Historia cudownych zbiegów okoliczności
32 lata temu pani Beata Tuszyńska rozpoczęła pracę w przychodni weterynaryjnej w Zabrzu. Miało to potrwać sześć tygodni. Nie przypuszczała wtedy, że na stałe zwiąże swoje zawodowe życie z tym właśnie miejscem. Nie mogła też przewidzieć, że cieżki wypadek przyczyni się do rozpoczęcia pięknej misji integrowania ludzi oraz szerzenia swej pasji i propagowania miłości do zwierząt w Zabrzu i innych miastach.
Prawda, pasja, determinacja
Wszystko zaczęło się w 4 klasie szkoły podstawowej, kiedy to na wsi, jako mała dziewczynka, pani Beata miała możliwość pomocy przy porodzie u maciory. – Gdy wycierałam małe prosiaki postanowiłam, że chcę pomagać zwierzętom i zostać weterynarzem – wspomina. To była chwila, w której oprocz pasji narodziła się również wielka odpowiedzialność za naturę, która nas otacza. Lata nauki, wytrwałości i determinacji zaowocowały ukończeniem studiów na Akademii Rolniczej we Wrocławiu w 1984 roku i rozpoczęciem pracy w ukochanym zawodzie; najpierw w rodzinnych Pyskowicach, a póżniej w Zabrzu.
W przeciągu trzydziestu lat pani Beata uratowała życie i pomogła setkom stworzeń, od wiernych psów, przez koty, świnki morskie i myszki, aż po papugi i gołębie pocztowe. Każdy przypadek był wyjątkowy, ponieważ dotyczył zwierzęcia, będącego dla kogoś częścią rodziny. Wiele sytuacji na stałe wbiło się w serce i pamięć pani weterynarz. Jak na przykład historia małej japońskiej myszki, która przyjechała do przychodni z wielkim obrzękiem na łapce. Okazało się, że nóżka była nylonową nitką i po jej zdjęciu i rozmasowaniu kończyny stworzonko wróciło do zdrowia. Kolejnych wyjatkowych przeżyć dostarczyło wezwanie do rodzącej krowy na Pawłowie, dzielnicy Zabrza. Ktoś zgłosił, że „coś dziwnego dzieje się z krową”. Jak się potem okazało, narodziły się aż dwa cielaczki, co zdarza się bardzo rzadko.
Pani weterynarz wspomina też historię psa, owczarka francuskiego, z wielkim guzem pod ramieniem. Wielu lekarzy wydało na psa wyrok, jednak dzięki odpowiedniej kuracji, przeżył i obecnie jest w dobrej kondycji. – Cieszy mnie szybki powrót pacjentów do zdrowia – mówi pani Beata. – Niestety czasami już nic nie można zrobić i zwierzę trzeba uśpić. Za każdym razem jest to dla nas bolesne przeżycie. Jednak miłość do zwierząt dodaje sił. Warto dodać, że jest również przekazywana dalej, a w wypadku córki pani Beaty – Justyny, która obecnie studiuje weterynarię na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu – dziedziczna. Justyna pomaga mamie w przychodni w ramach wolontariatu, poszerzając swoją wiedzę i pielęgnując wartości związane z pięknym zawodem weterynarza.
Historia zbiegów okoliczności
Nagle codzienna praca w przychodni została brutalnie przerwana przez groźny wypadek.
Kilka lat temu podczas koszenia trawy pani Beata została porażona prądem. Był to moment, kiedy czas stanął w miejscu. Jednak dzięki modlitwom, głebokiej wierze w Boga i we własne siły, pani Beacie udało się przeżyć i wrócić do zdrowia. Ten dramatyczny moment okazał się być początkiem niesamowitej misji niesienia pomocy oraz integowania ludzi pełno– i niepełnosprawnych ze zwierzęami.
Rozpoczęła się seria pogadanek i zajęć edukacyjnych prowadzonych w przedszkolach i szkołach. Pewnego dnia przyszło również zaproszenie z przedszkola w Pyskowicach. – Jechałam wtedy do pracy i modliłam się, aby wszystko dobrze się udało – opowiada pani Beata. – Gdy weszłam do przychodni zobaczyłam w rogu pokoju pana Grzegorza Żołdaka ze swoim psem Czarkiem. Poprosiłam go, by pojechał ze mną do przedszkola i pokazał dzieciom kilka sztuczek. Oboje nie przypuszczali, że będzie to początek pięknej, wspólnej misji niesienia otuchy i przysparzania radości najmłodszym oraz chorym i potrzebującym.
Czarek, który niesie nadzieję
W dniu, w którym postanowiłam zapytać o możliwość przeprowadzenia wywiadu, do gabinetu pani Tuszyńskiej zgłosił się również pan Grzegorz. Ma 93 lata i jego największą pasją jest tresowanie psów. Czaruś jest jego piątym pupilem. Jest mieszańcem owczarka szkockiego Collie o ślicznym, biało-czarnym umaszczeniu. Obecnie ma 6 lat i jest zwierzakiem niezwykłym! Podaje łapę, aportuje, dodaje, dzieli i wrzuca papierki do śmietników. Rozpoznaje swoje maskotki po imieniu i pomaga właścicielowi w codziennych sytuacjach – przynosi laskę do chodzenia i kapcie. Kochają go dzieci i dorośli! Jest to pies absolutnie niegroźny, pozwala się głaskać i przytulać bez końca, co ludzie w każdym wieku robią, gdy tylko ten niezwykły duet pojawia się nieopodal.
Marzenia i nadzieja
Magiczna ekipa dała już wiele wspólnych pokazów. Podczas gdy pani Beata opowiada o pasjonującym zawodzie weterynarza, pan Grzegorz prezentuje z dumą talenty Czarusia. Wspólnie odwiedzili już dzieci w wielu przedszkolach i szkołach. Jednak to wizyty u osób chorych i potrzebujących stały się wielkim marzeniem tria. Jednym z największychc przeżyć były odwiedziny w Hospicjum Miłosierdzia Bożego w Gliwicach. Pokazy sprawiają, że na twarzach ludzi pojawia się uśmiech, a w sercach ulga i radość. Ludzie odżywają i na chwilę zapominają o trudnej rzeczywistości. Największym marzeniem pani Beaty jest wejście ze zwierzakami do szpitali, by w ramach dogoterapii ulżyć pacjentom w ich chorobie. Jednak nie jest to jedyny cel.
Kolejnym działaniem na rzecz lokalnej społeczności jest organizowanie różnych wydarzeń kulturalnych. Już niedługo odbędzie się kolejna edycja konkursu plastycznego „My, nasze zwierzęta i święta”. W tym roku odbyła się również piąta edycja kampanii „Ratuję życie psu”, podczas której 20 psów oddawało krew na rzecz innych czworonogów. Przychodnia „Reksio” współpracuje z Bankiem Krwi Milusia w Warszawie, angażuje się również w edukację poprzez spotkania z miłośnikami zwierząt i tymi, którzy zajmują się nimi profesjonalnie. Już 14 listopada odbędzie się spotkanie z kocią behawiorystką, Beatą Leszczyńśką pod tytułem „Kot i inne zwierzęta”.
Wszyscy jesteśmy częścią natury
Jak mówi pani Beata, ludziom marzą się idealne psy i koty. Oczekujemy po adopcji wiernego i ułożonego czworonoga, który mógłby być towarzyszem zabaw i opiekunem. Jednak czy człowiek jest gotowy na to, by być przyjacielem dla zwierzaka? Czy potrafi brać za niego odpowiedzialność?
Niekiedy gubimy się w oczekiwaniach i zapominamy o najprostszym i najbardziej oczywistym fakcie – zwierze nie jest rzeczą! Ono oddaje się nam całe i w sposób bezwarunkowy, i właśnie dlatego zasługuje na nasz szacunek. – Szanujmy przyrodę, ponieważ wszyscy jesteśmy jej częścią – podkreśla na koniec rozmowy pani Beata Tuszyńska.
Alicja Szwanc