WHY STORY2 – Czas na zmiany – Samodzielne rodzicielstwo

0
2376

 

„Gdybym miała dziecko, nie musiałabym pozwalać do siebie strzelać, żeby czuć się żywa”

Oriana Fallaci

(charyzmatyczna dziennikarka)

samotne rodzicielstwo

Znalezienie się na liście rozmówców Oriana Fallaci nobilitowało największych polityków i przywódców imperiów, chociaż wielu z nich się jej obawiało. Z czasem sama mogła wybierać sobie bohaterów i tematy wywiadów czy reportaży. Prezydenta Wietnamu Południowego zapytała, jak bardzo jest skorumpowany. W trakcie wywiadu z Chomeinim zdjęła z głowy czador, a on opuścił pomieszczenie, w którym odbywał się wywiad. Z kolei ona sama kategorycznie odmówiła wyjścia dopóki Chomeini nie przysiągł na Koran, że dokończą rozmowę następnego dnia i tak też się stało. Gdy cesarz Etiopii Hajle Sellasje zażądał, by na wywiad z nim ubrała się w sukienkę zagroziła, że pojawi się albo w spodniach, albo naga. Oriana, towarzysząc grupie południowowietnamskich żołnierzy, którzy zostali otoczeni przez oddział. Czerwonych Khmerów, otrzymała broń i walczyła o przetrwanie tak, jak inni. Miała liczne romanse, często też porzucała swoich kochanków, ale poznała też smak nieszczęśliwej miłości, kiedy to jej złamano serce. Kilkakrotnie była w ciąży, jednak za każdym razem dochodziło do poronienia.

Karolina czuła wielkie podobieństwo do tej włoskiej dziennikarki. W dzieciństwie, tak jak ona, zaczytywała się książkami Londona i Hemingwaya, marząc o życiu pisarski czy dziennikarki. Bardzo skrupulatnie przygotowywała się do każdego wywiadu i była niezmiernie zaangażowana w swoją pracę. W dzieciństwie nie przepadała za zabawami w dom, mamę i dziecko. Nigdy sama nie brała do ręki lalek. Czasem tylko używała ich podczas spotkań towarzyskich rodziców, których przyjaciele przyprowadzali córki, a one miały ze sobą pluszaki. Dołączała wówczas do wspólnej zabawy. Wolała bawić się, szczególnie na podwórku, w chowanego z młodszym bratem i kolegami z ulicy, zwiedzać pobliskie bunkry, jeździć na rowerze czy kręcić fikołki na trzepaku z Beatą. Lalki, w jakimś sensie, zastąpił jej młodszy o dwa lata brat, który był we wczesnym dzieciństwie chudy i raczej chorowity, trzeba się było o niego troszczyć i przytulać, kiedy chlipał podczas kłótni rodziców, wybuchającej gdy ojciec wracał do domu późnym wieczorem pijany, bo trzeba było uczcić jakieś zlecenie. Feministką poczuła się w wieku pięciu lat, kiedy pewnego wieczora wkroczyła między rodziców i powiedziała:

– Idźcie się kłócić do ogródka, bo my tu chcemy spać! – Spojrzała oburzona na ojca, który, jak jej się wydawało, właśnie powstrzymał się od podniesienia ręki na żonę, która była jego zdaniem zbyt zaczepna. Od tamtej pory mama robiła ojcu wyrzuty rano, przed wyjściem do pracy, a nie w nocy, co jednak niespecjalnie zmieniło jego nawyki i nadal przynajmniej raz w miesiącu wracał do domu w podobnym stanie.

Karolina zawsze chciała robić coś konkretnego; czytać książki, później prasę, uczyć się języków. Chodziła na kursy, szkolne kółka językowe albo prywatne lekcje angielskiego, niemieckiego, Esperanta, włoskiego, hiszpańskiego i rosyjskiego. Tańczyła w balecie i uprawiała karate, w liceum działała społecznie na rzecz słabszych i pokrzywdzonych: na dzień dziadka tańczyła z koleżankami dla samotnych w domu opieki, organizowała szkolne dyskoteki, zbierając datki dla dzieci z domu dziecka, angażowała się w działania MONAR-u na rzecz narkomanów. Nie planowała posiadania własnych dzieci, co najwyżej myślała o adopcji. Powtarzała, że przecież tyle biednych sierot już gdzieś czekało na rodziców, więc po co rodzić kolejne?! Kiedy jednak trzy lata po ślubie dała się namówić na własnego potomka, szybko stwierdziła, że Tomek musi mieć rodzeństwo.

Zaczęła się wówczas czuć spełnioną kobietą: była matką, żoną i nieźle zarabiała, najpierw w korporacji w branży motoryzacyjnej jako specjalistka, później koordynatorka, a w końcu menadżerka ds. HR i komunikacji. Mogła startować na stanowisko dyrektora, ale zdecydowała się na drugie dziecko, które należało do chorowitych, więc po urlopie macierzyńskim odeszła z firmy. Pracowała w szkole jako nauczycielka angielskiego, a w obrębie firmy męża prowadziła kursy językowe, biuro tłumaczeń, szkoliła jego personel, zdobywała mu klientów i niewiele spała. Była jednak szczęśliwa, dopóki nie dowiedziała się, że Adam oszukiwał ją w kwestiach finansowych – o tych dowiedziała się w pierwszej kolejności. Po ich ostatecznym rozstaniu powiedział jej, że ich małżeństwo tak naprawdę legło w gruzach już wtedy, kiedy podpisali rozdzielność majątkową.

Nie zdawała sobie sprawy, że macierzyństwo tak zmieni jej życie. Postanowiła wówczas, że temat rodzenia zakończy do trzydziestki, bo na inne sprawy zawsze znajdzie się czas… Kiedy chłopcy byli w wieku przedszkolnym przez większość roku pracowała od świtu do zmroku, ale codziennie wieczorem czytała im bajki, bawiła się z nim w ich ogromnym 30-metrowym pokoju zabawkami, które kupowała im w nadmiarze, z jednej strony, żeby rozwijać ich percepcję, ale chyba też żeby uspokoić swoje sumienie, że tak dużo pracuje. Nie było jednak wyjścia, ktoś musiał utrzymać rodzinę! Spędzała jednak z synami większość jej prawie trzymiesięcznych wakacji, jodując ich nad polskim morzem, w kopalni soli, chodząc po górach, odwiedzając babcię na wsi. Uczyła ich też angielskiego poprzez gry, zabawy, piosenki. Wcześnie zauważyła też ich przypadłości; u Szymona stwierdzono alergię na roztocza, przez co sporo chorował w pierwszych latach życia, do momentu, kiedy nie odkryła świetnego lekarza, który przepisał mu odpowiednie leki, początkowo niezmiernie drogie, ale kiedy zaliczono go do grupy dzieci przewlekle chorych, przyznano mu znaczne zniżki. W końcu wyszedł z tego – lekarz po latach leczenia oznajmił, że nastąpił regres alergii.

Tomek natomiast miał problemy z koordynacją, a lekarze dopiero w wieku pięciu lat stwierdzili u niego obniżone napięcie mięśniowe. Do dwunastego roku życia musiał przechodzić rehabilitację. Z tych powodów zapisała ich do szkoły prywatnej, w której sama uczyła przed laty. Wychowawczyniami jej dzieci były jej koleżanki, w dodatku świetnie dobrane; nieśmiały wtedy Tomek dostał się pod skrzydła bardzo taktownej i empatycznej Iwony, a wymagająca Jola przejęła do swojej klasy nieco nadruchliwego Szymka.

Problemy z dziećmi rozwiązywały się na bieżąco. Karolina miała też duże wsparcie, nie tylko dzięki odpowiednio dobranej dla nich szkole, ale także dziadkowie chętnie pomagali, zabierając chłopców do siebie, kiedy przeprowadzała remont mieszkania czy organizowała spotkanie towarzyskie. Adam okazywał się coraz mniej odpowiedzialnym mężem i przedsiębiorcą, ale wydawało się jej, że bardzo kochał synów i był w stanie się nimi zaopiekować. Dlatego, w chwili kiedy się z nim rozstawała czy to tuż po rozwodzie, czy też kiedy doszło do ich ostatecznego pożegnania trzy lata po „porozwodowym zejściu się”, to w najbardziej czarnych myślach nie przewidywała, że tak okrutnie potraktuje ją i dzieci. Nie chodziło tylko o to, że przez kilka lat nie płacił alimentów i obarczył ją długami. Okazał się też mściwy i wrogi, stosując zasadę: mi się w życiu nie udało, to zniszczę też ciebie, nieważne, że jesteś matką moich dzieci i będą przez to cierpieć, bo ty będziesz cierpieć za siebie i za nich.

Ostatnim gwoździem do trumny ich małżeństwa był dzień, kiedy zaciągnął kolejny dług, a ona w złości nazwała go głupkiem. Kazał dzieciom stanąć pod ścianą i powtarzać: tata jest głupi. Nie chcieli, powiedzieli, że tego nie zrobią i zanosili się płaczem. Wyrzuciła go wtedy z domu. Kiedy zostawił ją po śmierci jej ojca, a po kilku miesiącach stwierdził, że jednak chce wrócić na łono rodziny, a Karolina stanowczo odmówiła, to zdemolował drzwi wejściowe, prawie wyłamał zasuwę i zniszczył klamkę. Wymieniła zamki i wystawiła mieszkanie na sprzedaż. Ustaliła też spotkania dzieci z psychologiem szkolnym. Sam romansował, tworzył konta na portalach randkowych i zanim poznał swoją stałą partnerkę i obecną żonę, zabierał dzieci do domów innych kobiet, u których przez jakichś czas mieszkał. Raz była to nauczycielka, innym razem lekarka, zawsze z córeczką i własnym domem czy mieszkaniem oraz niezłą pensją lub kompletem rodziców, dofinansowujących swoją latorośl. Za każdym razem odgrywał pokrzywdzonego, którego ogołociła eksżona, a on zostawił jej luksusowo wyposażone mieszkanie i samochód. Kobiety te nie wiedziały, że spłaca hipotekę, którą wzięła na spłatę jego długów firmowych, że kupiła mu na raty samochód na jego okrągłe urodziny, kiedy jeszcze pracowała w branży motoryzacyjnej, że swoje autko nadal spłaca sama.

Karolina nie była też świadoma ile spadnie na nią obowiązków w roli samotnej matki. Byli teściowie zerwali z nią kontakt. Unikali jej nawet „na mieście”, tak samo jak jej matki, przechodząc na drugą stronę ulicy na ich widok. Uważali chyba, że w ten sposób unikną spłacania alimentów za swojego syna. Kobieta rozważała tę opcję, namawiał ją do tego prawnik i niektórzy przyjaciele, ale nie zdecydowała się na ten krok, uważała to za ostateczność. Zrozumiała, że w tej rodzinie jest tylko albo – albo – albo jesteś z nimi, albo przeciw. Nie ma innej opcji. Wiedziała, że teść chorował, dobiegał siedemdziesiątki i nie chciała go „wpędzać do grobu”. Zdała sobie już wówczas sprawę, że jej były mąż odziedziczył swoją niedojrzałość po rodzicach. Zamiast zastanowić się, jak rozwiązać problem woleli udawać, że on nie istnieje albo znaleźć sobie kozła ofiarnego…

Pamiętała jednak, ile rodzice Adama jej pomagali przy małych dzieciach, jacy byli wobec niej serdeczni i szczodrzy. To, jak ją traktowali od pierwszego spotkania wpłynęło na jej ostateczną decyzję o ślubie związaną właściwie bardziej z chęcią wejścia do tej rodziny niż do zbyt wczesnego zamążpójścia. Wozili ją po całej rodzinie, była zapraszana na rożne uroczystości przez ich kuzynów, którzy okazali się nie tylko gościnnym ludźmi, ale też ciekawymi politykami, artystami czy przedsiębiorcami z Małopolski i Mazowsza. Podczas przyjęć bawili się do białego rana, tańcząc i śpiewając na głosy czy na stoły – mieli takie samo ADHD, jak on, ale byli pozytywnie zakręceni.

Chciała jeszcze jakiś czas być dziewczyną Adama, a nie już jego żoną. A on oświadczał się jej trzy razy; raz w jej urodziny, raz kiedy byli sam na sam i trzeci raz w jego urodziny, kiedy zaprosił jej rodziców, a Karolinie ciągle dolewał alkoholu, tak że wreszcie zgodziła się na oficjalne zaręczyny w jej domu rodzinnym. Jego zaangażowanie było miłe, robił bardzo dobre wrażenie na mamie, tacie i koleżankach: przystojny brunet, wysoki, szarmancki, inteligentny, ale ona chciała długich zaręczyn. W końcu jednak skrócili je do roku. Rodzice wyprawili im huczne wesele i przez kilka lat, dopóki nie zaczął prowadzić kolejnych firm, a później jej oszukiwać było im całkiem nieźle. Czasami myślała, że wolałby go utrzymywać, gdyby tylko nie wychodził z domu i nie robił kolejnych długów.

Po ich rozstaniu doceniła jednak jego pomoc w codziennych obowiązkach. W tej dziedzinie naprawdę się uzupełniali. Do tego stopnia, że musiała odszukać instrukcję obsługi nowej pralki i zmywarki, której nigdy sama nie używała. Była odpowiedzialna za logistyczne zarządzanie domem; zdrowie i szkołę dzieci, rozwijanie ich zainteresowań, umawianie się z panią na sprzątanie, opiekunką na doprowadzanie ich na lekcje fortepianu, tańca, aikido, itp. Sama w tym czasie albo prowadziła lekcje, albo robiła tłumaczenia, pisała artykuły, przeprowadzała wywiady lub poszerzała kwalifikacje. Podczas ostatnich lat ich związku role zaczęły się zmieniać, elastycznie dostosowywała się do potrzeb rodziny. Adam w ostatnim okresie ich związku zaczął lepiej zarabiać. Myślała, że teraz bardziej zajmie się synami i, dla odmiany, poczuje się bardziej doceniony jako mężczyzna i głowa rodziny. Jednak zaczęło mu odbijać, poczuł się panem świata, kupował do domu naraz trzy telewizory, zmieniał auta, aż zapragnął chyba i ją wymienić. Jednak, jak tylko otrząsnął się ze śmierci Michaela Jacksona, jego kolejna firma zaczęła podupadać, a kiedy on zapragnął wrócić do dawnego życia, drzwi były już dla niego zamknięte.

Karolina trochę poszalała w tym czasie na korcie, kursach tańca i sypialniach kilku rozwodników. Po czym stwierdziła, że czas zabrać się za sprzedaż mieszkania, w którym zaczęła się dusić po latach spędzonych tu z mężem. Koncentrowała się też na zarabianiu i wychowaniu dzieci. Wbrew pozorom z mieszkaniem poszło najłatwiej, właśnie ukończono remont całego budynku: położono nowy dach, od strony podwórka go ocieplono i otynkowano, od ulicy dokładnie odnowiono gzymsy, restauratorzy oczyścili stare płytki, wymieniono elektrykę, pomalowano klatki schodowe. Jednak prawie rok czekała na odpowiedniego kupca. Jedna z par, mająca jedno dziecko stwierdziła, że jeśli nawet zdobędą pieniądze na zakup mieszkania, to nie będzie ich stać na utrzymanie takich powierzchni: opłaty za prąd, ogrzewanie, itp. Karolina, mając dwoje dzieci, musiała to wszystko opłacać sama. Zastanawiała się tylko, gdzie zamieszka po sprzedaży. Po półrocznej znajomości, Konrad chciał jej się oświadczyć i zaproponował, żeby zamieszkali w jego nowym domu, który jeszcze wykańczał. Okazało się jednak, że najpierw jej dzieci nie chciały go zaakceptować, do czego też przyczynił się Adam, a później do Polski przyjechał syn Konrada z Niemiec, porzucając studia i doprowadzając po kilku miesiącach nawet do ich chwilowego rozstania.

Karolina w tym układzie chciała kupić mieszkanie w Warszawie, oglądała oferty JW Construction, bo wydawały się jej interesujące ze względu na niższe ceny. Równocześnie szukała też mieszkania w rodzinnym mieście, bo Tomek oświadczył zdecydowanie, że się nie wyprowadzi do stolicy i zamieszka z ojcem. Adam zapalił się do tego pomysłu, szczególnie kiedy Karolina po roku próśb i gróźb zdecydowała się oddać sprawę alimentacyjną do komornika. Poznał psycholożkę z córką, dla której był aniołem, bo nie pił i jej nie bił, jak jej były mąż. W ciągu tygodnia pracy mieszkali w jej trzypokojowym mieszkaniu, a w weekend wyjeżdżali do jej domku w górach. Mógł więc zapewnić warunki bytu ich synowi. Karolina, pozbawiona alimentów, zdana na ciągłe kłótnie i bójki synów, zastanawiała się co zrobić w tej sytuacji. Chłopcy zmienili się diametralnie, do tej pory byli miłymi i grzecznymi dziećmi, które chodziły do szkoły prywatnej z lekcjami tenisa, języka niemieckiego i angielskiego, w tym z native speakerem. Przynajmniej dwa razy w miesiącu byli zapraszani na przyjęcia urodzinowe do kolegów ze szkoły, często z noclegiem, na paint ball czy do prywatnego ośrodka wczasowego jednego z rodziców, albo innego luksusowego prywatnego domu z jacuzzi i basenem. Karolina nie chciała zmieniać im w nowych okolicznościach szkoły, żeby nie narażać ich na kolejny stres związany ze zmianami życiowymi. Do tej pory sama pokrywała czesne, gdyż wynegocjowała symboliczne kwoty, ponieważ sama kiedyś uczyła w tej szkole i działała nadal społecznie na jej rzecz. Niestety placówka zaczęła mieć problemy finansowe, a Adam wspaniałomyślnie podpisał z dyrekcją nową umowę, w której deklarował pełną opłatę czesnego. Miał też je pokrywać osobiście, zwłaszcza, że nie płacił alimentów. Karolina jednak wiedziała już, ile znaczy jego słowo, a nawet podpis pod zobowiązaniem…

– Chyba nie będziesz wyrodną matką i nie oddasz własnego dziecka byłemu mężowi? – mówiła  matką

– Dlaczego nazywasz to oddaniem dziecka? – Dziwiła się Justyna, niezależna trzydziestokilkuletnia singielka. – Przecież, ani Adam, ani ty nie macie ograniczonych praw rodzicielskich.

Karolina też była zdania, że podział obowiązków rodzicielskich powinien być sprawiedliwy. Ona nigdy nie chciała zostać niewolnicą. Jeśli sama miała wykonywać wszystkie czynności domowe związane z dziećmi, to jeśli nie ona sama powinna otrzymywać za te czynności pieniądze, jak służąca za swoją pracę, to przynajmniej Adam powinien był pokrywać połowę kosztów utrzymania ich wspólnych dzieci. Jeśli go nie było na to stać, to logicznym rozwiązaniem byłoby, gdyby zamieszkał przynajmniej z jednym z chłopców. Ponadto uważała, że nawet w dzikich plemionach dobrym rozwiązaniem było to, że synowie w pewnym wieku przechodzili pod skrzydła ojca, żeby uczyć się męskości. Jak ona, jako kobieta, miała ich nauczyć bycia mężczyznami?!

– Zrób jak chcesz, bo to twoje życie i twoje szczęście, ale ja osobiście nie rozdzielałabym rodzeństwa – zauważyła Jola, czterdziestokilkuletnia przyjaciółka, matka licealistów. – Mam córkę i syna i też się bili w tym wieku, nadal się kłócą, ale też często się wspierają, nawet konspirują za moimi plecami.

Karolinie przypomniała się rozmowa chłopców sprzed roku, kiedy pierwszy raz usłyszała wulgaryzmy w ich ustach.

– Matka cipieje, ciągle gdzieś wychodzi i ubiera się jak małolata. – powiedział Tomek.

– Ma nas w dupie, kiedy znika na tyle godzin – dodał Szymon.

Wtedy przestała już chodzić na regularne zajęcia tańca czy tenisa, zauważyła, że chłopcy czuli się samotni, potrzebowali jej obecności w domu. Bili się, bo była to też dla nich jakaś forma bliskości, a nawet czułości. Próbowała też wypełnić im czas wolny. Tomek chciał uprawiać żużel albo piłkę ręczną. Żużel odpadł, bo i najbliższy klub znajdował się w odległości 30 kilometrów od ich miasta, koszty zakupu motoru były też powalające, a przede wszystkim sport ten wydawał się jej ogromnie niebezpieczny dla dwunastolatka. Poprosiła Adama, żeby zajął się znalezieniem klubu piłki ręcznej dla ich syna, był przecież kiedyś czynnym zawodnikiem, ale on nie był w stanie im pomóc, bo natknął się tylko na klub żeński. Karolina wkurzyła się i sama znalazła odpowiednią sekcję. Wcześnie Tomek był bramkarzem piłki nożnej i jakoś sobie radził, natomiast ta pozycja w piłce ręcznej sprawiała mu początkowo wiele problemów dopóki nie wyjechał na obóz sportowy. Po powrocie zadzwonił do niej trener:

– Jeśli Pani pozwoli, to biorę Tomka do swojej drużyny i nowej klasy, którą otwieramy w gimnazjum. Nie widziałem jeszcze żadnego chłopaka, który w ciągu dwóch tygodni zrobiłby taki postęp i był tak pracowity, jak Pani syn.

To wydarzenie zdecydowało, że szybko znalazła trzypokojowe mieszkanie w rodzinnym mieście, które udało się niemal kompletnie wyremontować w ciągu miesiąca. Przez kolejne dwa miesiące wprowadzali niewielkie poprawki techniczne. Tomek zgodził się zostać z mamą i bratem, bo w ten sposób miał blisko do nowej szkoły i klubu.

Kiedy Szymon zobaczył to ich nowe lokum, tuż po wyprowadzeniu się z niego pary osiemdziesięciolatków, którzy poszli do nowego, dużego domu córki, powiedział wszystkim dookoła:

– Nigdy nie widziałem jeszcze tak brzydkiego mieszkania.

Chłopak był zawsze sprawny fizycznie, trenował piłkę nożną i tego lata także pojechał na obóz sportowy. Karolina co kilka dni przesyłała mu zdjęcia z postępującego remontu, szczególnie jego pokoju . Kiedy wrócił, przybił do swoich drzwi napis: „Tu mieszka Szymon!”.

Po wakacjach wszystko wróciło do normy, wraz z odchudzonym kotem, który polował w tym czasie na myszy w ogródku koleżanki oraz papugą, która ćwierkała całe lato u dawnej sąsiadki.

We wrześniu Szymon poszedł do szkoły sportowej, a Tomek do pobliskiej podstawówki, tym razem państwowej. Karolina zapisała go do klasy, w której miał kolegów z drużyny. Obydwaj zaangażowali się w sporty. Na tym etapie jej to odpowiadało, uczyli się dyscypliny, punktualności, odporności na ból, a ich trenerzy stanowili dla nich wzór męskości. Nieźle się też uczyli. Tomkowi Karolina musiała załatwić korepetycje z przedmiotów ścisłych, ale już po kilku miesiącach zaczął otrzymywać z nich lepsze oceny.

Adam nadal nie płacił alimentów. Jednak po sprzedaży większego mieszkania i kupnie mniejszego, koszty utrzymania znacznie się obniżyły. Spłaciła w międzyczasie resztę kredytu hipotecznego, korzystając z zaliczki jaką wcześniej otrzymała. Odpadły też koszty dowozu do prywatnej szkoły i inne opłaty z nią związane. W tych 60 m2 nagle zaczęła słyszeć jak wyrażają się jej dzieci na co dzień. Zauważyła też zmiany w słownictwie u swoich uczniów, a szczególnie w klasach sportowych, jak u kibiców na stadionie. Poza tym jej synowie nałogowo oglądali w telewizji mecze takiej i siakiej ligi oraz walki bokserskie i MMA. Codziennie, pomiędzy godz. 16 a 17 bili się na dużym łóżku w pokoju Szymka, zrzucając z półek różne przedmioty, uderzając o ściany i robiąc sporo hałasu. Najpierw próbowała ich rozdzielić, żeby nie zrobili sobie krzywdy, ale później zauważyła, że jest to dla nich raczej nieszkodliwe, mieli na skórze tylko zaczerwienienia spowodowane uciskiem, które znikały do wieczora. Sama nie mogła jednak ani im tego zabronić, ani nerwowo znieść ich pisków. Kiedy dzwoniła do Adama z prośbą, żeby ich jakoś uspokoił, śmiał się z niej szyderczo:

– O proszę, pani nauczycielka sobie nie radzi z własnymi dziećmi! Nie wydzwaniaj do mnie i nie narzucaj mi się, bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać!

Na długi czas przestała do niego dzwonić i zaczęła wychodzić o tej porze na codzienne zakupy. Z czasem chłopcy bili się, a raczej mocowali już coraz rzadziej.

Dowiedziała się też, że ich zachowanie jest spowodowane głównie tym, że w tym właśnie wieku mają siedem razy więcej testosteronu i nie będą już więcej grać na fortepianie ani brać udziału w konkurach piosenki. Przestali nawet czytać książki dla przyjemności, tylko streszczenia lektur i proste teksty w Internecie. Na szczęście dzięki treningom nie przesiadywali już tyle godzin przed monitorem, co po rozstaniu rodziców. Uszkodzili jednak podczas bójek dwa telewizory, więc musieli zacząć się dogadywać, co i kiedy będą oglądać oraz czyja jest kolej na grę na komputerze.

Kinga Piekarska

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj