Nie ma nigdzie takiej władzy, która potrafiłaby zaspokoić potrzeby wszystkich, ale…
Rozmowa z panią profesor Kazimierą Wódz, psycholożką socjolożką, wykładowczynią na Uniwersytecie Śląskim, autorką wielu prac naukowych na temat pracy socjalnej, między innymi Praca socjalna w miejscu zamieszkania ( 1998), Negocjowana demokracja czyli europejskie governance po polsku ( 2006), ostatnio Zapomniane miejsca, zapomniani ludzie ( 2014). Pani profesor jest inicjatorką powstania i kierownikiem Zakładu Badań Kultury Współczesnej w Instytucie Socjologii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ od początku jego istnienia w 1988 roku a od 1993 roku – kieruje Studium Pracy Socjalnej w tym Instytucie.
W swojej pracy naukowej prof. Kazimiera Wódz zajmuje się między innymi możliwościami wykorzystania metody organizowania środowiska lokalnego w programach rewitalizacji zaniedbanych dzielnic miejskich, aktywizacją społeczności zagrożonych marginalizacją społeczną, profesjonalizacją pracy socjalnej w Polsce, rozwojem dialogu obywatelskiego i partycypacji publicznej na poziomie lokalnym. Równorzędnym nurtem zainteresowań badawczych Profesor Kazimiery Wódz są społeczne i kulturowe konsekwencje przekształceń strukturalnych w dawnych regionach przemysłowych.
.
Skąd taki wybór drogi życiowej i zawodowej?
Jestem psychologiem z pierwszego wykształcenia, to był mój pierwszy wybór. Bezpośrednio po studiach pracowałam przez dwa lata w poradni wychowawczo- zawodowej i tam trafiały do mnie dzieci bardzo zaniedbane, ze środowisk dotkniętych wieloma problemami, którym porada psychologiczna nie była w stanie realnie pomóc. Bardzo to przeżywałam, było to dla mnie źródło frustracji. To był ten decydujący czynnik, dla którego zaczęłam szukać swojego miejsca w dziedzinie pracy socjalnej.. Mój mąż, prawnik i socjolog, jeszcze w trakcie drugich studiów, bo najpierw skończył prawo, a potem socjologię, był konsultantem w ośrodku pomocy społecznej w Krakowie. Opowiadał mi co tam się dzieje. Szukałam podejścia, które obejmowałaby całą sytuację dziecka czy rodziny. W ten sposób trafiłam do Medycznego Studium Zawodowego w Nowej Hucie na Wydział Asystentów Socjalnych. Tak więc praca socjalna to nie był przypadek, tylko rezultat przemyśleń związanych z pierwszymi doświadczeniami zawodowymi. Od bardzo dawna zajmuję się pracą socjalną, ale nie tylko, bo jednocześnie od końca lat siedemdziesiątych prowadzę badania socjologiczne w społecznościach miejskich województwa śląskiego i to się ze sobą ściśle wiąże. Żeby móc sensownie pomagać, trzeba znać środowisko, wiedzieć jakie są rzeczywiste problemy i na czym można budować wsparcie. To dopełnienie jest dla mnie bardzo ważne.
Jak pani godzi różne funkcje społeczne – nauczyciela akademickiego, naukowca, publicysty oraz kwestie rodzinne?
To jest kwestia fazy życia, w której człowiek się znajduje. Mam jednego syna, który jest mocno dorosłym panem i od dawna nie mieszka z nami, ma swoje życie. Tak więc obowiązków związanych z wychowaniem dziecka nie mam już dawno. Oczywiście, że nie zawsze było to takie proste i bywały momenty, kiedy było to naprawdę trudne do pogodzenia, ale udało mi się wynegocjować pewną sferę mojej wolności, dzięki temu, że mój mąż był gotów dzielić ze mną obowiązki domowe.
To jest kwestia wypracowania jakiegoś modelu współpracy i wzajemnego wspierania się, bo raz jest gorzej i trudniej, raz lepiej i łatwiej. To także kwestia szczęścia znalezienie kogoś, kto nas rozumie, to dla mnie kluczowe. Ważne też są wspólne hobby, zainteresowania, co do tego nie mam wątpliwości.
Jaki jest wizerunek kobiet w mediach w Polsce? Czy uległ on zmianie?
Bardzo się to zmieniło. Wiele rzeczy, które były wcześniej dopuszczalne, na przykład prymitywne dowcipy o blondynkach czy lekceważące komentarze w stosunku do kobiet pełniących funkcje publiczne, dzisiaj, dzięki rosnącej wrażliwości na kwestie równości płci spotykają się na ogół z negatywnymi ocenami reakcjami otoczenia – choć rzecz jasna nie dotyczy to każdego środowiska. Generalnie rzecz ujmując zmiany wizerunku kobiet w mediach w dużej mierze odzwierciedlają przemiany obyczajowe, które dokonały się w polskim społeczeństwie w ostatnim ćwierćwieczu, między innymi pod wpływem masowej kultury i wszechobecnej reklamy. Trzeba jednak dodać, że wzory kobiecości i męskości pozostają w polskim społeczeństwie pod silnym wpływem tradycji wspieranej przez środowiska konserwatywne. O sile tej tradycji świadczą niedawne ataki przedstawicieli tych środowisk na socjologiczno- antropologiczną koncepcję gender, wskazującą na historyczną i kulturową zmienność ról kobiecych i męskich Wracając do mediów – widać w nich duże zróżnicowanie pod względem typu lansowanych wzorów kobiecości w zależności od tego do kogo są adresowane. Na przykład w bardziej ambitnej prasie kobiecej widać bardziej równościowe postawy i lansowanie sylwetek kobiet, które odniosły sukcesy w różnych dziedzinach. W szerzej rozumianych mediach, zarówno tradycyjnych jak i elektronicznych mamy do czynienia z sytuacją pluralizmu, nie ma jednego dominującego wzorca. Pojawiła się jednak dość znacząca przestrzeń, w której zaistniały wzory bardziej równościowe. Wydaje się, że ten model partnerski czyli równościowy jakoś się zakorzenił w świadomości społecznej.
Jakie bariery napotykają kobiety w życiu społecznym?
To są przede wszystkim bariery kulturowe, mentalnościowe, które mają to do siebie, że działają na takim poziomie, że czasem trudno je wprost zauważyć. Na przykład kwestie związane z wyborami do rożnych władz. W badaniach dotyczących obecności kobiet na najwyższych stanowiskach nie wygląda to najlepiej, kobiety są w zdecydowanej mniejszości. A przecież można powiedzieć, że nikt nikomu nie zabrania. To nie jest tak, że tobie nie wolno. Natomiast akt wyboru jest indywidualnym aktem, w którym zaczynają grać rolę czynniki psychologiczne – a może jednak… kobieta jak to kobieta…, czyli uruchamiają się stereotypy płci. Efekty są takie, że to panowie obsadzają najwyższe stanowiska. Dane statystyczne pokazują, że nie ma równouprawnienia w płacach. Kobiety na równorzędnych stanowiskach zarabiają średnio dwadzieścia procent mniej. To wszystko jest spowodowane zakorzenionymi w tradycji przekonaniami na temat roli kobiet i mężczyzn w społeczeństwie. Na poziomie indywidualnym odkrywamy stereotypy i uprzedzenia, na przykład takie, że kobieta nie będzie decyzyjna, zawsze dzieli włos na czworo –takie stereotypy funkcjonują i działają na zasadzie samosprawdzającej się przepowiedni. To, że kobiety są mniej decyzyjne wynika z tego, że biorą pod uwagę znacznie więcej okoliczności i elementów zanim podejmą decyzję. Mówię to, przywołując stereotyp, ale na moim przykładzie mogę to potwierdzić, tak właśnie jest. Obecnie tylko dwa procent mężczyzn korzysta z urlopu ojcowskiego. To też o czymś świadczy, że mogą taki urlop wziąć, ale nie biorą. To jest wzór kulturowy. Mało tego, kiedy pojawiła się taka szansa, to wydawało mi się, że wielu młodych mężczyzn się na to zdecyduje. Tymczasem ci mężczyźni mówią, że w rodzinie dopytują dlaczego nie pracują, czy są bezrobotni, tu włącza się cały system uprzedzeń wobec osób bezrobotnych. Odpowiadają, że nie, że są na urlopie. Pojawiają się obawy, że wracając z urlopu będzie się głupio czuł, że ktoś inny może zająć jego miejsce i że ta praca to jest coś cennego, czego należy się kurczowo trzymać. Jak sobie pozwolę na to, żeby sobie odpuścić, to ktoś przyjdzie na moje miejsce na zastępstwo i okaże się, że jest lepszy niż osoba zastępowana. To jest lęk przed odrzuceniem, lęk przed stygmatyzacją.
Na jakich zasadach powinna być kształtowana pomoc społeczna?
Jestem zwolenniczką podejścia wielosektorowego. Z jednej strony władza publiczna nie może się wycofywać z pewnych form wspierania i pomocy, ale też nie może być w tej dziedzinie monopolistą, bo prowadzi to rozbudowy biurokracji i jest nieefektywne. Niepokojące jest to, że w opinii wielu ludzi, z którymi jesteśmy w kontakcie i wśród których prowadzimy badania pomoc społeczna jest postrzegana głownie jako instytucja wypłacająca zasiłki, że skupia się na doraźnej pomocy dla środowisk dotkniętych upośledzeniami, patologiami, natomiast nie ma możliwości szerszego działania w środowisku. Władza publiczna jest odpowiedzialna za to, co się dzieje na jej terenie. Tylko to nie znaczy, że to władza ma odgórnie ludziom przynosić gotowe rozwiązania ich problemów. Władza ma pomagać ludziom, żeby oni zechcieli sami podjąć działania. Inicjatywa może pójść z góry, kwestia tylko na ile ludzie utożsamią się z proponowanym rozwiązaniem i uznają je za swoje. Różne są ścieżki dojścia do tego, żeby ludzie nie byli bierni, żeby nie byli klientami. Fakty są takie, jakie są, to znaczy mamy całkiem sporą grupę obywateli, którzy są bierni i oczekują, że coś od władzy dostaną. To podejście, uważam, jest niebezpieczne. Nie ma nigdzie takiej władzy, nawet w krajach bardzo bogatych, która potrafiłaby zaspokoić wszystkie potrzeby To przecież jest niemożliwe. Jeżeli mamy grupę, która ma realne powody, żeby oczekiwać od państwa pomocy, to jest to akceptowalne, ale ta pomoc nie może być podawana na zasadzie bezdyskusyjnej. Sam powinieneś wykazać aktywność. Co dajemy, rybę czy wędkę? Są sytuacje ekstremalne, kiedy nie ma co dyskutować i ta ryba musi być na początek. Tylko że to nie może być stały wzór, ponieważ to jest przeciwskuteczne. Wzmacnianie ludzi, pobudzanie do tego, żeby działali to nie jest droga prosta, ale sprawdzona, a w niektórych przypadkach bardzo szybka. Niektórzy ludzie pozostają bardzo długo uzależnieni od pomocy społecznej i oni też nie czują się z tym komfortowo, a przynajmniej nie wszyscy. To znaczy, że jest jakaś szczelina, przez którą można spróbować dotrzeć do nich, pobudzić do aktywności. Spróbujcie coś zrobić, otwórzcie jakąś spółdzielnię socjalną, otwórzcie jakąś firmę, ludziom czasem trzeba takiego impulsu.
W ostatnich latach pojawiły się próby wyjścia poza schemat pomocy kojarzonej z administrowaniem zasiłkami poprzez programy aktywności lokalnej i w niektórych społecznościach już widać efekty osiągnięte poprzez wytrwałą i systematyczną pracę organiczną. Chodzi o to, żeby dotrzeć do ludzi, którzy mają pomysły i chcą coś robić. W niektórych społecznościach poprzez programy aktywności lokalnej udało się zmobilizować grupy ludzi, którzy sami mając wewnętrzną potrzebę działania na rzecz najbliższego środowiska , bo bez tego nie da się nic zrobić, pociągają za sobą innych. Taka wizja jest mi bliska, żeby mobilizować ludzi, żeby brali sprawy w swoje ręce. Taki model próbujemy realizować od kilku lat w Lipinach gdzie studenci Studium Pracy Socjalnej w ramach umowy z miastem Świętochłowice realizują projekty socjalne w Programie Aktywności Lokalnej.
Jakie formy aktywizacji mogą być skuteczne?
Nie mówię o jakichś biznesach, mówię o czymś co jest pomiędzy twardym rynkiem a różnymi formami takiego częściowo chronionego rynku pracy. na którym funkcjonują osoby, które z różnych powodów nie są w stanie się przebić. Tu jest miejsce dla ekonomii społecznej. Są przykłady spółdzielni socjalnych w Polsce, które odniosły sukces. One rozwijają się u nas wolniej niż we Francji, Włoszech czy w innych krajach Zachodu. U nas w ogóle takie nowinki, które wykraczają poza pewną rutynę i wymagają tego, żeby mieć partnerów, do których trzeba mieć zaufanie, przyjmują się bardzo powoli. W jakim czasie uda się przekroczyć te bariery , tego nie wiem. Warto rozważyć wyjście poza tradycyjną pomoc, że bezdyskusyjnie należy się jakieś świadczenie w kierunku tego, żeby ludzie sami próbowali sobie radzić. Dla wielu ludzi, dla środowisk, które wydawałoby się, że są stracone, to jest podstawa, żeby odzyskać poczucie własnej wartości. Że nie jest tym najgorszym, który tylko dopomina się, żeby coś dostać, ale tym, od którego też coś zależy. To działa – taki mechanizm jest psychologicznie potwierdzony.
Tu chodzi o wzmocnienie. Lata temu, kiedy byłam w zespole powołanym przy Ministerstwie Pracy, którym kierował wtedy Jacek Kuroń, powstała grupa, która przygotowała nowy program kształcenia w pracy socjalnej. Tłumaczyliśmy na jego potrzeby podręcznik Brendy DuBois i Karli Krogsrud . Miley pod tytułem Social Work . An Empowering Profession, ja zaproponowałam polskie tłumaczenie drugiego członu Praca socjalna. Zawód, który dodaje sił. Sedno sprawy tkwi w tym, żeby tak pracować z ludźmi, żeby ich nie utrzymywać w sytuacji zależności. Chodzi naprawdę o wzmacnianie, upodmiotowienie, umocnienie poczucia własnej wartości, kompetencji, umiejętności. To jest bardzo szerokie podejście, które zakłada, że ludzi należy wspierać w tym aby chcieli angażować się na rzecz zmiany swojej trudnej sytuacji. Niekiedy oznacza to, że wchodzimy na obszar, który mniej dotyczy pomocy czy pracy socjalnej, a bardziej stosunków władzy.
Co zapewnia skuteczność działania sektora pozarządowego?
Często klucz do sukcesu tkwi w konkretnych osobach, które mają motywację, zapał, entuzjazm, ale też wiedzą, jak to robić, bo mają przygotowanie. Sam entuzjazm i mocna motywacja, żeby pomagać nie wystarcza do tego, żeby odpowiednio działać. Bez wiedzy człowiek rozbija się o pewne przeszkody po drodze i traci entuzjazm. Chodzi o to, żeby wiedzieć jak pewne rzeczy przeprowadzać, do kogo się zwrócić, gdzie szukać partnerów, to już jest bardziej zaawansowany poziom. W kierunku profesjonalizacji poszło wiele organizacji pozarządowych w Polsce i w tej chwili mamy wiele udanych przykładów ich działania, jestem więc optymistką.
Grzegorz Gruener