Od podróży do samorządu – Wywiad z prezydentem Zygmuntem Frankiewiczem -­ Liderem z powołania

0
3619

Od podróży do samorządu

Był pracownikiem naukowym na Politechnice Śląskiej w Zakładzie Elektroniki Biomedycznej Wydziału Automatyki, Elektroniki i Informatyki, a następnie w Katedrze Podstaw Systemów Technicznych na Wydziale Organizacji i Zarządzania. Zasiadał w gliwickiej radzie miasta, od lutego do września 1993 roku był jej przewodniczącym, a później został prezydentem Gliwic i funkcję tę, od pięciu kadencji, pełni do dnia dzisiejszego.

Beata Sekuła - red. naczelna Whystory i prezydent Zygmunt Frankiewicz

Beata Sekuła – red. naczelna Whystory i prezydent Zygmunt Frankiewicz

Skąd biorą się liderzy, jakie cechy pomagają?

To trudne pytanie. Myślę jednak, że z jednej strony trzeba mieć pewne predyspozycje i według badań mniej więcej 4% populacji ma wrodzone cechy przywódcy. Podobno w polskim społeczeństwie jest znacznie mniej takich osób. Można to tłumaczyć na różne sposoby. Sądzę, że przez dziesięciolecia naszej historii najnowszej utraciliśmy bardzo dużo osób tworzących elit, obdarzonych cechami wartościowymi dla liderów, więc u nas tego kapitału społecznego jest trochę mniej.

Z drugiej strony o umiejętnościach przywódczych nie decydują tylko geny, nawet jeśli ma się odpowiednie uzdolnienia w tym kierunku, też trzeba je rozwijać. Bez tego nikt nie będzie liderem. Możliwe też, że menadżera można ukształtować, czyli po prostu nauczyć go, jak zarządzać. Około dwadzieścia lat temu byłem na szkoleniu dla liderów organizowanym przez Uniwersytet Kolorado. Znalazło się tam wielu ciekawych ludzi ze Stanów, głównie z Teksasu. Wszyscy z nich zajmowali wysokie pozycje na polu zawodowym lub społecznym, każdy był indywidualnością. To było niezwykle profesjonalne szkolenie, a na jego podstawie twierdzę, że liderów też można ukształtować.

W jakim wieku byli uczestnicy?

W bardzo różnym, ale zwykle dojrzałym.

Czyli byli już w jakimś stopniu ukształtowani.

Tak. Umiejętności lidera trzeba rozwijać od najmłodszych lat. Żeby rozwijać umiejętności przywódcze potrzebna jest pewna aktywność już w latach szkolnych, np. organizowanie jakichś zajęć, wycieczek czy innych wyjazdów, jak to było w moim przypadku. Przygotowywałem i prowadziłem mnóstwo bardzo ciekawych i nieraz trudnych imprez turystycznych, bo wtedy w politykę wolałem w ogóle nie wkraczać, była to dziedzina, od której stroniłem. Działalność społeczną też indoktrynowano, ale turystyka była od tego wolna. Zdobywałem różne uprawnienia w tym zakresie, np. przewodnika górskiego, pilota wycieczek czy instruktora Polskiego Związku Kajakowego. Organizowałem wyprawy trampingowe, wyprawy zagraniczne z kategorii turystyki kwalifikowanej oraz spływy kajakowe.

A czy istniała wtedy możliwość organizowania wyjazdów zagranicznych?

Dla takich jak ja, którzy nie byli zwolennikami poprzedniego systemu to było nie lada wyzwanie. Starałem się jednak organizować pierwsze takie wyjazdy trampingowe, których przygotowanie były niezmiernie trudne, dlatego że na uczestnika można było otrzymać zaledwie od 110 do 120 dolarów, podczas gdy tramping trwał prawie 5 tygodni.

Trzeba było dołożyć wielu starań, żeby dobrze przygotować taki pobyt za granicą. Różnice w poziomie organizacji wyjazdów Polaków były wręcz dramatyczne. Podczas pobytu mojej grupy na terenie i, w Granadzie, mieszkaliśmy na kempingu, korzystając tam z wszystkich udogodnień, w tym z basenu. Jednocześnie spotkaliśmy Polaków, którzy rozbili się za płotem tego kempingu i przechodzili przez dziurę w nim, żeby się umyć.

Po latach sądzę, że przygotowanie takich wyjazdów dawało ogromną satysfakcję i stwarzało możliwość sprawdzenia własnych umiejętności i na pewno kształtowało kompetencje lidera. Myślę też, że podczas takich przedsięwzięć nauczyłem się konsekwencji, odporności na stres, ale też słuchania ludzi oraz zarządzania nimi. Doceniłem także znaczenie pokory. To wszystko jest wymagane od ludzi, którzy chcą kimkolwiek kierować czy przewodzić. Sądzę, że da się te cechy ukształtować, ale wymaga to prawdziwego zaangażowania i solidnej pracy. Trzeba być aktywnym, trzeba chcieć coś robić i najczęściej jest to działalność społeczna, dlatego że na początku tej drogi nikt nie zakłada, że zostanie prezydentem miasta czy prezesem znaczącej firmy.

Taka aktywność jest chyba też pewnym rodzajem spełnienia własnych potrzeb i pasji?

Tak, ale jest to także wymóg. Uważam, że zdobywanie kompetencji menadżerskich powinno się zaczynać od działalności społecznej. Jeżeli ktoś od razu chce być liderem profesjonalnie i za duże pieniądze, to myślę, że ma mniejsze szanse na osiągnięcie sukcesu, a szczególnie w samorządzie. Jeżeli jednak realizuje się w naturalny sposób, inwestując swój czas dla innych, to przy okazji inwestuje też w siebie i zdobywa to, co moim zdaniem jest najwartościowsze, czyli praktykę. Kształtuje też charakter w trudnych warunkach. To, co robiłem w młodości zdecydowanie musiało wpłynąć na moją osobowość, a było to chwilami ekstremalnie trudne. Można by o tym książkę napisać albo anegdoty opowiadać.

Książka już powstała. Jestem też bardzo ciekawa tych anegdot…

Dobrze, opowiem jakieś. Polaków wszędzie obowiązywały wizy. Trzeba się było o nie starać wiele miesięcy przed wyjazdem. Przechodziłem gehennę, zwracając się do ambasad poszczególnych krajów w związku z naszymi trampingami objazdowymi po Europie – tych wiz było mnóstwo! Kiedy przychodził termin ich odbioru, jechałem do Warszawy, a tam dowiadywałem się, że nawet nie zapoznali się z naszymi wnioskami. Na dodatek były pozbawione zdjęć, bo gdzieś przepadły. Zajmował się tym Almatur, a jego pracownik otwierał szufladę biurka i mówił: Wybierz sobie zdjęcia, byle się płeć zgadzała.

Polacy zarabiali wtedy zaledwie od 16 do 20 dolarów miesięcznie, więc te 120 $ to była olbrzymia kwota w kraju, ale na Zachodzie trudno było się za to utrzymać. Bilet kolejowy, objazdowy mogliśmy kupić w Polsce za złotówki. Tyle tylko, że nigdzie w Polsce nie były dostępne rozkłady jazdy. Jeden egzemplarz znajdował się w Katowicach na dworcu kolejowym, jednak absolutnie nie chcieli mi go wypożyczyć, a ja musiałem zaplanować trasę z godzinami odjazdu przez całą Europę.

Podróżowaliśmy też autostopem, a bywało, że ktoś miał wypadek, zgubił paszport lub zabłądził. Mi też się zdarzyło, że zostałem w nocy ponad czterdzieści kilometrów od swojej grupy, a rano musiałem być w Koryncie, więc poszedłem tam pieszo. Na powitanie zostałem zapytany: To Ty, już wstałeś?

Organizacją wyjazdów zajmował się Pan podczas studiów czy jeszcze dłużej?

Zacząłem tę aktywność jeszcze w szkole średniej i zajmowałem się tym przez wiele lat. Prowadziłem też szkolenia w Studenckim Kole Przewodników Górskich.

Turystyka jest Pana pasją, ale zawodowo był Pan związany przez wiele lat z Politechniką Śląska. Kiedy okazało się, że jest Pan umysłem ścisłym?

Zanim poszedłem na studia ukończyłem klasę matematyczno-fizyczną w IV Liceum Ogólnokształcącym w Gliwicach. To była wyjątkowa grupa wielu laureatów konkursów z przedmiotów ścisłych oraz przyrodniczych.

Później wybrałem Politechnikę Śląską, ponieważ na innych uczelniach indoktrynacja była zdecydowanie większa. Kierunki polityczne odpadały od razu. Interesowała mnie automatyka, elektronika i informatyka, a na ten wydział niełatwo było się dostać, bo chętnych na jedno miejsce było bardzo wielu. Dostałem się jednak i wybrałem elektronikę. Po ukończeniu studiów pracowałem tam około 15 lat.

Następnie został Pan Przewodniczącym Rady Miejskiej, a niedługo później Prezydentem Gliwic. Czy od początku zdawał Pan sobie sprawę na jak trudne zadanie się Pan decyduje i z iloma obowiązkami jest to związane?

Zupełnie nie. Ja nawet nie miałem planów ubiegania się o miejsce w Radzie Miejskiej w Gliwicach. To wynikło raczej z przymusu sytuacyjnego. W 1990 roku poszukiwano kandydatów na radnych. Wcześniej działałem w podziemnej Solidarności i kiedy związek został reaktywowany na Politechnice Śląskiej, gdzie wtedy pracowałem, ponownie zaangażowałem się w jego działalność. Wraz z kolegami z pracy współorganizowaliśmy wybory i kiedy się okazało, że brakuje kandydatów, zostałem poproszony, żebym został jednym z nich, więc właściwie z przypadku zostałem radnym.

A jakie były najtrudniejsze zadania na stanowisku radnego, a później prezydenta?

Trzeba było uporządkować ówczesną sytuację związaną z częstymi zmianami moich poprzedników na stanowisku prezydenta Gliwic oraz w Radzie Miejskiej. Najpierw, po kolejnym jakimś „przewrocie”, zostałem przewodniczącym Rady, po czym radni wybrali mnie na stanowisko prezydenta i funkcję tę miałem pełnić przez dziewięć miesięcy, które zostały do końca kadencji. Zgodziłem się, bo miałem złożoną pracę habilitacyjną, także na te 9 miesięcy, więc oczywiście zakładałem, że będę prezydentem tylko przez taki okres. Trwa to jednak trochę dłużej, ale jest to zupełny przypadek…

Musiał Pan rozstać się z uczelnią, a to też była pasja, prawda?

Owszem, praca ta była dla mnie ważna, szczególnie branża, którą wtedy rozwijałem, czyli cyfrowe przetwarzanie sygnałów biomedycznych. Odnosiłem na tym polu pewne sukcesy i szkoda mi było z tego rezygnować. Pracowałem wtedy nad aplikacją dla medycyny, ponieważ zajmowaliśmy się głównie analizą sygnału elektrokardiograficznego. Było to niezmiernie ciekawe. Później jeszcze współpracowałem z uczelnią przez kilka lat.

Po tej pierwszej krótkiej kadencji zdecydował się Pan na kolejną. Jak to się stało?

Ponieważ miałem duże szanse, żeby zostać na tym stanowisku. Był też dość powszechny nacisk, żeby się tego podjąć. Jak już raz się ugiąłem, to później było już coraz trudniej zrezygnować z tej funkcji (śmiech)

Z których osiągnięć jako prezydent jest Pan najbardziej dumny?

