniczy w konsultacjach z zarządzającymi nią właścicielami czy menedżerami.

I rzeczywiście udaje się reagować natychmiast?

Oczywiście. Robię to od prawie 20 lat, więc również na takie wyzwania mam wypracowane know‑how, a pracujący ze mną prawnicy są nie tylko pełnoprawnymi, Radcami, dodatkowo bowiem – dzięki w szczególności moim konsultacjom i wskazówkom – mogą korzystać z całego mojego doświadczenia. Nawet dzisiaj mieliśmy akurat taką niecierpiącą zwłoki sprawę, kiedy w firmie, którą wspomagamy prawnie, coś się niespodziewanie wydarzyło. Najpierw ja odbyłem pierwsze konsultacje, a teraz przejęła je następna osoba, która do końca dnia wypracuje z przedstawicielami przedsiębiorstwa propozycję rozwiązania sprawy. Ja, ma się rozumieć, przez cały czas śledzę postępy i przekazuję moje sugestie. Inni Radcowie zajmują się w tym czasie pozostałymi klientami, których sprawy nie wymagają takiego tempa.

Czyli najważniejsze, by wiedza merytoryczna wspierana była właściwym podejściem do klienta i praktycznym rozumieniem jego biznesu.

Niewątpliwie tak. Nasz kontrahent musi wiedzieć, że od pierwszej chwili pracujemy nad jego problemem i nie spoczniemy dopóty, dopóki nie wypracujemy możliwie jak najlepszego rozwiązania.

To bardzo obciążające.

Tak, ale niezbędne. Sam jestem przedsiębiorcą, więc choć inni spełniają się w innych branżach, wydaje mi się, że dobrze ich rozumiem. W Polsce trudno nadążyć za tempem zmian prawnych, bo mamy do czynienia z pewną nadprodukcją prawa. Trudno się więc dziwić, że przedsiębiorcy nie śledzą na bieżąco tego procesu, co ja muszę robić z oczywistych względów, często więc nie zdają sobie sprawy zarówno z nowych możliwości, jak też ze świeżo wprowadzonych ograniczeń.

Ten rok jest szczególnie trudny dla biznesu.

Zdecydowanie tak. Uważam, że zmieni rynek w wielu branżach, a to wzmoże w legislatorach chęć do dokonywania poprawek w prawie, co nie zawsze, zwłaszcza gdy czynione jest w pośpiechu, służy polepszaniu przepisów. Z niepokojem myślę, o ile wydłużyłaby się moja dziesięcio-, dwunastogodzinna dniówka w kancelarii, gdyby nadszedł głęboki kryzys gospodarczy, stanowiący reperkusję pandemii.

Taka sytuacja pewnie nie tylko wymusiłaby, ale też umożliwiła dalszy rozwój kancelarii.

W tej chwili pracujemy w cztery osoby (merytoryczne) i staramy się pozyskać piątą. To zadanie niełatwe, bo utrzymujemy bardzo wysokie standardy. Dlatego najpierw spodziewam się raczej zwiększonego obciążenia dla mojego aktualnego Zespołu prawniczego. Obecnie zależy nam na kolejnym Radcy specjalizującym się w branży budowlanej i nieruchomościowej, szczególnie realizacji inwestycji budowlanych, co stanowi wypadkową mnożących się spraw związanych z tymi segmentami rynku. Sam tymi sprawami zajmuję się już ponad osiemnaście lat, więc trudno się dziwić, że właśnie w tej branży pozyskujemy wciąż nowych klientów. I nie zamierzamy odmawiać nikomu pomocy prawnej. Nie ograniczamy się więc do Śląska, stanowiącego dla nas naturalną strefę działania, ale staramy się też pozyskiwać firmy z innych regionów. Zwłaszcza że jako nieliczni na rynku doskonale komunikujemy się z inżynierami, od lat przekładając ich specjalistyczny język na nasz, prawniczy.

Czyli niekończąca się praca. Ale przecież od czasu do czasu trzeba naładować baterie, odetchnąć. Jak Pan to robi?

Tych chwili jest niestety mało, ale mam swoje sposoby. Obcowanie z przyrodą, góry, luźny strój, a nie garnitur, no i oczywiście jazda na rowerze po górach. W zimie – narty i również turystyka górska. Staram się dbać o swoją wydolność jak tylko to możliwe. Zresztą co byłby ze mnie za prawniczy lider, gdybym sam ze sobą nie umiał przeprowadzić mediacji, dzięki której utrzymanie się w dobrej kondycji byłoby absolutnie osiągalnym celem.

Trzymam kciuki i dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Beata Sekuła

red. Piotr Góralczyk

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj