Mocno stąpać po ziemi, ale z głową w chmurach
Krystyna Holly uważa, że w życiu nie należy bać się zmian. Była nauczycielką matematyki, zajmowała się profesjonalnie turystyką, a teraz dzięki zdobytej wiedzy na temat naturoterapii wspomaga innych w utrzymaniu dobrego zdrowia. Kiedy, nagle zabrakło jej ukochanego męża, zdała sobie sprawę jak ważna jest profilaktyka i życie w zgodzie z naturą. Podróżując po świecie docenia wagę korzeni, wartości rodzinnych oraz poszukiwania własnego przeznaczenia.
Sport, matematyka oraz turystyka = zaangażowanie na 100%
W szkole podstawowej Krystyna Holly była przewodniczącą klasy, a w liceum znalazła się w samorządzie szkolnym. Najbardziej jednak udzielała się na polu sportowym, grając w szkolnej reprezentacji drużyny siatkarskiej. Była też bardzo dobrą uczennicą. Szczególnie pasjonowała ją matematyka i jej nauczanie, ukończyła więc właśnie taki kierunek studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim.
– W tamtych czasach przedsiębiorczość nie była mile widziana i trudno było wtedy zakładać własną firmę – wspomina pani Krystyna. – A ja zawsze marzyłam o tym, żeby zostać nauczycielką, szczególnie uwielbiałam pracować z uczniami zdolnymi, których z wielkim zapałem przygotowywałam do udziału w olimpiadach. Kolejną pasją pani Krystyny była turystyka, często wędrowała po Polsce ze swoimi wychowankami w ramach wycieczek szkolnych. Ukończyła więc kurs przewodnika, żeby móc zabierać uczniów w góry, które znajdowały się niedaleko jej miejsca zamieszkania – Oświęcimia, a potem Krakowa.
Po czternastu latach pracy jako nauczyciel doznała wypalenia zawodowego. Przyczyniła się do niego obserwacja, że większość uczniów chodzi do szkoły wyłącznie z przymusu. Sama twierdziła, że należy angażować się we wszystko, co się robi na 100% albo wcale.
Zauważyła też, że przestała się rozwijać, stwierdziła więc, że przyszedł czas na wprowadzenie zmian. W 1991 roku odeszła ze szkoły i wraz z koleżanką założyła biuro turystyki szkolnej. – W tamtych latach prowadzenie takiej działalności było bardzo proste – wystarczyło mieć telefon i rozesłać oferty do szkół – wspomina. Nie była tour operatorem tylko organizowała wycieczki autorskie. Trwało to pięć lat, dopóki na rynku usług turystycznych nie pojawiła się bardzo silna konkurencja.
Czas zmian
– Lubię zmiany, co kilka lat zmieniam właściwie wszystko w swoim życiu. Staram się korzystać z tego, co przynosi życie. Nie powinno się zamykać i trzymać kurczowo tego, co człowiek już ma – zauważa.
Znajomi zachęcili panią Krystynę do sprzedawania suplementów diety. Były to osoby, które dzięki pozytywnej energii przyciągały ludzi z wysokimi wibracjami, zadowolonych z tego, co robią. Podjęła współpracę z Vladimirem Durina, który był współwłaścicielem firmy Energy, a w 2003 r. założył własną firmę Diochi i Krystyna Holly do tej pory z nim współpracuje.
Pomimo licznych pasji, jakie posiada pani Krystyna, podkreśla, że najważniejsza dla niej jest rodzina i wiara w Boga. Wyszła za mąż za matematyka. Urodziła dwóch synów. – Byliśmy bardzo szczęśliwi, ale mąż nagle zmarł, kiedy synowie mieli 18 i 19 lat. Wiele obowiązków związanych z ich dalszym wychowaniem spadło na mnie. – Na szczęście chłopcy są już samodzielni – mówi z poczuciem dumy. – Młodszy się ożenił i ma już 3 synów. Założył także własną firmę, a my prowadzimy ze starszym synem Polska Diochi.
Jako tzw. umysł ścisły, pani Krystyna zawsze myślała bardzo racjonalnie, natomiast po przedwczesnym, irracjonalnym odejściu męża, przestawiła się na zupełnie inne tory i zaczęła się interesować niekonwencjonalnymi metodami leczenia.
Firma Diochi, a leczenie naturalne
Czeska firma Diochi została założona przez Vladimíra Ďurinę, chemika oraz bioterapeutę, który koncentruje się na leczeniu naturalnym. Od ponad dwudziestu lat zajmuje się regeneracją ciała, bioterapią i psychotroniką. Szuka możliwości, jak szybko i skutecznie zregenerować ciało i przywrócić ludziom energię życiową, nazywaną Vis Vitalis. Opiera się na filozofii, będącej podstawą medycyny chińskiej czyli teorii pięciu elementów oraz kanałów energetycznych.
– Jest to jedna z tych filozofii, które są naprawdę fantastyczne i bardzo ułatwiają myślenie o zdrowiu – tłumaczy Krystyna Holly z prawdziwym entuzjazmem. – Teoria pięciu elementów mówi, że świat pozostaje w harmonii, jeżeli pięć żywiołów jest w harmonii: metal, woda, drzewo, ogień i ziemia. Kiedy usłyszała o tej teorii w 1998 r., potraktowała ją jak pewnego rodzaju objawienie. Powiedziała o niej mężowi, a on przyznał, że właśnie udowodnił twierdzenie, że dokładnie tylko pięć kul może pozostawać w równowadze, ani więcej, ani mniej. Teoria ta mówi, że tych pięć elementów jest w nas, a my jesteśmy częścią wszechświata. Chińczycy przyporządkowali poszczególne narządy poszczególnym żywiołom: metal to płuca i jelito grube, woda to nerki i pęcherz moczowy, drzewo – wątroba i pęcherzyk żółciowy, ogień – serce i jelito cienkie, ziemia zaś to żołądek, śledziona i trzustka. W medycynie chińskiej najważniejsze jest ustalenie przyczyny problemu, a nie jego objawy. Według teorii pięciu elementów jest tak, że każdy z nas urodził się w jakimś elemencie, który jest dla danego człowieka najważniejszy i o niego musi dbać przede wszystkim.
Natomiast, jak podkreśla Krystyna Holly, cała teoria dbania o swoje zdrowie polega na utrzymywaniu równowagi, a kiedy pojawia się jakieś schorzenie trzeba przeanalizować w którym elemencie należy przywrócić harmonię i człowiek wraca do zdrowia. Dlatego Vladimir Durina stworzył preparaty, które służą temu celowi. Ważna jest tu także teoria, według której energia musi prawidłowo przepływać przez meridiany. Dlatego też firma Diochi oferuje dwanaście rodzajów produktów, które mogą zregenerować nasz organizm.
– Wcześniej zdrowie mnie tak naprawdę nie interesowało, bo nie mieliśmy z tym problemów. Podejmując działania związane z produktami powstałymi według receptury Vladimira Duriny ucieszyłam się, że będę mogła zadbać o kondycję mojej rodziny i jeszcze polecać efektywne rozwiązania innym – zauważa pani Krystyna. Obecnie często organizuje spotkania informacyjne w swoim pięknym domu, wypełnionym dziełami sztuki, w różanym ogrodzie czy w wielu innych miejscach. Jako ekspertów zaprasza lekarzy, którzy przeprowadzają wykłady na temat właściwości leczniczych produktów Diochi na terenie całej Polski.
Osoby, które odpowiadają za dystrybucję suplementów uczestniczą w dorocznej konferencji prowadzonej przez Vladimira Ďurinę oraz innych prelegentów z Czech i ze Słowacji. Wszystkie polecane produkty powstają na bazie ziół, które pochodzą z całego świata, głównie z Paragwaju, bo tam, na zboczach Andów Vladimir Ďurina posiada plantacje. Rejon ten słynie z czystego powietrza i dużej ilości słońca. Właściciel osobiście dogląda zbiorów. Ponadto leczy ludzi w Hiszpanii. Radiestezyjnie sprawdza ich potrzeby. Posiada także własne laboratoria, w których dopracowuje receptury swoich leków, kremów oraz herbat. Dba o najdrobniejsze szczegóły przygotowania swoich specyfików, nawet o rysunki ziół na opakowaniach, za które odpowiedzialny jest ilustrator książek przyrodniczych. Jego grafiki znają absolutnie wszyscy w Czechach, ale nie znają autora, co różni go od celebrytów. Vladimir Ďurina zlecił też wykonanie kremu, który nie zawiera żadnych wypełniaczy, ani innych zbędnych substancji. Prace nad jego stworzeniem trwały cztery lata, a zawiera on 60 substancji czynnych, w tym olejki, zioła oraz minerały.
W Czechach i na Słowacji produkty te są sprzedawane przez system multilevel, który polega na budowaniu sieci dystrybucji, dzięki której poleca się je kolejnym klientom. W Polsce można je nabyć w gabinetach lekarskich i medycyny naturalnej, sklepach zielarskich oraz w mniejszych ilościach w aptekach i sklepach ze zdrową żywnością.
– Chińczycy mówią że za późno jest kopać studnię, jeśli człowiek jest spragniony, czyli ta najstarsza medycyna świata nastawia się przede wszystkim na prewencję, czego u nas w dużym stopniu brakuje, bo odwiedzamy lekarza dopiero kiedy zachorujemy – zauważa Krystyna Holly. Przypomina, że o zdrowie trzeba dbać cały czas, jak o higienę i na bieżąco obserwować reakcję organizmu, który wysyła nam różne komunikaty. Należy nauczyć się je odczytywać, a to wcale nie jest trudne. Chiński lekarz potrafi zdiagnozować, co pacjentowi dolega już wtedy, kiedy wchodzi on do gabinetu, wnioskując ze sposobu poruszania się czy wyrazu twarzy.
– Jestem przekonana, że leczenie chemiczne pogłębia problemy, np. zamiast leczyć bezpośrednio zmiany na skórze należy prześledzić przebieg odpowiedniego meridianu, bo to daje nam informację, że w środku organizmu coś się dzieje nie tak – podkreśla pani Krystyna. Meridiany to kanały energetyczne, którymi płynie energia u człowieka, tak jak krew żyłami i tętnicami. W meridianach znajdują się też pewne ważne punkty, które Chińczycy wykorzystują w akupunkturze, wkłuwając w nie igły, usuwając zarówno przyczynę, jak i objawy schorzenia. Wystarczy dbać o odpowiedni przebieg energii w tych meridianach, bo kiedy energia się zablokuje to również związany z nią organ się blokuje, a to zaburza funkcjonowanie wszystkich pozostałych narządów. Chodzi przede wszystkim o to, że wszystko w przyrodzie ma odpowiednią częstotliwość drgań. Wszystko drga, pomimo, że my tego nie widzimy. Nasze organy także drgają z odpowiednią częstotliwością i dlatego można wyrównywać tę energię np. kolorem – wpatrując się w jakąś barwę ładujemy się energetycznie. Można też wspierać się dźwiękiem, np. kamertonem podawać tę częstotliwość na jakiej pracuje serce, wątroba albo nerki. Nasze narządy wewnętrzne nazywamy również organami i można je stroić jak instrumenty. Wszystkie metody naturalne są dobre. Drgają także rośliny, dlatego na jednym z opakowań suplementu diety umieszczono chaber w kolorze niebieskim, a wpływa on dobrze na element wody w organizmie czyli nerki i pęcherz moczowy. Na pudełkach znajdują się rośliny oznaczone odpowiednim kolorem, żeby można było się łatwo zorientować, na co wpływają, np. zielony na wątrobę i pęcherzyk żółciowy, pomarańczowy na żołądek, śledzionę i trzustkę. Natomiast różowy podnosi naszą energię, sprawia, że nie koncentrujemy się wyłącznie na przyziemnych problemach.
– Równowaga polega na tym, żeby mocno stąpać po ziemi, ale głowę mieć w chmurach. Są też tacy ludzie, jak np. naukowcy, którzy „odlatują”, ponieważ nie są uziemieni – mówi pani Krystyna. – Człowiek musi jednak mieć oparcie w ziemi, bo na niej się urodził. Pani Krystyna przytaczała często na organizowanych przez siebie spotkaniach przykład produkowanych kiedyś pralek marki Frania, które musiały być uziemione, gdyż inaczej kopały człowieka w czasie prania. Mówiła, że ludzie też tak mają, bo jak są nieuziemieni to kopią, a nawet gryzą i drapią. A wynika to ze stresu z powodu tego, że nie mamy oparcia w ziemi. To dlatego tak podkreśla się dzisiaj znaczenie chodzenia na boso po trawie czy po piasku, opalania się na kocach na plaży, a nie na leżakach. Dlatego też ludzie powinni uprawiać ziemię, „grzebać” w niej, a szczególnie osoby na zarządczych stanowiskach, bo w ten sposób „zakopują” swoje stresy.
– Taki powrót do natury, ale takiej przemyślanej od A do Z proponuje filozofia chińska. Mnie jako matematyka zachwyciła w niej logika, ponieważ jedno zjawisko wynika z drugiego i zastanawiam się dlaczego tego wszystkiego nie uczy się w polskich szkołach – podsumowuje pani Krystyna Holly. – Zawsze mówię ludziom że dbanie o zdrowie jest proste. Teoria pięciu elementów, mówi w dużym uproszczeniu, że jest tylko pięć powodów dla których nie jesteśmy w harmonii bo w medycynie chińskiej zdrowie to nie jest tylko brak choroby jak u nas, ale to harmonia: chęć działania, przebywania w grupie i samorealizacja. Jeśli człowiek żyje w nieodpowiednim środowisku, albo ma złą pracę, to powinien się zastanowić czy nie potrzebuje zmian i jaka jest jego prawdziwa droga życiowa.
Beata Sekuła