Rozmowa z Anną Barauskas – od lat mieszkającą w USA dziennikarką, psychologiem i life coachem, wykładowcą i założycielką jedynej w Stanach polskojęzycznej szkoły life coachingu The Neurolinguistic Progrmming Training Institute of Chicago, mówcą motywacyjnym, a przede wszystkim zaangażowaną mamą.
Ukończyłaś stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, po czym wyjechałaś do USA. Zamieszkałaś w Chicago, gdzie studiowałaś na dwóch wyższych uczelniach. Skąd decyzja o emigracji?
Pierwszy raz przyjechałam do Stanów z ramienia organizacji, w której działałam, jako wolontariusz na rzecz osób upośledzonych fizycznie i psychicznie. To był okres między
pierwszym i drugim rokiem studiów w Polsce. Do Stanów wróciłam po kilku latach, by napisać pracę magisterską. W międzyczasie otrzymałam też propozycję pracy na Alasce,
gdzie miałam wcielić się w rolę nauczyciela języka… rosyjskiego. Nie skorzystałam z propozycji, ale do Ameryki wróciłam po obronie dyplomu w kraju. Stany Zjednoczone to miłość mojego życia. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia a to zauroczenie zaowocowało związkiem, który trwa do dnia dzisiejszego. Tu zrealizowałam większość swoich marzeń: urodziłam dwójkę wspaniałych dzieci, zobaczyłam miejsca, które znajdowały się na mojej „bucket list”, spełniłam się w zawodzie dziennikarki przez 10 lat pracując dla chicagowskiej radiorozgłośni oraz będąc korespondentką polskiego Radia
TOK FM. Prowadziłam lokalny magazyn SZIKagowianka oraz założyłam międzynarodowe pismo „Polki w Świecie”, które przez kilka lat było nawet dostępne w każdym kiosku
Ruchu na terenie całej Polski.
Tak, pamiętam. Ogromną frajdą było dla mnie pisanie artykułów to magazynu o tak globalnym zasięgu. Jesteś dla nas prawdziwie charyzmatyczną kobietą. Które cechy oraz kwalifikacje przyczyniają się do Twoich sukcesów?
Szczerze mówiąc, to po prostu robię swoje. Zawsze z oddaniem, zaangażowaniem i miłością. Jeśli chodzi o sukcesy to wszystko zależy, co nimi nazywamy. Odnoszę sukcesy, na których mi najbardziej zależy, czyli w stosunkach z innymi ludźmi. Najbardziej jestem zadowolona z relacji z moimi dziećmi, które są ludźmi o ważnych wartościach. Jestem też dumna z siebie i ich taty, że mimo rozwodu potrafimy pozostać w dobrych stosunkach, przepełnionych szacunkiem i wspólną troską o dobro naszych pociech. Mam przyjaciół i wielu znajomych. Życzliwe stosunki z innymi ludźmi to duży sukces życiowy. Przyczyniło się do tego przekonanie, że chcąc wyjść na spotkanie drugiemu człowiekowi, trzeba wybudować most, a nie ścianę.
Zostałaś w USA Dziennikarką Roku, jakie to uczucie? Nadal zajmujesz się dziennikarstwem?
To było dość dawno, ale z tamtym okresem wiążę miłe wspomnienia. Był to czas pełen spotkań z ciekawymi ludźmi. Obecnie związana jestem ze szkołą Life Coachingu, założoną
przeze mnie i Marcina Makowskiego 10 lat temu. Zajęcia Instytutu odbywają się na Uniwersytecie Loyoli. Jestem wykładowcą, prowadzę klasy roczne, obserwuję ludzi zmieniających swoje podejście do życia, często zaczynających je doceniać, mimo, że wcześniej tylko utyskiwali. Poza tym prowadzę sesje coachingowe w zaciszu mojego prywatnego gabinetu. Tam spotykam się z ludźmi, którzy podjęli decyzję o zmierzeniu się z samymi sobą. Moja praca to budowanie relacji z ludźmi – czyli to, co stanowi dla mnie życiową wartość.
Przez wiele lat byłaś równocześnie dziennikarką radiową, prasową, wykładowcą, organizatorką wielu wydarzeń kulturalno-rozrywkowych, no i mamą? Można tak?
