Dr Maria Łuszczyńska nie boi się wyzwań !
Pasja oraz chęć poznawania świata to cechy charakterystyczne doktor Marii Łuszczyńskiej,wykładowcy Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie.Rozmowa z nagrodzoną w Programie „Kobieta charyzmatyczna 2017” o pracy ze studentami, sytuacji seniorów w XXI wieku i pasjach.
Jak zaczęła się Pani kariera na Uniwersytecie?
Zawsze czułam wielki niepokój w sytuacjach, w których trzeba było się zdefiniować. Miałam świadomość, że ludzie mogę robić w życiu wiele różnych rzeczy, ale trudno im wybrać jedną i poświęcić jej się w całości. Towarzyszy nam wówczas poczucie straty innych możliwości. Można powiedzieć, że zawsze chciałam więcej, inaczej, gdzie indziej i ta niepewność towarzyszyła mi również przy wyborze kolejnych szkół, kierunków studiów. Byłam niespokojnym umysłem. Kiedy przyszło do wyboru studiów marzyłam o reżyserii teatralnej, ale wtedy studiowało się ją podyplomowo. Trzeba było zatem wybrać kierunek studiów, który będzie dobrym przygotowaniem do reżyserii i padło na filozofię. Na egzaminie wstępnym zapytano mnie, dlaczego wybrałam te studia. Odpowiedziałam z pełną szczerością, że to był jedyny kierunek humanistyczny, gdzie nie trzeba było zdawać historii. Teraz oczywiście żałuję, że nie opanowałam tego przedmiotu w lepszym zakresie, bo historię rozumiem jak kotwicę refleksji o społeczeństwie. Ale chyba nie była to zbyt kompromitująca odpowiedź, bo wynik egzaminu był całkiem dobry. W międzyczasie, prowadząc grupę teatralną, pisząc sztuki i je reżyserując w teatrze amatorskim, odechciało mi się reżyserii teatralnej. Po skończonych studiach magisterskich, niejako z braku lepszego pomysłu, zdecydowałam się na doktorat z filozofii. A po nim po kilku latach poczułam zmęczenie „wyżynami abstrakcji”, w których zaczęłam się „bujać” coraz mocniej, pozostając w kręgu filozofii i po kilkuletniej przerwie w pracy akademika zaczęłam prowadzić swoją firmę, pracowałam dla urzędu państwowego – przypadkiem odkryłam świat problemów społecznych, który na tyle mnie wciągnął, że jako pracownik akademicki podjęłam decyzję o przeprofilowaniu. W tej chwili moja praca zawodowa poświęcona jest w całości wsparciu społecznemu, jakim jest praca socjalna, szczególnie ta na rzecz osób starszych.
Jak zrodził się pomysł, aby zostać wykładowcą?
Szczerze mówiąc od zawsze uwielbiałam dzielić się wiedzą, rozmawiać, dyskutować i tłumaczyć innym zagadnienia, przez które udało mi się przedrzeć samodzielnie i je zrozumieć. Można powiedzieć, że takim przygotowaniem do zawodu nauczyciela akademickiego były moje własne trudności w szkole. I nie były one bynajmniej związane z ograniczeniami mojej umysłowości, ale raczej z koniecznością adaptacji czyjegoś stylu rozumienia do mojego własnego. Coś co zawsze sprawiało mi problem w szkole, samodzielnie wyjaśniałam, dopytywałam, czasami to dopytywanie irytowało nauczycieli albo klasowe towarzystwo, ale potem przyswojoną wiedzę umiałam zastosować w praktyce.
Dzięki temu całe studia udało mi się utrzymywać z udzielania korepetycji. Mój sukces polegał na umiejętności wyobrażenia sobie trudności, które mają moi uczniowie. I tak jest chyba do dziś. W procesie uczenia nieustannie zadaję sobie pytanie, co może być trudne dla moich studentów, zadaję im dużo pytań, a też z czasem nauczyłam się postawy szacunku i prawa osób do niewiedzy. Zawsze zapowiadam studentom, że oni i ja mamy prawo czegoś nie wiedzieć, ale ja mam obowiązek to dla nich sprawdzić, a oni mają obowiązek sobie to przyswoić zgodnie z ustalonymi wymaganiami. Lata pracy pokazują, że chyba nie najgorzej mi idzie to uczenie, gdyż wielu moich byłych studentów wraca do mnie z różnymi sprawami, a relacje nauczyciel uczeń przekształcają się w bardziej partnerskie. Ponadto moja córka też rozważa karierę nauczycielską, ale pod warunkiem, że, jak sama mówi, znajdzie bogatego męża. Dodatkowo to, co uwielbiam w uczeniu innych to konieczność nieustannego dokształacania się przeze mnie samą. Ja moich studentów traktuję również jako moich nauczycieli.
Co najbardziej lubi Pani w swojej pracy?
Możliwość spotkania, rozmowy, wymiany myśli z drugim człowiekiem. Kontakt z młodymi ludźmi odmładza mnie samą. Zazdroszczę im pasji, młodości, zapału, tego, że mają przed sobą całe życie, wiele możliwości. Kocham ich zaskakiwać, wzmacniać, zachęcać do niespodziewanych działań. Ale przede wszystkim dzięki mojej pracy czuję się osadzona w pewnej uniwersalnej wspólnocie ludzkiej, w której jest miejsce na różnorodność, wymianę poglądów, wzajemną naukę mądrości.
Czy praca ze studentami bywa stresująca? Co Panią zaskoczyło w relacji wykładowca-student?
Moim zdaniem ta praca nie jest stresująca, o ile ktoś jest otwarty na sytuacje nieprzewidywalne, podąża za studentami, daje im przestrzeń, żeby mogli wyrażać siebie – swoje poglądy, swoje potrzeby, swoje uwagi, a przede wszystkim czuli się na tyle bezpiecznie i swobodnie, żeby mogli bez kompromitacji pytać o wszystko. Moje napięcie, związane z pracą nigdy nie wiąże się ze studentami, co więcej oni są powodem tego, że nie rzucam tej pracy w chwilach słabości, bezradności i właśnie nadmiernego stresu.
Co mnie zaskakuje? Generalnie nic, bo ja nie mam oczekiwań, że oni będą tacy jak ja. Czasami jednak rozśmiesza mnie ich pomysłowość w omijaniu wymagań, zastanawia ich brak wiary w siebie i nieumiejętność dostrzegania swoich mocnych stron. Bardziej zaskakują mnie poglądy innych nauczycieli akademickich, wyrażane jak „święta prawda”, że studenci są, najoględniej mówiąc, do niczego. Zawsze z tym polemizuję, bo oczywiście w każdej grupie znajdzie się ktoś, kto, powiedzmy to tak, nie powinien studiować, ale uważam, że po mojej stronie jest pomysł na dotarcie do danej grupy, zainteresowanie tym, czego ich uczę, ożywienie ich i pomoc w odnalezieniu motywacji do rozwoju. Ja wierzę w ludzi, szczególnie młodych, to tylko kwestia znalezienia z nimi wspólnego języka.
Jest Pani koordynatorem Ośrodka Wsparcia Dziennego dla Seniorów w Centrum Rozwoju Seniorów w Staniątkach prowadzonego przez Stowarzyszenie Pomoc Bliźniemu….
Do niedawna byłam koordynatorem tego Ośrodka. Obecnie współpracuję z nim na zasadzie przyjacielskiego wsparcia. Jest to wyjątkowe miejsce, które ma aspiracje do pokazania, że wspieranie seniorów może być ciekawą przygodą. Pod jednym dachem współistnieją tam dwie instytucje – dedykowana seniorom aktywnym, dochodzącym na zajęcia oraz tym, którzy z różnych przyczyn muszą otrzymywać pomoc całodobową, czyli mieszkają w domu pomocy społecznej. Staramy się w tym miejscu – w pięknych podkrakowskich Staniątkach – wypracowywać taki model pracy z seniorem, który w największym możliwym zakresie będzie przezwyciężał izolację społeczną. Młoda kadra, domowa atmosfera, kameralność i kreatywność to zalety tego miejsca. Stawiamy bardzo na relacje międzypokoleniowe. Teatry, koncerty, wieczory poezji prezentowane przez dzieci i młodzież z pobliskich przedszkoli, podstawówek i gimnazjów są na porządku dziennym. Organizujemy praktyki studenckie i wizyty studyjne. Raz w miesiącu odwiedzają nas dzieci z zaprzyjaźnionej szkoły podstawowej i razem z seniorami biorą udział w warsztatach patchworku czy ceramiki. Nasi seniorzy to bardzo twórcza grupa, wymyślają coraz to nowe aktywności – są mistrzami w szyciu maskotek czy toreb, ale też gotują na warsztatach kulinarnych czy tworzą cuda z drewna w pracowni stolarskiej. Wszystkich bardzo zapraszam do odwiedzania nas i rozmowy, bo wydaje mi się, że po wizycie w naszym Centrum można odzyskać nadzieję na dobrą i pogodną starość.
W swoim bogatym dorobku ma Pani wiele publikacji i wykładów naukowych. Które z nich są dla Pani najważniejsze?
Dziękuje za słowa uznania. Jestem bardziej krytyczna odnośnie swojego dorobku. Najważniejsze są dla mnie te publikacje i wystąpienia, po których pojawiają się pytania, dyskusja, refleksja. Jest to bardzo twórcze dla mnie i zachęca do dalszych wysiłków intelektualnych. A jeśli chodzi o konkrety, to najważniejsze dokonania są wciąż jeszcze przede mną.
Uniwersytet Papieski Jana Pawła II to uczelnia kształcąca z pasją…
Trzeba by się pewnie o to zapytać naszych studentów. Jako pracownik Uniwersytetu Papieskiego uważam, że pasji nie można odmówić Patronowi naszej Uczelni, staram się rozwijać w sobie pasję, dlatego też szukam wciąż związków z praktyką życia społecznego, obserwuję, czytam i rozmawiam. Zbieram „materiał dowodowy”, żeby móc ilustrować, żeby być wiarygodną. Jeśli studenci dostrzegają we mnie pasję i czasami się nią zarażają, to jest to dla mnie największa frajda.
Jakie są Pani obowiązki jako adiunkta na Wydziale Nauk Społecznych?
Przede wszystkim mam przyczyniać się do rozwoju nauki. Studiuje aktualną literaturę związana z moimi zainteresowaniami, prowadzę badania społeczne, publikuję, prezentuję swoje przemyślenia na konferencjach naukowych, współpracuję z innymi naukowcami z Polski i zagranicy. Drugim ważnym działaniem jest prowadzenie najlepszych możliwych zajęć dydaktycznych, co oczywiście zabiera mi sporo czasu. Ponadto mam w obowiązkach wielorakie wsparcie Uczelni w trochę bardziej nudniejszych działaniach administracyjnych, ale też w zgłaszaniu i realizowaniu pomysłów na rozwój mojej Uczelni. Nasz Wydział jest młodą strukturą organizacyjną przez co wciąż się rozwija.
Pytanie wynikające z racji Pani zainteresowań naukowych: Jak wygląda sytuacja osób starszych w Polsce na tle innych krajów Europy?
Osoby, które obecnie są seniorami w Polsce to w jakimś sensie pionierzy. Powiedziałabym, że w pionierski sposób łamią stereotypy słabości, schorowania, niepełnosprawności. Na razie w małej skali, ale z roku na rok coraz bardziej korzystają z różnorodnych form ich aktywizacji, ośmielają się mieć marzenia i je realizować, zaznaczają swoją obecność jako ważni bohaterowie życia społecznego. Jednak w porównaniu z innymi krajami Europy są w tym jeszcze dość nieśmiali. Często wpływ na to ma ich sytuacja zdrowotna czy skomplikowane stosunki w rodzinie. Ale mam wrażenie, że w coraz większym stopniu znajdują w sobie odwagę na bycie niezależnym, radosnym i posiadającym swoje pasje. Niestety dużo do zrobienia jest jeszcze po stronie wsparcia systemowego – w opiece medycznej, w sferze usług społecznych, w wymiarze życia lokalnego. Mam jednak przekonanie, że problem starzenia się społeczeństwa został dostrzeżony i zmiany idą ku lepszemu. Dużo zależy od pracy z młodszymi pokoleniami i ich jak najwcześniejszym przygotowaniem do ich własnej starości. Jakość starości zależy w dużej mierze od nastawienia człowieka, co potwierdzają badania, w których poszukuje się recepty na długowieczność. Zależy ona od posiadania optymistycznej postawy do życia, a to, o czym jestem przekonana, można wypracować.
Czy Pani zdaniem młode pokolenie dba o osoby starsze?
Nie lubię generalizacji. Na pewno w młodszych pokoleniach znajdzie się zarówno przykłady troski, jak i niechęci do osób starszych. Mało tego, znam częste przypadki, że młody człowiek uwielbia swoich dziadków, którzy są dla niego autorytetem i wsparciem, ale narzeka na seniorów w tramwaju czy autobusie, którzy domagają się ustąpienia im miejsca. Ciekawe są manifesty i odezwy do starszego pokolenia, które w ramach moich zajęć tworzą studenci. Mam taki obraz, że te relacje międzypokoleniowe są bardzo zaniedbane i że troska o najstarszych nie pojawi się sama w młodych ludziach, tylko poprzez uświadomienie im potrzeb osób starszych, ale przede wszystkim faktu, że oni sami będą kiedyś starsi, można w nich obudzić empatię i chęć prawdziwego zrozumienia i wsparcia. W ramach zajęć na naszej uczelni studenci na przykład mają okazję założyć strój osoby starszej (tzw. gerona) i poczuć się bardziej ograniczeni fizycznie niż na co dzień. To natychmiast powoduje refleksję.
Z jakich dotychczasowych osiągnięć zawodowych jest Pani najbardziej zadowolona?
Szczerze mówiąc mam kłopot z pozytywnym ocenianiem swoich osiągnięć. Raczej jestem nastawiona na teraźniejszość i w pewnym stopniu na przyszłość, choć staram się nie rozśmieszać Pana Boga moimi planami. Gdybym miała spróbować dokonać takiej oceny to chyba byłabym wdzięczna za wszystkich ciekawych ludzi, których w trakcie swojej pracy zawodowej poznałam; za to, że mogę zajmować się tym, co wydaje mi się istotne w wolności; mam wielką satysfakcję z wykonywanego zawodu, z powodu swojej wiarygodności; cieszę się też, że nie tracę zapału, pomimo tego, że tak jak inne zawody, ma on swoje cienie. Cenię sobie również swoją wszechstronność i możliwość poruszania się w obszarach interdyscyplinarnych.
Jak lubi Pani spędzać czas wolny?
Nie mam go za wiele, jeśli uznać, że wolny czas jest wtedy, gdy się nie pracuje. Naukowiec pracuje praktycznie cały czas, czasami nawet przez sen, wtedy wpadają najciekawsze pomysły, tylko nie zawsze się je rano pamięta. Ale jak już wyłączę z premedytacją „biegunkę myśli” to wolny czas spędzam ze swoją ukochaną córeczką. Robimy sobie babskie wypady, wspólne gotowanie, wypady rowerowe, kino domowe, wieczory gier albo wybieramy podróże. Spacerujemy również z naszymi dwoma psiakami – jedną znajdą ze schroniska, wilczycą Dianą, i labradorowatym szczeniakiem, znalezionym podczas jednego z górskich wypadów – Agnuską. Mieszkamy niedaleko Puszczy Niepołomickiej, więc możemy liczyć na piękne tereny rekreacyjne.
Jakie ma Pani plany na najbliższą przyszłość?
Od wielu lat realizuję jeden plan: odkryć to, co jest moim życiowym powołaniem i zacząć je realizować. Być może za jakiś czas okaże się, że już od kilku lat to robię , zobaczymy. Mam w planach dwie książki, wyjazd naukowy do Chorwacji i powołanie do życia własnej firmy. Mam już wszystko wymyślone, tylko czekam na impuls i znak z Góry, że mam się za to brać.
Czego można Pani życzyć?
Wbrew pozorom to chyba najtrudniejsze pytanie z całej naszej rozmowy. Proszę mi życzyć mądrości, radości i miłości. Zawsze też chciałam napisać zaskakująca książkę, nawet mam pewien pomysł, ale mało przestrzeni wewnętrznej do jego realizacji. Poproszę jeszcze o życzenie mi dużej wygranej w lotka, bo od lat marzy mi się fundacja wspierająca osoby słabsze i wykluczone, więc miałabym w końcu możliwość zrealizowania swoich pomysłów.
Mateusz Herman