Zdecydowanie ważne było na początku pozyskanie inwestora strategicznego, General Motors, który przyciągnął kolejne firmy. W skutek czego mieliśmy możliwość zorganizowania Specjalnej Strefy Ekonomicznej na terenie Gliwic. To wpłynęło na rozwój miasta, większe dochody budżetu, obniżenie poziomu bezrobocia itd. Następnym takim ważnym impulsem rozwojowym było przesądzenie o przebiegu autostrad A4 oraz A1 – skrzyżowanie autostrad powstało w Gliwicach. Za tym poszło zainteresowanie w branży logistycznej i nie tylko. Następna sprawa to wybór kierunku rozwoju w oparciu o zaawansowane technologie, czyli Nowe Gliwice i sukces tego przedsięwzięcia, budowa takiego zalążka Śląskiej Doliny Krzemowej. To się ciągle świetnie rozwija, przyciągnęliśmy wiele firm z branży IT. Myślę, że należy także zaliczyć do tego niedawno dokończone inwestycje, czyli np. Drogową Trasę Średnicową, która już zmieniła centrum miasta na korzyść, a spowoduje, że wszystkie tereny wzdłuż tej nowej drogi zyskają w oczach inwestorów. Zrewitalizowane zostanie centrum miasta, powstają nowe podmioty, które stanowią nowe źródła podatków. Także w dziedzinie społecznej zaistniało mnóstwo nowych zjawisk. Staliśmy się, na tle województwa, społeczeństwem ponad przeciętnie aktywnym.

Która z inicjatyw społecznych jest najważniejsza?

Uważam, że jest to mierzone bardziej liczbą tych aktywności niż pojedynczymi przedsięwzięciami, a jest ich naprawdę wiele z różnych dziedzin, np. z opieki społecznej czy kultury. Organizuje się tu sporo ciekawych festiwali, w tym filmowe, jazzowe, teatralne, itp. Jest to wynikiem zwiększającej się liczy aktywnych osób oraz organizacji pozarządowych. Kiedyś było ich znacznie mniej. Zarejestrowanych jest ponad 400 takich organizacji. Co roku nagradzamy takich liderów społecznych. Cieszę się, że nasi mieszkańcy chcą działać, że są aktywni. W efekcie takich inicjatyw miasto rozwija się w sposób zrównoważony, tzn. w każdej dziedzinie widać jakiś postęp.

Wcześniej był Pan prezesem Śląskiego Związku Gmin i Powiatów, a obecnie Związku Miast Polskich. Jakie przed tą organizacją stoją wyzwania?

To są bieżące zadania, mające na celu jak najlepsze działanie społeczności lokalnej. Najczęściej sprowadza się to do wpływania na kształt aktów prawnych, które są przyjmowane przez parlament i rząd, po to, żeby jak najmniej szkody wyrządzały tym społecznościom lokalnym oraz żeby państwo funkcjonowało sprawnie. To ciągłe wyzwanie, bo w Polsce panuje ogromny chaos prawny, nadregulacja, co stanowi problem dla każdego, kto działa w sferze publicznej czy gospodarczej. Zmagamy się z tym na wielu różnych poziomach. Nad wypracowaniem wspólnego stanowiska pracuje Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego, Związek Miast Polskich, ale także wiele urzędów miast, a nawet przedsiębiorstwa komunalne opiniują projekty rozporządzeń i ustaw, w celu usunięcia błędnych czy szkodliwych regulacji. Można tu mówić o takiej pozytywistycznej pracy, czyli wymianie doświadczeń pomiędzy samorządami i promowaniu najlepszych pomysłów, wzajemnym szkoleniu. Taka praca jest nieustannym procesem i dlatego rozwój współpracy w ramach ZMP jest niezbędny.

Proszę opowiedzieć o swoich osobistych planach i marzeniach.

Chciałbym, żeby w Gliwicach były kontynuowane rozpoczęte już działania, np. rozwój oparty na wysoko przetworzonej pracy, firmy high tech i nie tylko, bo tak rozwój Gliwic został ukierunkowany i to świetnie funkcjonuje. Ponadto nadal pasjonuję się cyfrowym przetwarzaniem sygnałów. Trudno będzie do tego wrócić, ale mam kilka różnych pomysłów.

A podróże?

Wciąż lubię robić to samo, czyli wyjeżdżać w wysokie góry i nad wodę. Ostatni urlop spędziłem w Gruzji w Tuszeti. W najbliższe wakacje wybieram się w rejon jezior, gdzie czekają na mnie sporty wodne.

Beata Sekuła

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj