Szczęście trzeba sobie wypracować
Rozmowa z Prezes Społem WSS Śródmieście, Anną Tylkowską. Pochodzi z Białowieży, na studia do Warszawy przyjechała, mając osiemnaście lat. Już wtedy podejmowała dorywcze prace. Później przyjęła się na staż do Spółdzielni Społem w Warszawie i została tam do dziś. Przetrwała najtrudniejsze zmiany ekonomiczno-gospodarcze, a obecnie z powodzeniem piastuje stanowisko Prezesa Spółdzielni. To z jej inicjatywy Hala Mirowska odzyskała swoją dawną świetność.
Skąd się wziął pomysł na studia ekonomiczne?
Studia nie nauczą bezpośrednio wykonywania zawodu, powodują, że człowiek lepiej planuje, zarządza życiem i pracą. Na studiach ekonomicznych nikt nie dowie się, jak w praktyce zarządzać firmą, może tylko poznać to od strony formalnej. Trzeba mieć intuicję, wiedzieć czego i gdzie szukać. Studia właśnie tego uczą, jak znaleźć odpowiedź.
Zawsze wolałam przedmioty ścisłe, były dla mnie łatwiejsze i lubiłam rozwiązywać zadania matematyczne. Ekonometria i statystyka nie stanowiły dla mnie żadnego problemu. Na naukę innych przedmiotów musiałam poświęcić więcej czasu. Nie byłam humanistką. Co nie oznacza jednak, że chciałam się rozwijać tylko w tej jednej dziedzinie. Uznałam jednak, że po studiach ekonomicznych, nawet jeśli zmienię zainteresowania, będzie łatwiej znaleźć pracę. Dlatego wybrałam SGPiS (Szkoła Główna Planowania i Statystyki) w Warszawie, która później przyjęła nazwę SGH (Szkoła Głównej Handlowej).
Kiedy podjęła Pani pierwszą pracę?
Pierwszą pracę podjęłam już na drugim roku studiów, w spółdzielni studenckiej. Nie dlatego, że byłam zmuszona, rodzice zapewniali mi utrzymanie, ale musiałam rozsądnie gospodarować otrzymywanymi od nich środkami. Chciałam jednak zarobić własne pieniądze, żeby później wydać je na własne przyjemności czy ładne ubranie, jak każda dziewczyna. Zarabiałam wtedy więcej niż na stażu po studiach. Nie bałam się żadnej pracy, często przyjmowałam zlecenia na sprzątanie czy układanie książek. Musiałyśmy z koleżankami ustawiać się w kolejce do tzw. punktu usługowego już o czwartej rano, gdzie ogłaszało się średnio od sześciu do dziesięciu firm. O zdobyciu zlecenia decydowała kolejność ustawienia się w ogonku. Nawet kiedy obroniłam prace magisterską, po czterech latach studiów, bo wtedy tyle trwały, to przez dwa miesiące jeszcze pracowałam jako pani magister sprzątaczka.
Później znalazła Pani zatrudnienie w WSS Śródmieście SPOŁEM i tak pozostało do dziś.
Po ukończeniu studiów zostałam tu przyjęta na staż i do dziś tutaj pracuję. Byłam referentem, specjalistą w różnych działach, np. ekonomicznym, w dziale zatrudnienia czy technicznym. Przeszłam wszystkie etapy po kolei, aż do stanowiska prezesa.
Czterdzieści lat w jednej firmie. Który okres był dla Pani najtrudniejszy?
Najtrudniejsze czasy dla spółdzielni to początek lat dziewięćdziesiątych. Wtedy byłam głównym specjalistą do spraw zatrudnienia i płac. Zajmowałam się też działem ekonomicznym. Od 1992 r. pełniłam również funkcję pełnomocnika zarządu. Prawdziwym wyzwaniem była faza restrukturyzacji i dopasowanie spółdzielni do nowych warunków. Wszystkie lokale w Warszawie wypowiedziały nam umowy. Trzeba było przejść trudny etap likwidacji sklepów. Spółdzielnia zatrudniała wtedy siedem tysięcy osób. Większość pracowników podejmowała pracę po szkole zawodowej. Tutaj nabierali doświadczenia w charakterze sprzedawców. Potem zdobywali kolejno wykształcenie średnie, tytuł licencjata i magistra. Praktycznie cały dział administracji wykształcił się w ten sposób. Firma częściowo pokrywała koszty studiów. Dzisiaj zatrudniamy trzysta pięćdziesiąt pracowników. Mamy dwadzieścia dwa punkty sprzedażowe. Dwudziesty trzeci, „Sezam”, został rozebrany. Czeka nas długofalowy proces inwestycyjny. Niestety jest on okupiony sprawami sądowymi, bojami z sąsiadami, a nawet protestami. Dodatkowo mamy większy obiekt, Halę Mirowską. Sporo zainwestowaliśmy, żeby przypominał on czasy swojej świetności. Hala ma doskonałą lokalizację. Znajduje się blisko centrum miasta, którego mieszkańcy odwiedzają ją codziennie również dzięki sentymentowi do tego miejsca.
W jaki sposób radzicie sobie z konkurencją na rynku?
Konkurencja istnieje od zawsze. Aktualnie sytuacja na rynku nie jest ciekawa, zwłaszcza że nas też mają objąć nowe podatki. Kiedyś byliśmy my oraz inne małe sieci sklepów, a teraz dynamicznie rozwijają się potężne hipermarkety. Bazujemy jednak na naszej renomie, klienci mają w naszej sieci swoje ulubione sklepy. Jestem optymistką, uważam też, że należy się rozwijać. Przez długi czas obecności na polskim rynku otrzymaliśmy wiele nagród. To sprawia, że nasza pozycja jest silna, a działania docenione. Nie sposób wymienić wszystkich wyróżnień, jakie nam przyznano, wśród nich znalazły się m.in.: Medal za zasługi dla spółdzielczości przyznany przez Krajową Radę Spółdzielczą w 1999 r., Kapelusz Merkurego za trud istnienia na rynku i twórcze wspieranie idei konkursu przyznany przez Agencję Promocyjno-Wydawniczą EMS w 2003 r., Prymus dla Prezesa Zarządu Spółdzielni – wyróżnienie przyznane przez Krajową Radę Spółdzielczą w 2004 r., Statuetka Lidera Polskiego Biznesu 2009 przyznana przez BCC.
Spółdzielnia prowadzi także szeroką działalność społeczno-charytatywną.
Staramy się działać na rzecz dzieci i osób niepełnosprawnych, np. zbieramy pieniądze na wózki inwalidzkie dla najmłodszych. Nasi partnerzy biznesowi często przekazują różne artykuły. Organizujemy w szkołach i przedszkolach pokazy czy pogadanki typu „zdrowe odżywianie pomaga w nauce”. Przekazujemy produkty na festyny, pikniki, różnego rodzaju uroczystości.Spółdzielnia od wielu lat podejmuje cykl działań związanych z pomocą organizacjom oświatowo-wychowawczym, społecznościom lokalnym oraz ośrodkom opiekuńczym. Tymi działaniami wpisujemy się w ideę Społecznej Odpowiedzialności Biznesu. Organizacja tego typu działań to nasza inwestycja w przyszłość firmy. Doskonałym tego przykładem była zbiórka żywności dla Domu Dziecka nr 5 w Radości. W naszych sklepach można zauważyć specjalne skarbony udostępnione instytucjom non profit na gromadzenie środków od klientów na leczenie konkretnych osób lub inne akcje społeczne. To budujące, że ludzie chcą nadal pomagać potrzebującym.
Czy zauważa Pani jakieś minusy pracy w jednym miejscu?
Każda zmiana niesie za sobą jakieś konsekwencje. Nie były one jednak tak duże, żebym chciałam zmienić pracę. W obecnych czasach widzę coraz więcej zalet pracy właśnie tutaj. Istnieją na rynku duże firmy, które eksplatują młodych pracowników. Zamiast pozwolić im się wykazać, zatrudniają nowych. Wykorzystują ich pasje oraz zaangażowanie i zaczynają od nowa. Nie uważam, że ktoś się stara tylko na początku, a potem już mniej. To wynika z cech charakteru człowieka. Myślę że z czasem zaangażowanie i przywiązanie pracownika do miejsca zatrudnienia wzrasta, trzeba mu tylko dać szanse.
Czy musiała Pani wybierać pomiędzy rodziną a pracą?
Nie musiałam. Nie żyłam samą pracą. Uważam, że dobry pracownik to nie ten, który tylko pracuje. Musi być wypoczęty. Nie może być pracoholikiem. Ponieważ pracoholik jest zmęczony, a na dodatek męczy innych. Nauczyłam się tego podczas szkolenia, które było zorganizowane dla kadry kierowniczej. Prowadzili je Szwedzi. To od nich dowiedziałam się, jak należy dbać o potrzeby pracowników. Tę wiedzę wykorzystałam w trudnym okresie dla firmy. W tej chwili również do niej sięgam. Cały czas powtarzam, że człowiek jest na pierwszym miejscu. Jeśli jest niezadowolony, to źle pracuje, żeby dobrze się z nim współpracowało, musi być pogodny. Poza tym jedna osoba wszystkiego nie zrobi. Ja deleguję zadania, ludzie są na odpowiednich stanowiskach. Nawet jeśli np. zdarzy się włamanie w sklepie, nie dzwonią do mnie, tylko raportują. Trzeba zachować równowagę pomiędzy pracą a życiem osobistym. Szczęście trzeba sobie wypracować.
Kiedy urodziły się dzieci, córka i syn, nie mogłam liczyć na pomocy rodziny. Zarówno moi rodzice, jak i męża, mieszkali dwieście kilometrów stąd. Dzieci były w żłobku. Korzystałam z urlopu macierzyńskiego, ale nie za długo. W kwestii wychowania dzieci mam takie podejście. Zmienił się bardzo sposób wychowywania, obecnie wyręcza się je we wszystkim. Moje nie były tak rozpieszczane. Dzięki temu są bardziej samodzielne. Syn ukończył studia ekonomiczne, a córka prawnicze – to były ich własne wybory.
Czy nawiązywanie relacji przyjacielskich w pracy jest możliwe?
Oczywiście. Zawsze powtarzam, że więcej wymagam od przyjaciela niż od pracownika. Nie wyobrażam sobie, żeby przyjaciel mnie zawiódł. Kiedy zostałam prezesem, niektórzy mieli obawy, jak będzie się układać współpraca z osobami, z którymi się przyjaźnię. Nie wiedziałam, co mają na myśli. Jeżeli jest zadanie do wykonania, to przekazuję je osobie, którą znam. Mówię, jak to ma być zrobione. Jeśli ten ktoś widzi to inaczej, zapraszam do dyskusji. Nie mam patentu na mądrość, mogę się mylić. Porażki się zdarzają, bo nie ma ludzi nieomylnych. To, że ktoś popełnił błąd, nie oznacza, że nie jest wartościowym człowiekiem. Kiedy coś jest nie tak, zwracam uwagę, rozmawiam. Nigdy nie podnoszę głosu, a im sytuacja jest trudniejsza, tym ciszej mówię. Więcej wskazówek oczekują ode mnie kierownicy niż pracownicy. Nie lubię kiedy ktoś mi tylko przytakuje. Wolę jak przedstawi swoje wątpliwości.Wtedy albo utwierdzę się w tym co mówię, albo zmienię zdanie i skoryguję swoje postępowanie. Bo lubię wiedzieć, czy robię dobrze czy nie. Jak można zresztą się nie zaprzyjaźnić z ludźmi, którzy współtworzą przez czterdzieści lat firmę. Tutaj życie prywatne i zawodowe się łączą. Jesteśmy firmą rodzinną, a nie tylko nastawioną na zysk. Do tej pory biorę udział w imprezach integracyjnych. Mamy też spotkania świąteczne. Czasami jeżdżę do naszych sklepów, żeby złożyć ludziom życzenia.
Plany i marzenia?
Największe i najbliższe marzenie zawodowe to, żeby rozebrany „Sezam” zaczął rosnąć. W życiu prywatnym – zostać ponownie babcią. Tym razem dla dzieci syna. Chcę, żeby się ożenił. Córka ma już dwójkę dzieci. Bardzo lubię z nimi przebywać. Mam dużo siły, wcale nie jestem zmęczona. Do wnuków podchodzi się inaczej niż do swoich dzieci, ma się więcej czasu i cierpliwości. Uważam, że rodzina to jest podstawa. W życiu trzeba pamiętać o kompromisach. Jak się będzie za wszelką cenę walczyć, to na pewno się to na czymś odbije. Poza tym nie warto niczego żałować, nie oglądać się za siebie. Trzeba myśleć przyszłościowo!
Magdalena Saganowska