Kayah – wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów, jest pierwszą artystką
z Europy Wschodniej zaproszoną do współpracy z MTV, współwłaścicielką firmy
fonograficznej Kayax, jedną z najbardziej rozpoznawalnych i docenianych artystek na polskiej scenie muzycznej, laureatka tytułu Lidera w sztuce i Lidera w zarządzaniu kulturą i sztuką – jak mówi – robi muzykę nie karierę.
Jesteś kobietą charyzmatyczną, siła, którą masz w sobie, rozlewa się też na otoczenie. Potrafisz przekonać innych i skupić wokół swoich projektów. Jak to się dzieje?
Nie przeprowadzam analiz. W moim działaniu staram się zwyczajnie być prawdziwa. Może prawda zaraża? Charyzma jest czynnikiem, którego nie da się zmierzyć, zważyć… Przypuszczam, że jestem dla ludzi wiarygodna. Moje poczucie humoru także mi ich zjednuje. Duża dawka dystansu do siebie potrafi działać, jak magnes.
Jesteś spod znaku Skorpiona, prawda? Jesteś więc zodiakalnym liderem. Kiedy się zorientowałaś, że urodziłaś się z takimi predyspozycjami?
Skorpion jest silnym znakiem, ale ma też ogromny talent do autodestrukcji. Nie wiem, czy jestem liderem. Ale kiedy sytuacja tego wymaga, potrafię być decyzyjna i przewodzić reszcie. W muzyce lider, to na ogół ktoś, kto stoi na czele zespołu, na pierwszej linii frontu. Taką rolę najczęściej przypisuje się wokalistom, ale to pozycja dzięki której ma się w pierwszej kolejności splendor, ale i ponosi się największe straty przy klęsce. Mogę więc być częstowana najsmaczniejszymi pomidorami na bazarku, ale i we mnie pierwszą poleci pomidor (śmiech).
Młodość jest najlepszym okresem na weryfikowanie swoich zdolności i predyspozycji. Wiedziałaś, że jesteś utalentowana muzycznie i kształciłaś się muzycznie otrzymując dyplom z fortepianu, natomiast czy weryfikowałaś na otoczeniu swoje predyspozycje do bycia liderem?
Czułam, że Bóg dotknął mnie swoim palcem. Muzycznie czułam się zawsze silna. Starałam się za każdym razem robić swoje i nie oglądać się na boki. Od dawna mam przeświadczenie, że priorytetem jest autoekspresja, a nie schlebianie gustom innych i spełnianie ich oczekiwań. Liderem zostałam z przypadku. Ktoś musiał. Zresztą, jako autor tekstów i kompozytor, producent i aranżer, wiedziałam najlepiej, co i jak chcę wyrażać. Muzyka była na pierwszym planie. Ciągle podkreślam, że robię muzykę, a nie karierę.
W swojej karierze praktykowałaś różne formy pracy twórczej. Czasem zapraszana byłaś do współpracy, w większości jednak realizujesz swoje indywidualne projekty artystyczne, a czasem to ty zapraszasz innych. Która z tych form pracy najbardziej jest ci bliska, w której czujesz się najlepiej, i która wyzwala w tobie najwięcej energii twórczej?
Są momenty w życiu, kiedy mam skrystalizowaną wizję osobistej drogi, skupiam się wtedy na sobie. Ale współpraca z innymi płodnymi umysłami wiele mnie uczy i sprawia ogromną przyjemność. Dzięki niej rozwijam się. Im jestem starsza, tym bardziej otwarta. Ciężko być jednocześnie twórcą i tworzywem. Nieraz czyjaś optyka pozwala zobaczyć to, czego sama nie dostrzegam. Cenię to. Moje ostatnie projekty w dużej mierze opierały się na współpracy z innymi. Mamy dwa wielkie przeboje: „Po co” który zrobiłam wspólnie z Idanem Raichelem z Izraela, muzycznie wsparł nas Jan Smoczyński, który zresztą od dłuższego czasu współtworzy ze mną kolejne utwory muzyczne, a także „Podatek od miłości”, który napisał dla nas Bownik – bardzo młody artysta z Kayaxu, a wykonałam go z Grzesiem Hyżym. Świetnie też wyszła niedawno moja współpraca z Atanasem Valkov, który wcześniej zrobił ze mną płytę „Transoriental Orchestra” przy przepięknym utworze „Czarna Polana”. Jestem bardzo dumna z efektu, jaki nam wyszedł. Świetnie wspominam także pracę z raperem KęKę, przy nowej wersji mojego starego przeboju, czyli przy „Supermence 2018”, który zrealizowaliśmy w ramach projektu T-Mobile Electronic Beats POWROTY. Piotrek świetnie podszedł do tematu, pokazując swoją stronę medalu i swój punkt widzenia w kontaktach z kobietami. Lubię byś sterem, żaglem i okrętem, ale jeszcze bardziej lubię zapraszać na pokład innych artystów. Wychodzi wtedy fajna, nowa jakość.
W świecie muzycznym popularne jest określenie „lider zespołu” – jak to się ma do rzeczywistych cech osobowości takich osób?
Sama znam zespoły, gdzie liderem jest ktoś z drugiego planu, a inni jedynie realizują jego wizję. To przede wszystkim ktoś z pomysłem, często z dużym ego… Ale i odwagą. To cecha
ważna w przypadku osób, których „swędzi”. To także zgoda na naukę wynikającą z porażek. Tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów. To siła wystawiania się pozornie bez strachu na ocenę publiczną, często nieżyczliwą. Ale i przekonanie o swojej niezwykłości. I wiara w to, że się uda.
Czy siłę do planowania nowych projektów artystycznych czerpiesz z sukcesów, czy z porażek? Nie, złe pytanie. Tobie porażki się nie zdarzają, a przynajmniej my ich nie widzimy.
Patrz wyżej (śmiech). Zdarzają. Ale nie pojmuję ich, jako przeciwności, lecz jako lekcje. Odrabiam je i idę dalej. Wciąż uczę się siebie i świata wokół. Świat i życie codzienne są dla
mnie niekończącym się źródłem fascynacji, ale i inspiracji.
Założyłaś wytwórnię płytową Kayax, powołałaś też do życia zespół Loco Star. W czym czujesz się lepiej jako lider, w zarządzaniu firmą fonograficzną, czy kreowaniu wizji artystycznej zespołu? Co jest większym wyzwaniem?
Nasi artyści to ludzie, których się nie kreuje. Oni mają pomysł na siebie, często są bardzo uparci i przywiązani do swojej wizji. Nie ja powołałam zespół Loco Star, tylko oni
sami go założyli, a ich talent przykuł po prostu naszą uwagę. I tak jest też z innymi. Największym wyzwaniem dla mnie są jednak osobiste płyty. Często martwię się, że już powiedziałam wszystko, że kolejna nie doskoczy do postawionej przez poprzednią płytę poprzeczki. To zdawanie wciąż kolejnych egzaminów. To bardzo stresujące. Nigdy też nie zapominam, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Bo choć nie spełniam oczekiwań innych, sama mam oczekiwania, że to co chcę powiedzieć do kogoś jednak trafi. Zawsze powtarzam, że robię w usługach dla ludności. Tak w skrócie można nazwać mój zawód (śmiech). Chcę dawać rozrywkę, ale też pobudzać do refleksji. Do tego potrzebny jest odbiorca.
Jak przekonujesz ludzi do swoich projektów, jak działasz by w nie weszli? Czy teraz kiedy zdobyłaś tak ogromną popularność jest to łatwiejsze?
Owszem, łatwiejsze. Mam markę, renomę i dobrą reputację. Ale nic nie trwa wiecznie. Wciąż pracuję nad sobą. Poszukuję nowych form ekspresji. Ostatnio, w wieku ponad 50-ciu
lat stałam się radiowcem. To kolejne wyzwanie. Przed moją pierwszą audycją w Meloradiu – „Tu i teraz” trzęsłam się, jak galareta. Ten stres szybko minął, choć pozostał przyjemny
dreszczyk emocji przed każdym spotkaniem ze słuchaczami i moimi gośćmi, których zapraszam do audycji. Nowe pomysły, nowe wyzwania, to coś co sprawia, że się rozwijamy
i nasze życie nie staje się rutynowe.
Pracujesz i tworzysz z coraz większym rozmachem. Potrafisz zapalić wspaniałych twórców do swoich projektów np. Transoriental Orchestra. Czy masz takie plany, których się boisz, nie ufając swojej wyobraźni mówisz – Kayah teraz to przesadziłaś, to jest niemożliwe?
Wciąż wątpię. Im jestem starsza tym bardziej… Ale co jest gorszego od niezasmakowania słodkich śliwek, tylko dlatego, że nie miało się odwagi potrząsnąć drzewem?
Czego ja i czytelnicy możemy ci życzyć?
Tego czego i ja życzę wszystkim. Zdrowia, bezinteresownie życzliwych ludzi i życia w fajnym kraju. Sobie dorzuciłabym tylko jeszcze wenę.
Beata Sekuła, Kornelia Soga