Szczerze? Najpierw sprawiało mi to ogromną frajdę, wstawałam o czwartej rano i ciągle poznawałam fascynujących ludzi, za to bardzo późno kładłam się spać. Nie byłam jednak w stanie pogodzić wszystkich obowiązków na tym samym poziomie, kiedy stałam się mamą. Dlatego zadałam sobie pytanie, co jest dla mnie najważniejsze na obecnym etapie życia – i okazało się, że jest to jednak macierzyństwo. Z tego względu zrezygnowałam z pracy dziennikarskiej oraz impresariatu. Zostałam przy pracy life-coacha, prowadząc sesje
z klientami indywidualnymi oraz spotykając się ze studentami na uczelni. Zniwelowalam nadmiar obowiązków związanych z karierą zawodową na poczet większej ilości czasu poświęcanego moim najblizszym. Nie da się być w radio, w redakcji prasowej, na uczelni ze studentami, w gabinecie z klientami, organizując wielkie imprezy kulturalne – i jednocześnie mieć wystarczającą ilość czasu dla dzieci. Zrozumiałam, że sukcesem nie jest próba realizowana się we wszystkich dziedzinach – tylko umiejętność dokonania wyboru i rezygnacja z czegoś na rzecz priorytetów. Nauczyłam się odróżniać rzeczy ważne od najważniejszych. Z tymi nieistotnymi pożegnałam się zupełnie, z telefonu usunęłam media społecznościowe, nie oglądam wiadomości itp. Jak mawiał mój eks–mąż – nie można mieć ciastka i zjeść ciastko jednocześnie. Nie można być w wiecznym zabieganiu między redakcją, gabinetem i uczelnią i jednocześnie udawać przed sobą, że jest się rodzicem dla swoich dzieci. Samo dawanie przykładu im nie wystarczy – one potrzebują czasu spędzanego z tymi, którzy ich kochają. Dając komuś swój czas i uwagę pokazujemy mu,
jak bardzo jest wartosciowy. Ja od kilku lat wybieram macierzyństwo i rodzinę w ogóle. To własnie ona, zarówno dla mnie, jak i mojego partnera, jest gwiazdą polarną, wskazującą
kierunek na naszej wspólnej drodze życia.
Piszesz o tym książki, jakie jest ich główne przesłanie? Z jakim odbiorem się spotkała się „Książka dla chłopców, którą powinna przeczytać każda dziewczynka”? Czy została już przetłumaczona na język angielski?
Książka jeszcze nie została przetłumaczona. A spotkała się z bardzo życzliwym odbiorem. Panowie nawet podejrzewali, że została napisana pod pseudonimem przez mężczyznę.
Wielu było zaskoczonych tym, że wiem to, co wydawało się, że wiedzą tylko oni. Właśnie skończyłam książkę dla kobiet. To takie kompendium wiedzy o nas dla nas i świadomość,
że to od nas kobiet w dużym stopniu zależy, jacy mężczyźni chodzą po tej ziemi. Przede wszystkim, dlatego, że to my jesteśmy ich matkami i wychowujemy synów na przyszłych
dorosłych mężczyzn, a jednocześnie mężów i partnerów dla przyszłych synowych. To my pokazujemy im, jak traktować kobiety. To, czego nauczą się od nas lub zaobserwują w nas – „poniosą” dalej w świat…
Czy łączysz nowoczesność z tradycją?
Jestem osobą elastyczną. Otwartość na nowości pozwala mi poznawać innowacje w różnych dziedzinach życia. Natomiast wartości, które wyznaję, dają mi mocne fundamenty, dzięki
którym wiem, w jakim kierunku zmierzam. Mój życiowy kompas wskazuje miejsce, do którego zmierzam, natomiast rozwój, czy innowacja, dają mi wciąż nowe drogi, którymi
mogę tam dotrzeć. Rodzaj transportu dobieram w zależności od okoliczności. Był czas, że kierowałam wyścigówką, dzisiaj na powrót przesiadłam się na konia i wciąż zastanawiam się, czy muł byłby lepszy na tym konkretnym odcinku życia. Świadomość tego, że do wyboru mam jeszcze samolot, rakietę, rower, kajak, własne nogi i wiele więcej – powoduje, że poruszam się tak, aby nie przegapić miejsca, do którego zmierzam i dotrzeć do niego jeszcze przed zmrokiem. Dzięki łączeniu innowacji z tradycją – droga staje się celem samym w sobie. Grunt to nie przywiązywać się do jednego środka transportu, bo może się okazać, że hulajnoga nie przewiezie nas przez ocean i wtedy utkniemy w miejscu, w którym mieliśmy zrobić jedynie kilkudniowy przystanek. Życie jest podróżą, a sposobem na jej odbywanie są zarówno tradycyjne środki komunikacyjne, jak i innowacyjne rozwiązania. Bez sensu jest próbować przebyć ocean siedząc na mule, gdy można dokonać tego bez problemu mając do dyspozycji statek lub samolot.
W jaki sposób ładujesz baterie?
Moim największym akumulatorem jest czas spędzany z dziećmi. Uwielbiamy swoje towarzystwo. Przebywanie z rodziną to źródło siły oraz dawanie miłości i poczucie, że jest się kochanym.
Plany, marzenia?
Plany i marzenia zawarte są w tym ćwiczeniu coachingowym, opisałam w nim swoją wizję przyszłości.
PRIORYTETY I ZASADY ODKRYWANIE RZECZY DLA MNIE NAJWAŻNIEJSZYCH
Ćwiczenie:
Moje 85 urodziny. Miła atmosfera. Około 30 zebranych gości. Trzech-czterech z nich (osoba z rodziny, z kręgu zawodowego, spośród przyjaciół) wygłaszają toasty na moją cześć. Kolejno, osoby wznosząc kieliszek z szampanem, mówią: „(moje imię) jest człowiekiem, który……… Cenię go, za/ponieważ….” itd.
TOAST WZNOSZONY PRZEZ DZIECI (Sonia 56 lat, Max 53 lata): Wszystko, co robiłaś było wypełnione miłością. To Twoja w ogromnej mierze zasługa w tym, że dzisiaj jesteśmy szczęśliwymi ludźmi. Kochamy i jesteśmy kochani. Akceptujemy siebie, życie i ludzi takimi, jakimi są oraz mamy poczucie własnej wartości. Nauczyłaś nas dostrzegać rzeczy najważniejsze dla nas. Potrafimy popełniać błędy, bo wiemy, że mamy do nich prawo, ale jednocześnie wynosimy z nich naukę, bierzemy odpowiedzialność za podejmowane
decyzje i dokonywane wybory. Wiemy, że mamy wszystko, co potrzebne jest do szczęścia. Zamiast oceniać innych, staramy się ich zrozumieć. Potrafimy dawać i przyjmować.
Mimo, że rozwiodłaś się z naszym tatą – to dzięki Waszej postawie zawsze wiedzieliśmy, że rozstanie nie oznacza końca miłości – bo to uczucie, nawet, jeśli ludzie nie żyją pod jednym
dachem, nadal jest zawarte we wzajemnym szacunku. Mimo, że się rozstaliście, to w dalszym ciągu potrafiliście wspólnie wypełniać obowiązki, których podjęliście się przed rozwodem. Pozostaliście dla nas kochającymi rodzicami, traktującymi się z szacunkiem, dobrze mówiącymi o sobie w naszej obecności.
Jesteśmy ludźmi biorącymi pełną odpowiedzialność za własne życie. Mamo, Twoje zdrowie, zrobiłaś kawał dobrej roboty!!!
TOAST PARTNERA: Od momentu, kiedy Cię poznałem do dnia dzisiejszego, gdy kończysz 85 lat zawsze byłaś i jesteś moim wsparciem i natchnieniem jednocześnie. Wciąż wspólnie
cieszymy się życiem, podróżując po świecie, pielęgnując zainteresowania każdego z nas, doceniając smak porannej kawy i podziwiając zachody słońca z huśtawki znajdującej się na werandzie naszego domu. Dojrzewanie w związku, miłość oparta na akceptacji i wspólnych doświadczeniach, partnerstwo wynikające z zaufania, wzajemnej troski, ale i pielęgnowanie
indywidualnej przestrzeni każdego z nas sprawiły, że, mimo, iż nic sobie nie obiecywaliśmy, to zawsze byliśmy sobie wierni w każdym aspekcie życia, szczerzy wobec siebie i kierujący się w działaniu wspólnymi wartościami.
Kochanie, dziękuję Ci za to, że przez te wszystkie lata byłaś moją najlepszą przyjaciółką, kochającą partnerką, namiętną kochanką, piękną pod każdym względem kobietą, o jakiej zawsze marzyłem, i dla której również stałem się spełnionym dojrzałym mężczyzną, będącym współtowarzyszem na drodze życia.
I jeszcze jedno, co chcę powiedzieć w Twoje 85 urodziny: Życie z Tobą to wielka przygoda, podczas której pokazałaś mi, że nikt do nikogo nie należy, a partnerstwo powstaje z wyboru.
OSOBA, KORZYSTAJĄCA Z OWOCÓW MOJEJ PRACY ZAWODOWEJ: Aniu, udało Ci się spełnić życiową misję oraz osiągnąć cele finansowe jednocześnie, robiąc to, co kochasz
i zawsze stawiając na pierwszym miejscu człowieka i czas dla rodziny oraz bliskich. Przez część życia byłaś jedynym żywicielem rodziny i udało Ci się utrzymać jakość życia na odpowiednim poziomie materialnym, społecznym, intelektualnym i duchowym. Możesz być z siebie dumna, ponieważ na każdy sukces uczciwie zapracowałaś i każde Twoje osiągnięcie, również finansowe, wykorzystywałaś dla poprawy życia nie tylko swojego, ale również innych ludzi na świecie.
Rozmawiała Beata Sekuła
www.AnnaBarauskas.com
www.szkoleniawUSA.com