– Marzenko, dasz radę, jeszcze troszkę – mąż trzymał ją za rękę, pot ściekał jej po twarzy, policzki paliły, a wysiłek wkładany w parcie wydawał się bezsensowny, bo już niczego nie czuła. Skurcze parte trwały od pół godziny, ale dziecko jeszcze nie było gotowe pojawić się na świecie. – Już, już, jeszcze trochę wytrzymasz – Mariusz głaskał ją po głowie.
– No, kochani, koniec zabawy! – położna założyła czepek. – Sprawa jest poważna – uśmiechnęła się do Marzeny – dobrze pani idzie. Jak zakładam czepek – zwróciła się do Mariusza z uśmiechem – dzieciaczki wiedzą, że muszą już wyjść!
Pochyliła się nad Marzeną, poprosiła Mariusza, by podparł jej plecy i nachylił, spojrzała Marzenie w oczy i szepnęła – Dalej dziewczyno, teraz.
Marzena wzięła oddech, spuściła głowę, zamknęła oczy i parła co sił. Poczuła ucisk, następnie ulgę i piekący ból, a potem usłyszała krzyk dziecka.
– Jest, dziewczynka – położna westchnęła, uniosła małą do góry i oboje z Mariuszem mogli zobaczyć swoją drugą córkę. Mariusz uśmiechał się od ucha do ucha. Spojrzał na Marzenę i pocałował ją w czoło.
To nie było jego dziecko.
Rok temu podczas badania bilansu w wyznaczonej firmie Marzena spotkała Marcina. Podcięło jej nogi. Nawet w najlepszych czasach zakochania nie zapierało jej tak tchu na widok Mariusza, jak teraz na widok Marcina. Romans nie trwał długo. Sama to skończyła, bo otrzeźwiała, ale dwa tygodnie później test ciążowy pokazał dwie kreski. A teraz na świat przyszła ona – córka Marzeny. Ale nie Mariusza.
Prawo polskie ustala zasadę domniemania ojcostwa. Przyjmuje się, że gdy kobieta zamężna rodzi dziecko, ojcem dziecka jest jej mąż. Reguły tego domniemania dotyczą również par, które się rozwiodły, o ile dziecko przyjdzie na świat przed upływem trzystu dni od ustania małżeństwa.
Aby uregulować sytuację prawną dziecka, w razie gdy ojcem dziecka nie jest mąż matki, należy do sądu wnieść pozew o zaprzeczenie ojcostwa. Może to zrobić matka dziecka, samo dziecko, a przede wszystkim mąż matki i także prokurator. Termin do złożenia powództwa to sześć miesięcy (dla matki od urodzenia dziecka, zaś dla niego samego, jak też dla męża matki – od chwili dowiedzenia się o podstawie do zaprzeczenia ojcostwa). Biologiczny ojciec dziecka z wymienionym powództwem zwrócić się nie może. Może natomiast o konieczność złożenia takiej sprawy w sądzie zawiadomić prokuratora. Ten jednak jako rzecznik interesu społecznego i przede wszystkim dobra dziecka jest zobowiązany sprawdzić czy zaprzeczenie ojcostwa jest z tym dobrem zgodne. Wtedy też dokonuje czynności sprawdzających – może to być wywiad środowiskowy, przesłuchanie zainteresowanych i inne czynności. Dopiero po nich podejmuje decyzję o zasadności wniesienia powództwa. Sprawa taka zasadniczo nie ma na celu ustalania biologicznego ojcostwa dziecka. Jej celem jest obalenie domniemania, że dziecko pochodzi od męża matki.
Kto więc teraz miałby to zrobić? Przecież nie Marzena. Marcin się nie dowie, a mąż Marzeny niczego nie wiedział ani nawet nie przypuszczał. Julka była jego drugą księżniczką.
Dziewczynka rosła zdrowo, była dużo spokojniejsza niż Wiktoria – starsza o cztery lata córka Marzeny i Mariusza.
Początkowo Marzena miała jeszcze nadzieję, że Julia jest córką Mariusza, ale gdy dobrze policzyła, wiedziała, że test zrobiła wtedy, gdy Mariusz wrócił z Rzymu, gdzie był z krótkimi przerwami przez trzy miesiące. To dziecko nie mogło być jego.
Gdy Julka miała pół roku, Marzena spotkała Marcina na mieście. Właśnie sadzała córkę w foteliku, gdy ktoś ją zawołał.
– Cześć! – Marcin uśmiechał się szeroko.
– Cześć – Marzena zadrżała widząc go przed sobą. – Co ty tu robisz?
– Byłem w banku, a ty? Nie wiedziałem, że masz takie małe dziecko – wskazał na Julkę, która zrobiła swoją słynną „łyżwę”. Uśmiechała się szeroko od ucha do ucha bez otwierania ust. Marcin puścił do niej oczko.
– Ile ma? – wskazał brodą na dziewczynkę.
– Pół roku, a ile ma mieć? – odburknęła. Marcin zdziwiony zmarszczył brwi.
– Ładna, po mamusi pewnie. – mrugnął do Marzeny. – Masz jeszcze mój numer?
– Nie mam – odparła – swój też zmieniłam – dorzuciła prędko.
Marcin przesunął czubkiem buta mały kamyk na chodniku i popatrzył na nią tak, jak kiedyś. Ze zdziwieniem zauważyła, że już nie zrobiło się jej tak ciepło, jak dawniej. No tak. Zamknięta karta.
– Przepraszam cię – odwróciła się do auta – spieszymy się.
– W porządku. Trzymaj się – uniósł dłoń, jakby chciał pogłaskać małą po głowie. – No to cześć.
– Cześć – mruknęła w odpowiedzi, nie odwracając się. Dopiero, gdy zapięła córkę w foteliku spojrzała za nim. Szedł wzdłuż parkingu z ręką w kieszeni, a poły marynarki rozwiewał mu wiatr.
Ciekawe jakim byłby ojcem, zastanawiała się w drodze do domu. Julka zasnęła w samochodzie, Marzena spojrzała na nią we wstecznym lusterku i zganiła się za tę myśl. Przecież jej córki mają cudownego ojca – Mariusza. Ilekroć jednak jej mąż brał Julkę na ręce, ją dławił tępy ból w klatce piersiowej. Czuła, że dobrze zrobiła, nie przyznając się do swoich podejrzeń i codziennie przypatrywała się Julce szukając podobieństw do Mariusza. Te ostatecznie przypieczętowałyby słuszność jej decyzji, by nie wspominać nikomu, że to Marcin może być jej ojcem.
Po przyjęciu urodzinowym Wiktorii, kiedy oboje z Mariuszem odpoczywali wieczorem sącząc resztkę wina, usłyszała, że przyszedł sms. Nie zaglądnęła do telefonu aż do niedzielnego poranka nazajutrz, kiedy to otworzyła wiadomość: „Nie zmieniłaś numeru. Ja też zresztą nie. Spotkajmy się. Zgódź się.” To był Marcin.
Nie odpowiadała mu przez tydzień. Złapał ją jednak któregoś dnia pod supermarketem. Była sama.
– Pomogę – usłyszała, gdy otworzyła bagażnik. Stał za nią, a gdy się odwróciła, obrzucił ją badawczym spojrzeniem.
– W porządku, poradzę sobie – zaczęła wyjmować pampersy z koszyka.
– Musimy pogadać – powiedział zachrypniętym głosem.
– O czym? – rzuciła niedbale.
– Twoja córka ma małe znamię za uchem. Ja też mam takie, powinnaś pamiętać – odparł twardo. Zapadło milczenie. Podał jej pudełka z płatkami i zgrzewkę wody z koszyka, zabrał go następnie i odwiózł, a kiedy wrócił Marzena nadal stała osłupiała obok auta.
– Już myślałem, że uciekniesz – próbował się zaśmiać.
Pojechali nad zalew. Marcin był konkretny i stanowczy. Domagał się, by zrobiła badania DNA, które oczywiście zaoferował się sfinansować.
– Zerwałaś, bo byłaś w ciąży? – zapytał.
– Nie.
– Chcę ci powiedzieć tylko, że jeśli mamy dziecko, ja chcę o tym wiedzieć i nie będę się uchylał od niczego. Ale chcę wiedzieć. Zresztą twój mąż też ma takie prawo. Byłem u prawnika. Mogę zgłosić się do prokuratora i on złoży sprawę o zaprzeczenie ojcostwa. Wniosę o ustalenie, który z nas jest ojcem. Zrobię to, jeśli nie postanowimy, co dalej.
– Ale co ty chcesz dalej? Jak to sobie wyobrażasz? Będziesz tatusiem dochodzącym czy się do nas wprowadzisz? Jak będzie się czuła moja rodzina? – Marzena podniosła głos. – W ogóle co to jest za straszenie mnie sądem? Ja mam rodzinę i też nie jest mi łatwo. Zerwałam, bo przecież od początku było jasne, że to romans i chyba nie myślałeś, że się będę rozwodzić dla ciebie? – zacisnęła zęby.
– Nie myślałem, to był romans…, a może coś więcej – Marcin zawiesił głos. – To, jak widać, nie ma znaczenia. Ale jest dziecko, a ja czuję, że ona może być moja i chcę to wiedzieć na pewno.
– Jaka ona? Ona ma imię. To nie jest rzecz. Moja, twoja, co to za gadanie w ogóle? – Marzena wybuchła. – Wysiadaj, nie będziesz mi mieszał w życiu, wysiadaj!
– Namieszaliśmy oboje – Marcin westchnął i chwycił za klamkę w drzwiach – jedź, ale za dwa tygodnie zadzwonię i chciałbym, żebyś pamiętała, o co cię proszę. Zróbmy badania. Jeśli ich nie zrobimy sami, pójdę do prokuratora i wtedy się na pewno dowiemy – otworzył drzwi i rzucił przez ramię – cześć!
Marcin, zwracając się do prokuratora, mógłby wywrócić życie Marzeny do góry nogami, a ona nie miałaby na to wpływu. Nawet jeśli prokurator się nie zgodzi wystąpić do sądu z pozwem o zaprzeczenia ojcostwa, to i tak będzie musiał wniosek Marcina zbadać, więc rodzina Marzeny będzie niepokojona. Mariusz dowie się w najlepszym razie, że żona miała romans. Marzena nie będzie mogła nawet spróbować wytłumaczyć czegokolwiek Mariuszowi. To będzie klęska. Musi mu powiedzieć. Chyba, że wymusi na Marcinie obietnicę, że nie będzie tego ruszał. On nie ustąpi. Trzeba zrobić badania. Może Julka jest Mariusza. Marzena gorączkowo analizowała swoją sytuację. Co teraz? Marcin powiedział – dwa tygodnie. Zwykle mężczyźni unikają takich wiadomości. A tutaj taka sytuacja. Co robić?
Dwa tygodnie i trzeba wybrać kierunek. Stała na skrzyżowaniu. Kierunek, który wybierze, na pewno i tak zmieni wszystko. Życie to wybory.
Katarzyna Martyka