Zakochana w Afryce

0
3444

Beata Lewandowska-Kaftan – podróżniczka, miłośniczka Afryki, pasjonatka ludzi i życia, autorka dwóch książek o Czarnym Lądzie. Kiedy i dlaczego powzięła decyzję o porzuceniu pracy na etacie i wyjeździe w nieznane?

W poszukiwaniu nowych miejsc i kultur

Zapytano mnie kiedyś czego się najbardziej boję – odpowiedziałam, że rutyny. A co najbardziej lubię? Zaczynać wszystko od początku – przyznaje Beata Lewandowska-Kaftan. – Scenariusz był zwykle ten sam: pracowałam kilka lat w jednym miejscu i, gdy czułam, że rutyna jest już blisko, zmieniałam coś w swoim życiu… szukałam czegoś nowego, nieznanego.

Beata Lewandowska-Kaftan ma imponujący dorobek. Pracowała w prestiżowych wydawnictwach. Przeszła tam przez wszystkie możliwe szczeble kariery – od asystenta redaktora, przez szefa redakcji, dyrektora marketingu, dyrektora wydawniczego po stanowisko wiceprezesa. Wydawała encyklopedie, leksykony, przewodniki turystyczne, książki naukowe, podróżnicze i dla dzieci. W pewnym momencie postanowiła to wszystko rzucić i wyjechać. Powód? – Nie odkładać marzen, na później, znów próbować czegoś nowego, poznawać inne kultury, ludzi, zobaczyć nowe lądy – mówi – Podróżować to żyć wiele razy. Afryka – moja największa miłość daje poczucie wolności, uczy, spowalnia tempo. Na miejscu staram się spędzać jak najwięcej czasu z ludźmi, jem lokalne przyprawy, owoce, wspaniale jest się poddać tamtejszemu rytmowi życia i zwyczajom.

Z wykształcenia bohaterka naszego artykułu jest geografem, ukończyła studia na Uniwersytecie Warszawskim. Jednak zastanawiała się też nad dziennikarstwem. Ostatecznie udało jej się obie te dziedziny połączyć w swojej pracy wydawcy publikacji podróżniczych i naukowych. – Najpierw była Encyklopedia geografii świata w Wydawnictwie „Wiedza Powszechna” . Później trafiłam do dużego międzynarodowego koncernu Bertelsmann Media i wpadłam w wir po uszy: nowa książka, nowy projekt, to mnie cieszyło, ta zmiennośc tematów, to tempo – wspomina swoją przygodę ze światem wydawniczym.

Następnym przystankiem było legendarne National Geographic. – Budowaliśmy polski oddział od nowa, pojawiało się mnóstwo projektów: wydawniczych, biznesowych. Gdy zaczynaliśmy, firma liczyła pięć osób.. Dwa lata później – pięćdziesiąt. Piękna przygoda! Spełnione marzenie dla geografa! – mówi podróżniczka. Jednak w Beacie Lewandowskiej-Kaftan tkwi dusza nomadki – ruszyła po następne wyzwania. Nowa praca przyniosła kolejne – została dyrektorem programowym w Wydawnictwie Naukowym PWN. Zaś kolejnym – Egmoncie pani Beata współtworzyła serię Czytam sobie. Z czasem moja praca na wysokich stanowiskach menadżerskich była coraz bardziej odległa od projektów, polegała głównie na zarządzaniu. Poczułam, że zaczyna mnie nużyć bardziej niż cieszyć. A nie potrafiłam zwolnić, pracować na mniej niż 100%.

Powolne doświadczanie Czarnego Lądu

Pierwszy wyjazd na Czarny Ląd miał miejsce 17 lat temu. Beata Lewandowska-Kaftan zaczęła inaczej patrzeć na życie. Wyjechała w podróż, o której z perspektywy czasu mówi: – Zakochałam się w Afryce od pierwszego wejrzenia, poczułam się jak gdybym wróciła do domu. Wszystko mi tam odpowiadało – po czym dodaje – Potem wiele razy wracałam do Afryki. Gdy przerwa w podróży trwała parę miesięcy zaczynałam tęsknić. Aż w końcu podjęłam postanowienie. Kończę z pracą na etacie, by mieć więcej czasu na Afrykę i… na życie. Zrobiłam sobie prezent na 55 urodziny i przestałam pracować na etacie.

Mąż pani Beaty także jest geografem z wykształcenia, zajmuje się ekspertyzami środowiskowymi, znali się z uczelni. Często podróżują razem. – Mąż wprowadza spokój w nasze życie, nadaje kierunek, ja jestem niecierpliwa, a on jest ostoją. Dzięki stabilizacji w życiu prywatnym, pozwalam sobie na szukanie zmian gdzie indziej. Jestem w szczęśliwym związku od ponad 30 lat – komentuje.

Z podróży pisała do znajomych długie impresje dotyczące życia codziennego w Afryce. Koleżanki ją namawiały, by wydała książkę. – Zaczęło mnie korcić, by spróbować – wyjaśnia pani Beata – Odważyłam się w końcu i w 2016 roku powstała moja pierwsza książka pt. Afryka jest kobietą. Drugą publikacją podróżniczki jest Zanzibar – wyspa skarbów. Opowieści ze świata suahili (2017). Za swoje książki pani Beata otrzymała m.in. nagrodę Magellana, tytuł Książki Roku 2016 w kategorii Podróże Literackie oraz Najlepszej Książki na Jesień.

Autorka Zanzibaru – wyspy skarbów odwiedziła już Kenię, Ugandę, Tanzanię, Zanzibar, Namibię, Etiopię, Botswanę, Zimbabwe i kilka innych państw. Jakich rad, by udzieliła początkującym globtroterom? – Odradzam zaliczenie wszystkiego w dwa tygodnie, bo trzeba poznać ludzi, poczuć klimat miejsca, jego atmosferę, a ten, kto chce być wszędzie, spędza czas głównie na przemieszczaniu się – opowiada z entuzjazmem – Wolę nocować w małych pensjonatach, nie w dużych hotelach, jeść w lokalnych knajpkach, spędzać czas z mieszkańcami, uczuć się jak najwięcej o ich życiu. Starać się zrozumieć, co ich śmieszy, czego się boją. Uczyć się miejscowego języka.

Rejony, które odwiedza, uważa za spokojne, podkreśla, iż nigdy, będąc tam nie bała się ludzi. Zapytana o najgroźniejszą sytuację, jaka ją spotkała, wyjawia: – Słoń nas gonił, przestraszył się nas, gdy za blisko niego przejechaliśmy. Baliśmy się, że staranuje samochód, ale tylko nas postraszył. A jakaś piękna scena, którą pamięta? Opowiada o narodzinach maleńkiej antylopy. – Zawsze porusza mnie piękno i potęga afrykańskiej przyrody – zdradza.

Co według podróżniczki wyróżnia charyzmatyczną kobietę pod każdą szerokością geograficzną? – Trzeba mieć w sobie odwagę i determinację, bo bez tego nie podejmie się ryzyka. Robiąc nowe rzeczy, człowiek w sobie tę charyzmę kształtuję, wzmacnia – wyjaśnia. – Wtedy ludzie chętniej zwracają na taką osobę uwagę, liczą się z jej zdaniem. Charyzma bierze się z sumy doświadczeń, choć trzeba mieć także w sobie „to coś”, dzięki czemu nadajemy naszemu życiu charakter i smak. I nie rezygnujemy z marzeń.

Afrykańskie impresje

Na Czarnym Kontynencie Beatę Lewandowską-Kaftan zachwyciły kobiety. – One mnie zawsze najbardziej poruszały. Są promienne, emanuje z nich światło, jakaś witalna siła – mówi podekscytowana. – To osoby odznaczające się niesamowitą wolą trwania. Kobiety z afrykańskich sawann są pełne godności – przepełnia je poczucie harmonii, kochają własne miejsce. Życie nauczyło je solidarności, to w końcu kultury plemienno-klanowa.

Na przykład kobiety Turkana… To lud nomadów zamieszkujący suche sawanny i pustynie. Mężczyźni są pasterzami, opuszczają wioski, wyruszają ze stadami w poszukiwaniu wody i pastwisk na osiem-dziewięć miesięcy w roku. Kobiety zostają same, opiekują się dziećmi i osobami starszymi. Dlatego zwyczajowo panuje u nich wielożeństwo. Jak tłumaczy autorka Afryka jest kobietą, wymagają tego trudne warunki życia plemienia, a nie religia. Żony jednego męża razem pracują, szukają opału, budują chaty, gotują, zajmują się dziećmi.

Lud Turkana w szczególny sposób rozwiązuje sytuację, gdy któraś z kobiet okazuje się bezpłodna. Co ją wtedy spotyka? Otrzymuje od innych żon swojego męża najpiękniejszy dar, jaki mogłaby sobie wymarzyć kobieta: dostaje od nich dzieci i staje się dla tych dzieci mamą. – Nie mówię tu o opiece nad nimi, taka kobieta wychowuje potomstwo, którym ją obdarowano, jak swoje. Obowiązuje ją prawo do posagu córki czy do synowskich zdobyczy. Jest najprawdziwszą matką – wyjaśnia podróżniczka.

Jak w praktyce przejawia się godność kobiet sawanny? Pani Beata przytacza następującą historię: – Przez dwa lata nie spadła ani jedna kropla deszczu, ludziom zaczynał doskwierać głód, brakowało pożywienia dla zwierząt. Podczas jednej z naszych wypraw dotarliśmy w rejon jeziora Turkana, na kamienną pustynię – relacjonuje – Pod na wpół uschniętą akacją zobaczyliśmy kobiety piekące przy ognisku maleńką kózkę – ostatnią ze stada. Chciałam się z nimi podzielić wodą i pożywieniem. Jednak nasz przewodnik – też z ludu Turkana powiedział, że nie możemy tego zrobić ot tak. Kobiety poczułyby się urażone. Podpowiedział, że możemy zaproponować wymianę: żywność za ich biżuterię. Tak zrobiliśmy – mąka, cukier, herbata, mleko w proszku za dwie bransoletki i naszyjnik. Wszystko odbyło się w ciszy i z powagą. Przed odjazdem najstarsza z kobiet skinęła na mnie, a gdy podeszłam królewskim gestem podała mi jeszcze jedną bransoletę – jako prezent. Zrobiła to z godnością, okazała mi wielkoduszność. I to ja zostałam obdarowana. A tę bransoletę noszę do dziś – jak największy skarb.

Czarny Ląd to także przyroda, malownicze pejzaże, a czasem zagadkowe zdarzeniaPewnego razu byłam świadkiem, jak zebry i antylopy pasły się razem wśród traw. Nagle to wielkie stado spokojnie rozsunęło się na boki, a środkiem przeszły dwie lwice. Zamarliśmy ze zdumienia, żadnego popłochu, ucieczki Miejscowy przewodnik wyjaśnił – zachowały spokój, bo wyczuły, że lwice nie są głodne.

Beata Lewandowska-Kaftan jeździ na Czarny Kontynent już wiele lat, ma tam wielu przyjaciół. Jednak ludzie wciąż ją zaskakują i wzruszają ją. Stary rybak Feruzi, jeden z bohaterów książki Zanzibar – wyspa skarbów, gdy przeczytał opowiadanie o sobie przetłumaczone dla niego na język suahili, wypowiedział słowa, które zostaną na zawsze w jej pamięci: – Wiesz co? Ja już nigdy nie umrę, bo nawet jak mnie nie będzie, moje wnuki będą mogły o mnie przeczytać.

Zapraszamy do Naszego Magazynu w wersji papierowej który już jest dostępny w sieciach EMPIK, Kolporter, RUCH !

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj