Elegancja, gust i kreatywność, które kryją się pod marką Kuklińska DK Fashion, to nie tylko niezwykle piękne kreacje, ale przede wszystkim osoba, która za tym wszystkim stoi – Pani Danuta Kuklińska, projektantka i charyzmatyczna założycielka Fundacji „Dom Pod Aniołami”. Zawsze czuje się odpowiedzialna za wygląd swoich klientek i wiąże się z nimi emocjonalnie. W tym roku pani Danuta została uhonorowana tytułem Kobiety Charyzmatycznej.
Pani Danuto, jak długo zajmuje się pani projektowaniem odzieży?
Projektuję już od ponad 30 lat i od zawsze były to sukienki wizytowe czy inne tzw. wyjściowe kreacje.
Co się zmieniło na przestrzeni tego czasu, od pierwszego projektu do ostatniego?
Mam swoje ulubione modele, które pokazują istotę kobiety: linie proste, linie „rybki’, które kształtują sylwetkę. Sukienka wizytowa powinna być ponadczasowa. Ikona mody to lata ’60. Idealna jest linia klepsydry. Proporcja człowieka – standard piękna wprowadza się w projektowaniu. Można go osiągnąć zarówno u osoby bardzo szczupłej, jak i o mniej doskonałej figurze, tak że każda Pani wygląda kobieco. Z klientką pracujemy indywidualnie, przed lustrem. Pokazuję jej to, co moim zdaniem jest dla niej dobre.
Jakie klientki Pani woli: takie, które wiedzą czego chcą, czy takie, które zdają się na Panią?
Klientka, która wie czego chce, wymaga innego podejścia. Nie zawsze jej wyobrażenie kreacji jest adekwatne do jej wyglądu. Jeżeli nie przekonam jej do mojego wzoru, to innego nie wykonam. Czuję się odpowiedzialna za wygląd tej kobiety. Nie potrafię zrobić czegoś wbrew sobie. Jeżeli się pod tym nie podpiszę, to tego nie zrobię. Nie projektuję na podstawie przyniesionego przez klientkę zdjęcia. To może być jedynie sugestia. Robię wizualizację w głowie na podstawie wyglądu osoby, sposobu poruszania się. Muszę nawiązać z nią kontakt emocjonalny.
Czyli aby być doskonałym projektantem, trzeba być psychologiem?
Tak, ponieważ dana osoba albo będzie się dobrze czuła w stroju, albo nie. Często nie jest świadoma tego, że strój może ją blokować. Sama miałam kiedyś okres „czarnej szafy”. Dla mnie osobiście kolor jest szalenie ważny.
Patrząc na Panią, zawsze są to kolory.
Jeśli coś włożę, muszę się w tym dobrze czuć. Jeśli popełnię błąd zestawiając ubrania, tracę animusz i chcę iść do domu. Musze mieć wszystko poukładane. Taki perfekcjonizm w ubieraniu się. Ten perfekcjonizm zaczął się także pojawiać w pracy.
Pani styl to bardzo indywidualne podejście do klientki, a nie masowa produkcja.
Tak, zgada się. Chociaż szyjąc na całą Polskę, musiałam trochę „szyć masowo”. Miałam 30 pracowników. Stroje nigdy nie były szyte taśmowo. Zawsze konkretna sztuka wychodziła oddzielnie spod ręki krawca. W sklepie można było kupić np. tylko trzy takie rzeczy.
Zaczęłam otwierać swoje sklepy w Krakowie. Pierwszy sklep otworzyłam przy ul. Gertrudy. To taka moja chluba i sentyment. Adaptowałam mieszkania na wysokim parterze, w kamienicach prywatnych, żeby była dobra widoczność tramwajowo-autobusowa. Później była ul. Grodzka i Długa. Niestety zmieniały się okoliczności np. sprawy właścicielskie i z tego powodu nie ma już dzisiaj punktu przy ul. Gertrudy.
Miałam lokalizacje, które szczególnie przyciągały amatorów podrabiania wzorów. Był z tym ogromny problem. Robiłam krótkie kolekcje, drogie. Duży producent, korzystając z mojego projektu, produkował w masowej ilości, powielał wzory, oferując za cenę nieproporcjonalną do kosztów dla mojego sklepu. Każdy w tej branży chce być identyfikowany z jakimś stylem i dlatego jest to bardzo bolesne. Trudno walczyć o prawa autorskie.
Przyszedł moment, kiedy trzy lata temu zwiesiłam działalność. Musiałam odpocząć. Zrozumienie znalazłam u mojej córki, która wtedy chciała założyć firmę i poradziła mi, aby iść w kierunku wyłącznie indywidualnych projektów. Mogę w stu procentach zagwarantować kobiecie, że będzie miała jedyny egzemplarz, szyty wyłącznie dla niej. Projekt sukienki nie jest nigdzie wystawiany, więc jest bezpieczny. Względy ekonomiczne nigdy nie były najważniejsze. Wszystko musiało być profesjonalnie wykonanie, nie tylko po to, żeby sprzedać. Prowadzenie firmy to często zajęcia organizacyjne, administracyjne. Teraz nie muszę się tym przejmować.
Uwielbiam wybierać materiały. Klientkom gwarantuję, że zawsze mogą coś naprawić, poprawić. Dlatego trzymam materiały, z których wykonane były kreacje. Robimy także pokazy dla zaprzyjaźnionych firm, które produkują świetne tkaniny. Ja im robię propozycje wzorów, a oni dają tkaniny.
Działa też Pani bardzo społecznie, ma pani swoją fundację.
Wynika to częściowo z moich obowiązków w życiu osobistym i tego, że w wspólnie z mężem zajmujemy się niepełnosprawnym synem. Syn cierpi na zespół Westa. Właściwie to już dorosły mężczyzna, mający 34 lata. Proces wychowania zawsze był związany w jakimś sensie z walką: przedszkole, szkoła, środki. Zawsze zastanawialiśmy się, co będzie, kiedy z upływem czasu nie starczy nam już sił. W związku z tym, wspólnie z mężem i córką, chcieliśmy stworzyć dom dla niepełnosprawnych osób dorosłych, który byłby domem rodzinnym, a opiekunowie mogliby mieszkać razem z podopiecznymi.
Bardzo często opiekunowie rezygnują z pracy, mając do dyspozycji tylko minimalne fundusze zapewnianie przez państwo. Taki opiekun nie może podjąć prazy zarobkowej. Tak naprawdę nie ma środków do życia. Jest to bardzo poważny problem. Gdy opiekunowie są starszymi ludźmi i nie są w stanie opiekować się niepełnosprawnym, oddając go do zakładu opiekuńczego tracą środki na utrzymanie własne. Nie każdemu w życiu poszczęściło się tak jak nam. Dlatego chcielibyśmy objąć projektem niepełnosprawnych i opiekunów. Jeśli chodzi o lokalizację, rozważamy teren pobliskich Krzeszowic. Niestety bieżące działania pokrzyżowała pandemia.
Sami wyprowadziliśmy się z Krakowa, bo myśleliśmy o ośrodku w Radwanicach Pani Anny Dymnej. Jednak ośrodek ten zajmuje się przede wszystkim dziećmi z Zespołem Downa, więc nie ma możliwości pełnej opieki. Dlatego pomyśleliśmy, żeby samemu zająć się opieką w ramach fundacji. Myślimy o różnych formach terapii, m.in. poprzez kontakt ze zwierzętami.
Cieszymy się, że w tym przedsięwzięciu jest z nami córka. To była jej decyzja. Mamy nadzieję, że ona kiedyś poprowadzi fundację dalej, zostanie opiekunem prawnym, a nasz dom stanie się jej siedzibą. •
Magdalena Suruło
Iwona Wolańska-Stachurska