Mariusz Jurasik, trener i zawodnik – Lider z powołania

0
3384

Psychologia, indywidualne podejście, odpowiednia analiza

Rozmowa z trenerem szczypiornistów Górnika Zabrze, Mariuszem Jurasikiem, wielokrotnym reprezentantem Polski oraz dwukrotnym medalistą MŚ, wyróżnionym tytułem Lider z powołania, o trudach życia sportowca, przełamywaniu granic oraz codziennej pracy w roli trenera.

Jakie cechy powinien posiadać lider – sportowiec, szczypiornista?

To trudne pytanie, aczkolwiek na pewno powinien być zdeterminowany, musi wiedzieć czego chce i dążyć do tego bardzo ciężką pracą. Nie może zrażać się trudnościami. Należy wstawać rano i wyznaczać sobie nowe cele. Lider nie może spocząć na laurach, wysoko stawia sobie poprzeczkę i cały czas dąży do realizacji kolejnych celów. To automatycznie rozwija jego pasje. Dla mnie to podstawowe cechy, które powinien posiadać każdy człowiek, a sportowiec przede wszystkim.

Czym charakteryzuje się trener piłkarzy ręcznych?

Według mnie trener w grach zespołowych, czyli także w piłce ręcznej, to na pewno osoba stanowcza, ponieważ zarządza całą drużyną, czyli około dwudziestoma zawodnikami. Do każdego z nich powinien podchodzić indywidualnie, bo wiadomo, że każdy człowiek jest inny. Nie może generalizować, tylko patrzeć indywidualnie na treningi oraz rozmawiać z zawodnikami. Oczywiście musi być też sprawiedliwy w traktowaniu swoich podopiecznych.

Jak wyglądały Pana początki w tej dyscyplinie sportu?

Piłkę ręczną „odkryłem” dopiero w ostatniej klasie podstawówki. W wieku 15 lat poznałem tajniki gry, przepisy itp. W tym momencie powiedziałem sobie, że spróbuję w tym kierunku podążać. W wieku szesnastu lat wiedziałem już na pewno, że chcę się rozwijać w tej dyscyplinie. Zakochałem się w tej grze i do dzisiaj piłka ręczna mnie fascynuje Gdybym jeszcze raz się narodził, to nie zmieniłbym dyscypliny, cały czas byłby to „szczypiorniak”.

Od kilku lat jest Pan trenerem Górnika Zabrze. Jak ocenia Pan ten zespół?

W Górniku w ostatnich 3-4 latach, po każdym sezonie odchodzi paru zawodników, a przychodzą nowi. Od lipca uczestniczymy w przedsezonowych zgrupowaniach, a to oznacza, że trzeba zespół „układać” od początku. W tym roku jest podobnie. Z lewej strony mamy brak Aleksandra Tatarincewa. Będziemy musieli przenieść ciężar gry na innych zawodników, dlatego czeka nas żmudna praca.

Na ten sezon jeszcze nie mamy wyznaczonych celów przez zarząd klubu. Oczywiście zawsze chcę grać o jak najwyższe miejsca, to znaczy o medale, puchary i do tego będziemy dążyć. Z kolei zdaję sobie sprawę, że inne kluby również mają podobne plany, dlatego liga będzie ciekawa i emocjonująca. Przede wszystkim gra będzie toczyć się w nowej odsłonie, ponieważ będzie to liga zawodowa. Górnik zawsze grał i nadal będzie walczyć o najwyższe cele. Drużyna będzie na pewno starać się o pierwszą „piątkę”, zobaczymy jak będzie to wyglądało w trakcie sezonu. Mamy nowy zespół, który jest odmłodzony jeszcze bardziej niż w tamtym roku, dlatego przed nami w tej chwili 2-3 lata, aby zbudować silną ekipę.

Kto jest obecnie „przymierzany” do zespołu?

W tej chwili mamy zamknięty skład, ale szukamy zawodnika na pozycję lewego rozegrania. Chcemy pozyskać również gracza do ataku i obrony, ale jest jeszcze na to czas, bo mamy już naprawdę na tej pozycji zawodników. Do najmłodszych graczy można zaliczyć m.in. Filipa Fąfarę, do zespołu wchodzi też Szymon Polczyk. Obecnie skład jest już znany.

Ma Pan na swoim koncie 207 występów w reprezentacji Polski…

Cieszę z tego, że byłem tak często powoływany do reprezentacji. Trenerzy się zmieniali i można powiedzieć przez te 17-18 lat, kiedy byłem w kadrze to regularnie otrzymywałem powołania i za to im dziękuję. Życzę każdemu sportowcowi, aby miał tyle występów lub więcej. Granie z orłem na piersi to jest rzecz niesamowita i marzenie każdego polskiego sportowca. Kariera w reprezentacji była dla mnie wielkim wyróżnieniem, za co jestem ogromnie wdzięczny.

Z którym trenerem współpracowało się Panu najlepiej? Czy to w klubie, czy w reprezentacji Polski?

Było ich dwóch, pierwszy to Giennadij Kamielin, który mnie ściągnął do Kielc i konsekwentnie na mnie stawiał, bo widział we mnie perspektywy. Drugą ważna osobą w prawdziwym świecie piłki ręcznej był Jurij Szewcow – Białorusin, który prowadził mnie w Niemczech przez 4 lata. Tym osobom dziękuję i będę pamiętał je do końca życia.

Jest Pan medalistą m.in. mistrzostw świata oraz zdobywcą Super Pucharu Polski. Który z tych dotychczasowych sukcesów najbardziej cieszy?

Wszystkie sukcesy, puchary, medale cieszą mnie tak samo. Wtedy wiem, że moja praca przez długie miesiące czy też lata nie poszła na marne, tylko jest zwieńczeniem wylanych hektolitrów potu w postaci zwycięstwa.

W tym sezonie nie wystąpi Pan na parkiecie. Jednak będzie Pan dalej prowadził zespół. Co jest trudniejsze – praca z zespołem czy bycie zawodnikiem?

Na dzisiaj na pewno trenerka, ponieważ jestem na początku tej drogi i uczę się wszystkiego. W tej chwili, po 20 latach grania w piłkę ręczną, jest to dla mnie nowym wyzwaniem. Gdzieś coś zaczynam znowu od zera i będę się starał wspinać tak samo jako trener coraz wyżej, ciągle podnosić swoje kwalifikacje, aby być jak najlepszym w tym, co będę robił.

Co było dla Pana ciężkie jeżeli chodzi o pracę trenera?

Gdy przeszedłem na drugą stronę niektórym zawodnikom to się spodobało, innym nie – szczególnie tym, którzy są moimi kolegami, a teraz zostali podwładnymi, ale oczywiście chcę ich traktować po partnersku. Ale kiedy jest trening, to jest ciężka praca, kiedy jest wolne to możemy pójść na kawę, porozmawiać o życiu, itp. To było chyba najgorsze, gdyby chłopcy idąc na imprezę zapomnieli o mnie (śmiech).

Ciężko było się przestawić na drugą stronę, ale cóż taka jest kolej rzeczy i tak musi być, jeśli chcę kontynuować moją przygodę z piłką ręczną.

Wspomniał Pan, że Górnik będzie walczył o najwyższe cele. Poprzedni sezon możecie zaliczyć do udanych …

To prawda, w tamtym roku skład zespołu uległ zmianie, odeszło pięciu zawodników. Budżet został zmniejszony, ale dołączyli do nas młodsi zawodnicy. Jednak w lidze zdołaliśmy utrzymać miejsce sprzed dwóch lat i dojść do trzeciego miejsca w Pucharze Polski i o jedną rundę dalej w Pucharze EHF, więc można powiedzieć, że sezon był bardzo udany dla Górnika.

Szczypiorniak to niełatwa dyscyplina sportu, można powiedzieć, że to jedna z najbardziej kontaktowych dyscyplin zespołowych?

Oczywiście, podobno zaraz po footballu amerykańskim czy rugby i hokeju. Zdecydowanie jest to bardzo niebezpieczna gra zespołowa. Niestety nie raz kości się łamią, mięśnie pękają. Na szczęście poważne kontuzje mnie omijały, dlatego pozwoliło mi to grać przez tyle lat.

W tym roku został Pan oficjalnie pożegnany jako reprezentant Polski. To miłe uczucie, że po tylu latach działacze i przede wszystkim kibicie pamiętają o Panu?

Oczywiście. Mogę tylko powiedzieć „dziękuję” Polskiemu Związkowi Piłki Ręcznej, dziękuję kibicom, ludziom, którzy przyszli nie tylko dla mnie, wiadomo, że dla reprezentacji Polski, ale też dla Grześka Tkaczyka, dla Bartka Jaszki. Przyszli dla nas wszystkich i wspaniale nam podziękowali za te wszystkie lata gry w reprezentacji, za te wszystkie ich nieprzespane noce. Niektórzy nawet gdzieś tam finansowo ucierpieli, bo nie wytrzymywali i wyrzucali odbiorniki TV przez okna czy balkony, bo emocji było bardzo dużo (śmiech), ale w większości przypadków opłacało się, dlatego jeszcze raz dziękuję wszystkim za wsparcie w dobrych i złych momentach.

Wiele meczy ma Pan na koncie. Który z nich był dla Pana najcięższy czy to pod względem fizycznym, czy mentalnym?

Było wiele takich meczy. Na pewno jeden z nich zapamiętam do końca życia, czyli mecz półfinałowy z Danią. Były dwie dogrywki i po tym horrorze wygraliśmy z nimi, awansując do ścisłego finału. To był taki mecz, gdzie naprawdę ostatkami sił, adrenaliną, charakterem, szliśmy do przodu, aby jeszcze wytrzymać 5 minut dogrywki. I to się udało.

Nie od dziś wiadomo, że ważne jest przygotowanie fizyczne, ale również mentalne. Czy Pana zdaniem mecz często rozgrywa się w głowie jeszcze zanim wyjdzie się na parkiet?

To zależy. Każdy zawodnik inaczej się mobilizuje, przygotowuje do spotkania. Osobiście tuż po spotkaniu analizuję, co mógłbym zrobić lepiej, gdzieś mam te wszystkie obrazy, akcje w głowie. Jednak przed meczem na pewno nie, wtedy jest tylko pełna mobilizacja. To jest piłka ręczna – nigdy się nie da wygrać meczu w głowie przed jego rozegraniem i wydaje mi się, że nikt tak nie robi, bo później jest ciężko się przestawić na sytuacje na boisku. Dlatego mówi się, że mecz przegrano w… szatni. Mentalnie można zwyciężyć, ale i przegrać w szatni, tzn. gdzieś się już przestraszyć, bo rywal jest za silny. Wtedy nie ma sensu wychodzić na boisko. Wygrać gdzieś tam mentalnie też można, ale nie należy sobie ustawiać meczu w głowach, bo nie wiadomo, co pokaże przeciwnik.

Czyli trzeba wyjść na parkiet i zrobić swoje…

Oczywiście, jesteśmy zawsze przygotowani przez kadrę szkoleniową. Wiadomo, że trenerzy, cała kadra szkoleniowa i pozostali – techniczna – przygotowuje zawodników do tego meczu i jak jesteśmy dobrze przygotowani, to przeciwnik też nas niczym nie zaskoczy. Ponieważ wszystko o nim wiemy – co grają i jak. Jakkolwiek jednak jesteśmy mentalnie i teoretycznie przygotowani do każdego meczu, to praktyka jest zawsze, albo w większości odmienna od teorii, niestety trzeba reagować na różne sytuacje na boisku.

Na boisku był Pan żywiołowym zawodnikiem, na ławce trenerskiej również. Ciężko mi sobie wyobrazić Mariusza Jurasika z wędką…

Prywatnie wszyscy mówią, że jestem cichy i ślamazarny, a na boisku całkiem inny. Dlatego się dziwią jak mogę tak grać albo tak emocjonalnie podchodzić do wszystkich rzeczy, ale potrafię to oddzielić. Życie prywatne jest właśnie po to, aby się wyciszyć, uspokoić. Dlatego trzeba to wypośrodkować i dozować, żeby ten poziom adrenaliny był odpowiedni.

Nad czym jeszcze Pana zdaniem zespół musi popracować przed startem ligi?

Przede wszystkim cały czas musimy pracować nad zgraniem w ataku. Gra w obronie również jest do poprawy, w tamtym roku „zaskoczyliśmy” dopiero na wiosnę, a przez większość sezonu nie za dobrze funkcjonowała nasza defensywa. Teraz musimy postawić na obronę, bo w ataku powinniśmy grać dobrze.

Wielu szczypiornistów, miało jakieś ciekawe doświadczenia z kibicami. Czy Panu również się coś takiego się zdarzyło?

Gdy wracaliśmy po udanych mistrzostwach, tłumy witały nas na lotnisku, były śpiewy i skandowanie nazwiska danego zawodnik, to wszystko było bardzo miłe. Nie brakowało też niebezpiecznych spotkań z kibicami rywali. Gdy trybuny były blisko boiska, często byłem opluwany czy też wyzywany. Podczas jednego ze spotkań na mecz przyjechali kibice Legii Warszawa i zajęli miejsca tam, gdzie siedziały nasze żony, dziewczyny, dzieci. W tym momencie my jako zawodnicy musieliśmy interweniować. Mecz został przerwany, my pojechaliśmy do domu, dopisując dwa punkty, a pseudokibice do szpitala…

Nie żal Panu gry w reprezentacji?

Pewnie, że żal. Cieszę się bardzo, że doszliśmy do półfinału igrzysk w Rio (Polska przegrała z Danią po dogrywce 29:28), ale z drugiej strony trochę zazdroszczę chłopakom, bo urodziłem się kilka lat za wcześnie. Sukces pchnie szczypiorniaka jeszcze bardziej do przodu, piłka ręczna staje się coraz bardziej popularna w naszym kraju i jeśli coraz więcej dzieci będzie ją uprawiało, to przełoży się to na efekty. W przyszłości młodzi adepci będą reprezentować nasz kraj na Mistrzostwach Świata, Mistrzostwach Europy czy też na olimpiadzie.

Jakie cechy powinien posiadać początkujący szczypiornista?

To jest fajna dyscyplina sportu, bo może w nią grać każdy niezależnie od predyspozycji fizycznych. Wiemy, że mniej więcej obrotowi zawodnicy muszą być silni, niekoniecznie muszą być szczupli, mogą mieć trochę masy. Oczywiście, jeśli dziecko jest małe, ale szybkie i zwinne to powinno grać na skrzydle. Najbardziej sprawni i z najlepszymi warunkami fizycznymi powinni być bramkarzami. Najważniejsze jednak, żeby był w nich zapał, żeby nie zniechęcali się i mieli silny charakter. Dzieci często należy naprowadzić, ale to jest rola trenerów, nauczycieli, żeby młodego człowieka zachęcić do pracy. Należy podkreślać, że w przyszłości mogą być takimi zawodnikami jak m.in. Karol Bielecki czy Sławek Szmal.

Jak wygląda Pana dzień pracy w klubie?

Ciężko, od rana do wieczora (śmiech). To nie tylko treningi. Wstaję rano, jadę na trening poranny, po nim analizuję jego przebieg, rozpisuję sobie w głowie i później na kartce wszystkie warianty na kolejne zajęcia. Poza tym mam jeszcze spotkania, codziennie jest co innego. Później mam drugi trening, jeśli jest to okres startowy to jeszcze analizuję grę naszego najbliższego rywala. To praca od rana do wieczora, może nie fizyczna, ale gdzieś w głowie trzeba to wszystko poukładać. Gdy kończy się jeden mecz, wracam do domu i już myślę o następnym itp. To jest ciekawe doświadczenie choć niełatwe, ale myślę, że dam radę.

Trener musi być również psychologiem…

Wiadomo, że najlepiej by było, gdyby był pierwszy trener, drugi – statystyk, fizjoterapeuta, jakiś człowiek od video, od analizy przeciwnika, ale nie wszyscy mają takie możliwości. My analizujemy wszystko i przekazujemy zawodnikom nasze uwagi. Główną cechą trenera powinna być cierpliwość. Powinien być bardziej psychologiem niż tylko i wyłącznie trenerem, który stoi z gwizdkiem i goni ludzi do tej ciężkiej pracy. Do każdego zawodnika trzeba podchodzić inaczej, zmobilizować go do walki, dodać mu otuchy, wiary, że naprawdę umie coś zrobić dla siebie i dla drużyny. Dobry trener to dobry psycholog.

Jak będą wyglądały ostatnie tygodnie przygotowań przed startem ligi?

Najprawdopodobniej zagramy mecz z Vive Tauron Kielce 2 września, czyli tydzień przed startem ligi, i będzie to dla nas pewnego rodzaju sprawdzian. Tydzień przed pierwszym meczem to tzw. okres startowy, który jest tylko i wyłącznie podporządkowany pod danego przeciwnika. Górnik zagra z Zagłębiem Lublin i przez ten tydzień będziemy przygotowywać się stricte tylko do tego spotkania.

Jak lubi Pan spędzać czas wolny?

Jest go bardzo mało, aczkolwiek zawsze znajdzie się te parę godzin, wtedy bardzo chętnie siadam na motocykl i po prostu jeżdżę po okolicy. Ponadto jestem wędkarzem z zamiłowania i lubię posiedzieć nad wodą z wędką. Wtedy się na pewno człowiek szybciej resetuje. W ostatnim czasie jednak nie mogę realizować swojego wędkarskiego hobby ze względu na liczne obowiązki.

Czego można Panu życzyć jako trenerowi, a zarazem prywatnie?

Myślę, że wytrwałości i tego, aby po mniej udanych występach nie poddawać się oraz patrzeć z optymizmem w przyszłość i rozwijać się w tym, co tak naprawdę kochamy.

Rozmawiał Mateusz Herman

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj