Małe jest piękne i potrzebne
Beata Motyl z książkami związana jest zawodowo od 1990 roku. Rozpoczęła wówczas pracę w wydawnictwie Phantom Press, a po zamknięciu gdańskiej firmy podjęła wraz z mężem decyzję o założeniu własnej działalności. Firma MTM przekształciła się w 2012 roku w nowy podmiot – motyleksiazkowe.pl – który zajmuje się dystrybucją książek oraz wspieraniem i promocją małych, niszowych wydawnictw. Firma w swojej ofercie posiada publikacje około 1200 wydawnictw, prawie 12 tys. tytułów praktycznie wszystkich gatunków. Pani Beata swoją pracę traktuje jak misję – każdej książce pomaga znaleźć swojego czytelnika. Prywatnie jest szczęśliwą mamą nastoletnich bliźniaków i kobietą z ciągłym głodem wiedzy i rozwoju.
W poszukiwaniu własnej drogi
Pani Beata Motyl pochodzi z Gdańska. Po maturze zdawała na psychologię na Uniwersytecie Gdańskim, a ponieważ nie dostała się na wymarzony kierunek podjęła pracę w przedszkolu jako nauczycielka. Mimo że opieka nad grupą trzydziestu czterolatków dawała jej sporo satysfakcji nie czuła się spełniona zawodowo. Wtedy to w głowie zrodził się kolejny pomysł – architektura. – Taka myśl przyszła mi do głowy, chyba dlatego, że po prostu lubiłam rysować. A właściwie kopiować. Dlatego po dłuższym namyśle stwierdziłam, że nie jest to jednak kierunek, w którym się sprawdzę. Wymaga dużej kreatywności i wyobraźni przestrzennej – tłumaczy. Po kilku latach podjęła studia na Filologii Polskiej w Akademii Humanistycznej w Pułtusku, ale urodziły się bliźniaki i trudno było pogodzić opiekę nad dziećmi z dojazdami na uczelnię.
Swoje doświadczenie z branżą księgarską rozpoczęła od pracy dla gdańskiego wydawnictwa Phantom Press w 1990 roku. Najpierw pracowała w rodzinnym Gdańsku, potem przeprowadziła się do Warszawy, żeby kontynuować obowiązki, prowadząc biuro handlowe wydawnictwa. To był dobry czas dla książki. – Funkcjonowało sporo wydawnictw, był ogromny głód na książki. Można było wreszcie sprowadzać i tłumaczyć wybitne i różnorodne tytuły, które pojawiały się dużo wcześniej w innych krajach, a u nas mogły dopiero zaistnieć. Trzeba było jednak bardzo kontrolować to, co działo się na rynku – przede wszystkim wysokość nakładów, które wynosiły nawet kilkaset tysięcy egzemplarzy – wspomina pani Beata. Faktycznie – po 5 – 6 latach, po tak zwanym książkowym boomie nastąpił nagły spadek sprzedaży. Wydawnictwo Phantom Press nie przetrwało zawieruchy na rynku i zostało zamknięte w 1995 roku.
Po upadku gdańskiego wydawnictwa Beata Motyl podjęła współpracę z innymi księgarskimi firmami. Najpierw pracowała dla hurtowni książek „Jama” z Gdańska, potem w księgarni wysyłkowej FAKTOR w Warszawie. W 1995 roku wraz z mężem założyła firmę MTM Beata Motyl i Marek Motyl. Na początku był to po prostu magazyn dla wydawnictw. – Do tej decyzji podeszliśmy racjonalnie. Ponieważ sami nie byliśmy z Warszawy, założyliśmy firmę, która wspierała hurtownie spoza Warszawy. Wtedy jeszcze nie było przesyłek kurierskich, każda hurtownia przesyłała swojego kierowcę, który objeżdżał wydawnictwa i odbierał książki. Często kierowcom brakowało czasu, żeby zmieścić się z odbiorem książek w godzinach pracy wydawnictwa. Odbieraliśmy je więc dla hurtowni. Z tego później zaczęła się wyłaniać dystrybucja. Byliśmy pośrednikami między wydawcą a hurtownią – tłumaczy Beata Motyl. Sytuacja uległa zmianie, kiedy oferty zaczęły być wysyłane mailowo, a zamiast kierowcy, zamówienia zaczął przywozić kurier. Tutaj firma znowu weszła w pewną niszę. – Hurtownie książek, które już były umocowane na rynku, miały kontakty z najważniejszymi wydawnictwami. Nie chcieliśmy tego powielać. Jest ogromnie dużo początkujących wydawców, którzy nie do końca znają rynek albo dopiero się uczą jak na ten rynek wejść. Z kolei hurtownie nie chcą brać do dystrybucji pojedynczych tytułów, pomyśleliśmy więc sobie, że stworzymy taką firmę, która będzie pomagała i w pewien sposób promowała małe wydawnictwa i je obsługiwała – wyjaśnia Pani Beata.
Pierwotnie pracowali jedynie we dwójkę, później zatrudnili dodatkową osobę do obsługi magazynu. Po pewnym czasie do zespołu dołączył jeszcze jeden pracownik odpowiedzialny za dział handlowy. W 1997 roku państwo Motyl doczekali się bliźniaków. Ponieważ dopiero rozkręcali firmę, a sytuacja finansowa nie pozwalała na zatrudnienie opiekunki, po pół roku rodzice zdecydowali się zabierać dzieci do pracy. W ten sposób chłopcy spędzili w firmie prawie trzy lata. Pani Beata żartuje, że jej synowie mają chyba najdłuższy staż w pracy w Polsce – Codziennie przed szóstą wyjeżdżaliśmy do firmy. Maluchy miały tam swój kojec, wózek i cały zestaw niezbędnych rzeczy. Odbierający książki klienci kojarzyli firmę z dwoma biegającymi chłopcami. Dużą wdzięczność mam dla Pań z zaprzyjaźnionej firmy, które czasem wspierały mnie w opiece. Zostały pamiątki w postaci zdjęć z chłopcami wspinającymi się na palety z książkami – dodaje z uśmiechem.
Motyle Książkowe – pomoc dla początkujących wydawców
Od września 2013 roku Pani Beata samodzielnie prowadzi firmę dystrybucyjną motyleksiążkowe.pl. „Małe jest piękne i potrzebne” – takim mottem kieruje się firma, która jest dystrybutorem małych, niszowych wydawnictw (fundacji, muzeów, autorów-wydawców, tych, którzy wchodzą z pierwszą książka na rynek albo stali się wydawcami na jeden raz), zajmując się ich profesjonalną obsługą i wspieraniem w rozwoju tak, aby miały szansę zaistnieć obok tych dużych i uznanych oficyn. Firma ma pod opieką około 1200 wydawnictw oraz ponad 12000 tytułów. Jak przyznaje właścicielka firmy – największym jej atutem jest różnorodność: – Mamy książki z każdej dziedziny, dla różnych grup wiekowych, dla ludzi o różnych poglądach. Podchodzę z ogromnym szacunkiem do każdego wydawcy i każdego autora. Tylu ciekawych ludzi poznałam dzięki tej pracy – dodaje.
Dwadzieścia lat funkcjonowania w branży księgarskiej pozwala przyjrzeć się zmianom na rynku i stwierdzić , że jest coraz trudniej funkcjonować w niej, zwłaszcza księgarzom. Obecnie w Polsce funkcjonuje około czterech tysięcy wydawnictw, w tym kilkadziesiąt wiodących. Ponadto obecny rynek książki stawia na ilość – małe nakłady, dużo tytułów: – Ani na chwilę nie można stracić czujności. Zmienia się wszystko. Choćby żywot książki – jest coraz krótszy. Coraz więcej nowości, które coraz krócej można kupić w księgarni bo podaż tytułów jest ogromna. Dlatego większość sprzedaży przeniosła się do Internetu. Tam prawie zawsze można dostać każdą książkę.- Staramy się mieć w ofercie książki latami. Bo nigdy nie wiemy, czy któraś nie przeżyje swojej drugiej młodości. Współpracujemy z hurtowniami, ale również bezpośrednio z księgarzami i klientami detalicznymi. Kiedyś księgarz zamawiał nawet po 20 egzemplarzy jednego tytułu. Dziś często to pojedyncze egzemplarze, które dostarczane są pod konkretne zamówienie klienta – informuje założycielka firmy.
W zeszłym roku na rynku ukazało się kilkadziesiąt tysięcy tytułów. Powszechna dostępność jest ważna, ale równocześnie stanowi spore zagrożenie dla małych księgarń. – Sprzedaż w marketach czy dyskontach daje duży obrót. Spore zamówienie, bardzo duży rabat i czasem spore straty. Nikt nie bierze pod uwagę – ile książek i w jakim stanie z tych sklepów wraca i idzie na przemiał. Po drugie może miło jest pójść i kupić nowość przy okazji zakupów spożywczych z 25-30 procentowym rabatem. Ale co się wtedy dzieje z okolicznymi księgarniami? Zostają zamknięte. Bo ich na taki rabat nie stać – tłumaczy Beata Motyl. Dlatego niezbędna jest ustawa regulująca cenę książki, która pomogłaby uporządkować między innymi sytuację z cenami dumpingowymi. – Książka powinna wszędzie kosztować tyle samo, żeby każdy miał szansę kupić ją, gdzie chce, i niech nie będą to zakupy podyktowane tylko weekendową promocją – apeluje właścicielka Motyli Książkowych. Wspierajmy kameralne księgarnie, gdzie otrzymamy od KSIĘGARZA, nie sprzedawcy książek, fachową informację o książce, który nam opowie, poleci, wybierze właściwy tytuł nie tylko „wyklika”, w którym miejscu ustawiony jest na półce. Niech księgarnie będą traktowane jak miejsca kultury, a nie dyskonty – kontynuuje.
Najmniejszy wydawca, który współpracuje z firmą to wydawca jednej książki. Często są to sami autorzy, którzy przychodzą z nakładem od dwudziestu do stu dwudziestu egzemplarzy. Jeśli książka ma potencjał, firma podpisuje umowę i wystawia od razu do dystrybucji. Baza Motyli liczy kilkanaście tysięcy tytułów. Zapytana w jaki sposób dokonuje selekcji Pani Beata odpowiada. – Po prostu oceniam. Mam dużo tolerancji dla każdej książki, ufam, że każda znajdzie swojego czytelnika, ale bardzo często dostaję też takie, które nie mają szans przebicia się w obecnym natłoku tytułów. Są takie, których się sprzeda 20 sztuk, innych dwieście, a niektórych 2 tysiące i więcej. Przyznam, że dość subiektywnie niektóre oceniam, ale zawsze z myślą, że są czytelnicy, którzy kupią taką książkę – zdradza założycielka. Znaczącą część kierujemy do hurtowni i księgarni, a część zostaje do sprzedaży online Obecnie większość sprzedaży odbywa się przez Internet i tam też trzeba się reklamować. Rok temu zaczęliśmy tworzyć dział marketingu w związku z czym poszerzyliśmy zakres działań – jeździmy na różne kiermasze, uczestniczymy w targach itd. Staramy się działać zarówno w mediach społecznościowych, jak i poprzez marketing szeptany. Dopiero się tego uczymy. Kiedyś jak się jakaś książka podobała, to jeden drugiemu o tym po prostu mówił albo się pożyczało. Trzeba się jednak dostosować do nowych warunków – przyznaje Pani Beata.
Firma motyleksiazkowe.pl zaczynała dystrybucję od Wydawnictwa Czarne, któremu prowadziła dział handlowy. Obecnie ma w ofercie ponad tysiąc dostawców. Beata Motyl, podkreślając misyjne podejście do wykonywanej pracy, szczególny nacisk kładzie na współpracę z hurtowniami i księgarniami, które mają w ofercie tzw. backlistę, czyli starsze tytuły, a nie tylko nowości i bestsellery. Zdecydowanie krytykuje nie tylko rosnącą dostępność książek w miejscach do tego nie przeznaczonych, ale i wyścig cenowy. – Rozumiem ideę, żeby kultura trafiała pod strzechy, ale książka to nie jest zwykły, masowy produkt. Trochę równamy kulturę w dół: zamiast kształtować gusta, dostosowujemy się do tego, co lekkie, łatwe i przyjemne i przede wszystkim tanie. A małe, niezależne księgarnie upadają – kwituje stanowczo.
Motyle spełnienia
Pani Beata, co chyba nikogo nie dziwi, nie wyobraża sobie dnia bez książki. Codziennie czyta przynajmniej kilka stron. Najchętniej rano lub wieczorem, w łóżku. Przyznaje, że szczególnie lubi sobotnie i niedzielne poranki, kiedy pierwsze godziny po przebudzeniu upływają jej na czytaniu. Podczas urlopu czyta po trzy tygodniowo, w ciągu roku trochę wolniej, w zależności od obowiązków. Przyznaje, że zawsze wozi ze sobą w samochodzie kilka książek na wypadek wolnej chwili. Jeśli chodzi o ulubione gatunki to jej gust jest dość zróżnicowany. Lubi fantastykę, zwłaszcza Terrego Pratchetta, kryminały Cobena i Grishama, thrillery historyczne, klasyczną literaturę rosyjską i skandynawską, kocha starożytny Egipt i książki o szeroko pojętej „duchowości.” Nigdy jednak nie czyta kilku książek na raz i nie sięga w pierwszej kolejności po to, co aktualnie na topie. – Podchodzę do książek bardzo emocjonalnie. Raczej nie śledzę trendów i nie szukam nowości. Lubię, kiedy książkę poleci mi ktoś bliski. Jestem wzrokowcem, otwieram na chybił-trafił i patrzę jak poprowadzony jest dialog, jaki jest rytm i czy tekst się klei, jeśli dobrze mi się czyta fragment, biorę książkę do domu – zdradza.
Podkreśla, że ważne jest pielęgnowanie nawyku czytania od najmłodszych lat. – Trzeba zarażać dzieci czytaniem. Jeśli w domu są książki, a rodzice czytają, dzieci mają dobry przykład. Moi chłopcy wychowywali się z książkami i nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez nich, mimo że sporo czasu spędzają również przed komputerem. Szybko nauczyły się czytać, bo już między piątym a szóstym rokiem życia. Oczywiście rodzice to zapoczątkowują, serwując dzieciom bajki, historyjki czy wiersze, które po czasie znają na pamięć – wspomina z sentymentem pani Beata. Dzisiaj Filip i Łukasz mają po 19 lat i obaj studiują na różnych uczelniach. Bracia od najmłodszych lat pomagali rodzicom w prowadzeniu firmy – układali dokumenty, wykonywali prace porządkowe, pomagali w sprzątaniu magazynu. Za pracę zawsze byli wynagradzani. – Po czasie stwierdziłam, że powinni popracować u kogoś innego. Nie chcę, żeby za bardzo przyzwyczaili się do tego, że mama zawsze da pracę, więc teraz sami sobie radzą – stwierdza pół żartem, pół serio.
Obecnie firma zatrudnia dziesięć osób. Jej właścicielka ciągle myśli jednak o dalszym rozwoju. W branży chyba jesteśmy rozpoznawalni. Teraz chcielibyśmy, aby potencjalny czytelnik o nas wiedział , a zwłaszcza o wydawnictwach, które dystrybuujemy, o ich różnorodności i pięknych książkach, które wydają. Chcemy namawiać czytelników do odwiedzania księgarni, tych małych, kameralnych z pasjonatami „za ladą”, opowiadających z zaangażowaniem o książkach, które czekają u nich na swojego czytelnika, świadomego czytelnika – dodaje na koniec.
Agata Warchoł
Beata Sekuła