Nauka, technika, medycyna – czyli jak ważna jest synergia

0
3707

Rozmowa z prof. dr hab. inż. Krzysztofem Lewenstein, prorektorem ds. studiów Politechniki Warszawskiej w kadencjach 2012-2016 i 2016-2020, na temat wagi współpracy specjalistów w ramach projektów zespołowych oraz interdyscyplinarnych. Prof. Krzysztof Lewenstein został nominowany do tytułu Lider z powołania za wieloletnią oraz efektywną opiekę nad rozwojem studentów oraz osiągnięcia na polu naukowym.

 

Jak wyglądała Pana droga do miejsca, w którym Pan Profesor jest teraz?

Od początku wiedziałem, że chcę iść na politechnikę, kochałem chemię. Byłem właściwie przekonany, że skończę na chemii, ale tak się ułożyło, że brat czy kuzyn koleżanki, pracujący na Politechnice Warszawskiej na wydziale chemicznym, miał wypadek i stracił wzrok. To była głośna sprawa gdzieś w latach 70. Byłem wtedy w klasie maturalnej i to mnie troszkę od chemii odżegnało. Poszedłem na elektronikę i nie żałuję. Skończyłem elektronikę, do pracy trafiłem na wydział ówczesnej mechaniki precyzyjnej, tam była katedra elektroniki przemysłowej i w zasadzie pierwsze lata zajmowałem się układami sterowania, układami wykonawczymi w urządzeniach mechanicznych, aż do momentu, kiedy po doktoracie zacząłem myśleć o rozwoju naukowym. Były to lata 80. i doszedłem do wniosku, że w tym miejscu, gdzie pracowałem elektronika nie ma szans rozwojowych, że muszę coś zmienić. Akurat tak się złożyło, że na wydziale mechaniki precyzyjnej bardzo intensywnie zaczęła się rozwijać inżynieria biomedyczna. Pojawili się liderzy i to mnie pociągnęło. Postanowiłem zająć się komputerowym wspomaganiem diagnostyki medycznej. Od tego się zaczęło, potem przyszła habilitacja, potem projekty no i oto jestem. (śmiech)

 

Jest Pan prorektorem ds. studiów. Z czym wiąże się ta rola?

To ciężki kawałek chleba, może nie bardzo trudny, ale na pewno obciążający. Myślę, że to, co się dzieje w obszarze kształcenia, zwłaszcza tak konieczny kontakt ze studentami, jest właśnie obciążające. Przy 30 tys. studentów, na trudnych studiach politechnicznych, nie ma mowy, żeby przynajmniej 1/3 z nich nie miała jakichś problemów, sytuacji konfliktowych, niezaliczeń, trudności. Załóżmy, że z tych 10 tys. 1/3 poradzi sobie sama, a 2/3 trafiają tu. Muszę interweniować, rozmawiać z wykładowcami, z dziekanami, czasem bronić takich młodych ludzi, którzy się zagubili, staram się coś działać i to jest obciążające.

 

Jakie miał Pan cele, obejmując to stanowisko?

Od początku kadencji jednym z głównych celów, którymi się zajęliśmy było wprowadzenie znacznie szerszego uczenia przez realizację projektów. W zakresie nauk technicznych i tego, co nas tutaj dotyczy najbardziej, jest to sprawa fundamentalna. Fakt, że przy przeładowaniu programów, przy dużej liczbie studentów trochę nam sprawy projektowe odeszły i zrobiło się tego mniej. Kiedy jeszcze studiowałem, student miał obowiązkowe dwie prace przejściowe, czyli rozmaite projekty z różnych dziedzin, przygotowujące do dyplomu. Dzisiaj została jedna, a nawet ona czasem też jest traktowana po macoszemu. Powiem, że nie było dużo, żeby nie powiedzieć wcale, projektów zespołowych, interdyscyplinarnych, a to jest właściwie sól tego, co się dzieje, bo dzisiaj już nie wystarczy być specjalistą, trzeba być nastawionym na kontakt z przedstawicielami innych dyscyplin.

 

Czyli ważna jest synergia, prawda?

Oczywiście. Dzisiaj ważne są projekty zespołowe oraz interdyscyplinarne. Bycie wybitnym informatykiem to za mało, należy jeszcze potrafić porozumieć się z innymi i zaaplikować tę wiedzę w algorytmy inżynierii biomedycznej czy współpracować z mechanikami.

 

Pan Profesor ma różne swoje patenty na pewne urządzenia związane z medycyną.

Tak, bo ja się tym również zajmuję.

 

I z których Pan jest najbardziej dumny Panie Profesorze?

Ze wszystkich. To jest tak, że nie można od swoich projektów odejść całkowicie. Nigdy nie czułem się spełniony do tego stopnia, żeby powiedzieć – to jest zamknięty temat, koniec. Że nie rokuje to pewnych szans na kontynuacje, na rozwój, na pewne zmiany, na adaptacje i zrobienie czegoś nowego, co odbijając się od tego pójdzie w inną stronę.

 

To bardzo ciekawe, bo to jest połączenie inżynierii z medycyną. Nad jakimi projektami aktualnie Pan pracuje?

Najbardziej mi zależy na dwóch projektach. Pierwszy to wspomaganie diagnostyki uzależnienia alkoholowego na podstawie zapisu EEG podczas snu. To mi wyszło nadzwyczajnie, ponieważ badania były przeprowadzane na unikatowej w skali świata bazie, którą tworzyło 200 osób. W tym 50% kobiet, 50% mężczyzn, równomierny rozkład wiekowy, połowa uzależnionych, połowa zdrowych, odpowiednio przebadanych z pełnymi wynikami i z zapisem EEG podczas snu. Na podstawie tego wszystkiego, moje wspomagające systemy komputerowe rozróżniają chorych od zdrowych z dokładnością prawie 100% i to już nie jest przypadek.

 

Gdzie to znajduje zastosowanie, czy są takie ośrodki w Polsce?

Próbowałem pokazać to różnym osobom, które zajmują się uzależnieniami, ale one twierdzą, że ich żaden alkoholik nie oszuka. Ja z kolei twierdzę, że zawsze istnieje możliwość oszukania, bo jeżeli ktoś się opiera na teście psychologicznym, czyli czymś coś jest subiektywne to cudów nie ma. Natomiast tutaj pacjent śpi, my go mierzymy i to jest całkowicie wiarygodne. Poza tym sprawa jest taka, że jeśli np. rzecz dotyczy ubezpieczenia to alkoholik może się z diagnozującym go umówić i koniec, zrobią co chcą. Natomiast tu wynik jest ewidentny. Wobec tego np. ubezpieczyciele, pracodawcy, którzy zatrudniają pilotów, kierowców zawodowych mogą z tego korzystać. Są różne miejsca, w których tego typu urządzenia mogły by znaleźć zastosowanie. Praca była publikowana, natomiast nie próbowałem tego, wdrażać.

 

Czego dotyczy drugi projekt?

Drugi projekt dotyczy przewlekłej niewydolności mięśnia sercowego. To z kolei jest bolączka kardiologów. Ja się habilitowałem i właściwie przez całe życie naukowe zajmowałem wspomaganiem diagnostyki kardiologicznej. W związku z tym ten program przyszedł sam z siebie. Serce każdego człowieka z wiekiem wapnieje, to że się stajemy wapniakami to jest uzasadnione naukowo. Tkanka mięśniowa przerasta tkanką łączną, mięsień traci sprężystość, staje się bardziej workowaty, wydajność, wyrzut krwi z serca jest słaba. Zaczęło się od tego, że siedziałem z przyjacielem kardiologiem, rozmawialiśmy i on właśnie zwrócił moją uwagę na pewien fakt, mówiąc, że kiedy bada osłuchowo, zwykłym stetoskopem pacjenta z niewydolnością serca to ją słyszy, że to jest worek, a zdrowego – dzwon. Pokazał mi to i zaczęliśmy się zastanawiać, czy jest szansa, żeby we wczesnym stadium tej przebudowy, ten dźwięk, ten zapis dźwięku rozróżnić. Po to, aby reagować odpowiednio wcześnie farmakologicznie. Człowiek zdrowy tego nie zauważa, zaczyna się leczyć dopiero wtedy, kiedy jedyną skuteczna metodą jest transplantacja. Leczy się na wszystko, a nie na to co trzeba. Natomiast tego typu badanie, w którym robimy zapis dźwięku serca i na tej podstawie określamy – Ty bracie zacznij się leczyć, bierz farmakologię, a Ty jesteś jeszcze w tej grupie, która może poczekać. Może to uratować wielu ludzi. Tego typu badania robię, tylko brakuje miliona złotych na to, żeby mieć to, co u alkoholików. Tam miałem świetną bazę. Natomiast tutaj mamy miejsca, ale brakuje nam środków. Kardiolodzy są zainteresowani.

 

I równocześnie jeszcze praca ze studentami?

Praca ze studentami była zawsze. To mi sprawiało rzeczywiście dużą satysfakcję, dużą frajdę. Zawsze się czułem trochę starszym kolegą.

 

To jest taka wymiana energii, prawda?

Tak, ja się śmieję, że my na uczelniach na pewno wolniej się starzejemy, ze względu na ten taki może trochę wampiryczny kontakt z młodzieżą. Autentycznie, my nie mamy czasu rozmawiać o chorobach, nie mamy czasu odczuwać pewnych dolegliwości.

 

Rozumiem, że jest Pan również liderem w domu?

Nie, nigdy w życiu. Ja wiem skąd władza pochodzi i swoje miejsce w szeregu znam. Wywodzę się z domu, gdzie byli sami mężczyźni i jedna kobieta, moja mama. Natomiast tak mnie los rzucił, że jest żona, córka, dwie suczki, jeden chomik, który wytrzymał trzy lata no i ja. (śmiech)

 

W jaki sposób Pan ładuje akumulatory i nabiera odporności?

Kocham narty. Zaczynałem, kiedy miałem 5 lat i chyba byłem jednym z pierwszych narciarzy, którzy złamali nogę i leżeli w szpitalu w Zakopanem. Mam jeszcze gdzieś takie zdjęcia. Kiedy miałem 6 lat, nie było żadnych wyciągów, żadnych przygotowanych stoków, jeździło się na poletkach, które się udeptywało, a o bezpiecznikowych wiązaniach można zapomnieć. Zakładało się buty skórzane podobne do takich dzisiejszych wojskowych trzewików czy takich turystycznych.

 

Pan Profesor Szmidt wspominał , że bardzo by chciał żeby była jeszcze szersza współpraca, nie tylko z zewnątrz, ale też i międzywydziałowa. Bo generalnie jest powiedzenie, że umysły ścisłe bardziej się koncentrują na swoich zadaniach. Co Pan o tym sądzi?

Tak, coś jest na rzeczy, ja już powiedziałem, że dzisiejsze wyzwania wymagają współpracy dużych, a na pewno interdyscyplinarnych zespołów, co do tego nie ma wątpliwości. Czy ta współpraca jest wystarczająca? Być może. Oczywiście wszystko zależy od ludzi, którzy są różni, niektórzy bardziej otwarci, kontaktowi i wtedy jest łatwiej, inni bardziej introwertyczni.

 

Pana zdaniem liderem się człowiek rodzi czy staje?

Staje. Chociaż być może są przypadki, w których ktoś ma tę charyzmę, ma charakterologiczne cechy, dzięki którym naturalnie może pełnić taką funkcję.

 

A w tych młodszych latach, wolał Pan być przewodniczącym? Czy może skarbnikiem?

Skarbnikiem nigdy, tego się bałem. Poza tym to nudne. Przewodniczącym mi się zdarzało być, ale nigdy o to nie zabiegałem. Nigdy mi na tym nie zależało. Jeżeli była taka potrzeba to nie było problemu, ale trudno powiedzieć, żebym miał ku temu jakieś chęci czy żebym o to walczył.

 

Proszę powiedzieć Panie Profesorze jakie w takim razie ma Pan plany na przyszłość? A jakie przed Panem wyzwania?

Plany… wszystko zależy od zdrowia. Najpierw urlop, troszkę odpocząć, naładować akumulatory, a potem kolejny rok i do przodu.

 

Apla:

Prof. dr hab. inż. Krzysztof Lewenstein po uzyskaniu świadectwa dojrzałości wybrał studia na kierunku Elektronika, choć rozważał też edukację w kierunku mechaniki precyzyjnej. Po uzyskaniu dyplomu magistra inżyniera radiotechniki w specjalności telewizja (w maju 1974) rozpoczął pracę jako asystent stażysta w Zakładzie Elektroniki prof. Janusza Majchra. Zakład ten znajdował się w strukturach Instytutu Budowy Sprzętu Precyzyjnego i Elektronicznego na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej. Pod koniec lat 70. XX w. rozpoczął prace nad doktoratem. Stopień doktora nauk technicznych uzyskał w 1983 r., gdyż w czasie pisania dysertacji odbył półroczny staż w Austrii (w 1981 r.), a po powrocie do kraju, w 1982r., proces spowolniła śmierć profesora Majchra. Promotorem pracy doktorskiej był doc. W. Włodarski.

W latach 80. pracował głównie nad układami napędowymi i pomiarowymi w obrabiarkach elektroiskrowych budowanych w Instytucie Inżynierii Precyzyjnej i Biomedycznej. Ponadto odbył półroczny staż w Politechnice w Brighton w 1986 r. Lata 90. XX w. to okres, w trakcie którego przeniósł swoje zainteresowania naukowe w kierunku inżynierii biomedycznej, a przede wszystkim na komputerowe wspomaganie diagnostyki medycznej z zastosowaniem metod sztucznej inteligencji. W tym okresie rozpoczął realizację badań nad diagnostyką choroby wieńcowej z użyciem sztucznych sieci neuronowych. Doświadczenia te stały się fundamentem habilitacji, którą uzyskał w roku 2003. Ponadto realizował granty dotyczące rozpoznawania stanów nowotworowych sutka na podstawie komputerowej analizy mammografów, a także projekty poboczne: opracowanie i wdrożenie terminali mobilnych do radiowozów policji i opracowanie nowej rodziny pomp infuzyjnych. W 2017 roku został profesorem tytularnym.

W pracy badawczej koncentruje się na komputerowym wspomaganiu diagnostyki medycznej ze szczególnym uwzględnieniem choroby wieńcowej, wykrywaniem choroby alkoholowej na podstawie polisomnografu, przesiewowymi badaniami niewydolności mięśnia sercowego wg oryginalnej metody, algorytmami sztucznej trzustki dla diabetyków oraz ekspozymetrami narażenia na oddziaływanie pól elektromagnetycznych.

Wypromował 5 doktorów. W portfolio posiada 7 patentów. Opublikował ponad 100 prac naukowych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj