KOREA! OCH, KOREA!

0
2104

Choć wydaje się odległa, jest bardzo bliska. Jest jak piękna porcelanowa panienka
– mała i bardzo, bardzo atrakcyjna. Ma coś w sobie, jest ujmująca, pociąga i zastanawia. Zawsze ma asa w rękawie, jest jak dobry pokerzysta – potrafi wygrać, mając nawet złe karty. Przypomina bajkę Jana Christiana Andersena o brzydkim kaczątku, które wyrosło na pięknego dostojnego łabędzia. To Korea Południowa.

Paradoks historii – gdyby nie wojna 1950-1953 prawdopodobnie nadal byłaby pariasem. To o niej w 1905 r. pisał Bolesław Prus, że wybuch wojny japońsko-rosyjskiej był spowodowany walką o „zdechłego zająca”. Ten zając dzisiaj potrafi nieźle kicać i ma długie uszy, by słyszeć co dzieje się na świecie. Zresztą Wacław Sieroszewski swojego czasu też opisywał Koreę jako zapadnię świata. Ówczesny Seul to lepianki, śmierdzące rynsztoki, strzechy kryte słomą i wszechogarniająca bieda. Jakże żałuję, że nie mogę obu naszych, skądinąd wspaniałych wirtuozów słowa pisanego oprowadzić chociaż po Seulu, a mieliby co oglądać!

Korea to długa historia. Niegdyś trzy kraje o nazwie: Shilla, Pekche i Koguryo stworzyły jeden organizm państwowy. Zawsze wtłoczona pomiędzy dwa potężne imperia, chińskie
i japońskie, jak tylko mogła, tak unikała ciosów. Niszczona odradzała się niczym feniks z popiołów, pokazując swoją witalność i niezwykłą siłę przetrwania. Wpływ chiński był
chyba bardziej znamienny. Państwo Środka podbijało wszystkich wokół kulturowo. Toteż na przełomie XIV i XV wieku koreański król Sejong Wielki, za którego czasów nastąpiło
narodowe odrodzenie i umocnienie tożsamości narodowej, zmienił alfabet, zastępując chińskie piktogramy systemem koreańskich znaków. Ostatecznie system ten przyjął się w XX wieku, ale okazał się bardzo skuteczny.

Od 1905 r. Korea była de facto japońskim protektoratem. O ironio losu! Japończycy inwestowali w Północ. Biedne Południe mogło tylko pomarzyć o wielkim przemyśle. To
ono miało problem z komunistami. Północ była industrialna, Południe rolnicze. W czasie II wojny światowej japońskie zachowanie w Korei pozostawiało dużo do życzenia. To oczywiste, że po z górą siedmiu dekadach od zakończenia wojny rozdrapywanie ran wydaje się wołaniem na pustyni, ale, cokolwiek by nie mówić, Koreańczycy niczym nie zasłużyli sobie na takie traktowanie. Niemniej pozostawmy historię historykom.

W 1945 r., podobnie jak Polskę, Koreę spotkał niezasłużony los. Padła ofiarą wielkiej polityki. Mocarstwa uzgodniły jej podział na prosowiecką komunistyczną Północ i proamerykańskie Południe. Problem wszak tkwił w tym, że Ameryka nie bardzo chciała Południa. Była skoncentrowana na Japonii, którą chciała odbudować, a wobec której nie krył swych apetytów towarzysz Stalin.

Stalin po trupie Korei chciał wejść do Japonii, gdzie silne były ruchy komunistyczne. Wszak wierzył w internacjonalistyczną nową religię jaką był komunizm. Religia obiecuje życie w raju, ale po śmierci, Stalin obiecywał raj przed śmiercią – czyż to nie atrakcyjne? Nie muszę umierać, by dostąpić raju. Kim Il Sung pierwszy przywódca Korei Północnej (Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej – czy to nie znamienne, że wszystkie dyktatury lubiły używać wobec siebie przymiotnika demokratyczny) urodził się gdzieś na Syberii, ale legenda głosi, że miejscem narodzin wielkiego i dodajmy wiecznego prezydenta (jedyny nieżyjący, a wciąż prezydent) i wodza było Mangende.

Międzynarodowe porozumienia przewidywały zjednoczenie Korei w 1950 r. Kim Il Sung miał świadomość, że wstrząsane społecznymi konfliktami biedne Południe może stać się łatwym łupem Północy, która stanęła o krok od zjednoczenia obu państw koreańskich. I w 1950 r. zaatakował Koreę Południową. Trzy lata wojny to okres wielkich zniszczeń. Amerykanie zwołali specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Koreę Północną uznano za najeźdźcę i zdecydowano się bronić Południa. Generał Douglas MacArthur przeprowadził
słynne lądowanie w Incheon (dzisiaj jest to jedno z najnowocześniejszych lotnisk cywilnych na świecie), odparł najeźdźców i w końcu wojna w 1953 r. dobiegła końca. Ponad 3 mln ofiar, głównie wśród cywilów, totalna klęska gospodarcza i jedna wielka niewiadoma – co dalej – to pytania, przed którymi stanęła Korea Południowa.

Zdecydowano się utrzymać podział Półwyspu – permanentnie tymczasowo. Do 1973 r. Północ była zdecydowanie bogatsza. W końcu po kilku latach rządów Li Syn Mana na Południu władzę uchwycili pułkownicy, liderem został niejaki Bak Chung Hee. To on wprowadził Koreę Południową na drogę wielkiego rozwoju gospodarczego.

Oświecona dyktatura? – niezależnie jaką jest dyktaturą i tak zawsze będzie utrzymywać się siłą. Problem w tym, że Bak Chung Hee miał wizję rozwoju kraju, wiedział, czego chce. A
ludzie? Żądano od nich poświęceń – pracy ponad siły za minimalne stawki. Ponoć w pierwszym okresie rozwoju, który opierał się na eksporcie tekstyliów, pracownikom aplikowano amfetaminę, byleby tylko więcej i efektywniej pracowali. Cóż – Bak nie był lubiany, a wreszcie w 1978 r. zastrzelił go własny ochroniarz. Potem przyszedł Chon Du Hwan, któremu udało się wygrać dla Seulu organizację letnich igrzysk olimpijskich. I Korea zrobiła to iście wystrzałowo. Ale to już czas, kiedy z produkcji tekstyliów przechodzono na nowoczesną technologię i elektronikę. Lata 80. to wyzwanie rzucone Japonii, której koncerny Sony, Sanyo, JVC, NEC czy Panasonic wydawały się wieczne i niezwyciężone. Któż słyszał o koreańskim koncernie Cheilo, który później przemianował się na Samsung czy Goldstar – protoplastę LG? A jednak Korea to dowód planowania, konsekwentnej realizacji i żelaznej woli.

Demokracja zawitała do Korei po upadku Chon Du Hwana i jego następcy Ro Tea Woo. Dyktatura okazała się nadzwyczaj efektywna – miała świetny plan i potrafiła go zrealizować
bez żadnych skrupułów.

Dzisiejsza Korea to światowa czołówka. PKB per capita to niemal 30 tys. USD na głowę, wartość rocznego eksportu to mniej więcej 50 mld dolarów zysku. Gospodarka opiera się na wielkich chaebolach – koncernach przemysłowych skupiających wiele firm wspomagających. Rząd, chcąc nie chcąc, musi je akceptować, bo bez nich gospodarka znalazłaby się w dużych tarapatach. Korea to kraj prosperity, to kraj nowoczesnej
infrastruktury i lider światowych badań naukowych. Otwarta, chłonąca innowacje i patrząca w przyszłość Korea to nic innego, jak XXI wiek – wiek nowoczesności i innowacji, wiek globalizacji, w której prym będą wieść kraje dysponujące nowoczesną technologią.

W następnym odcinku: Seulska degustacja, czyli co zjeść i jak zjeść.

Prof. dr hab. Piotr Ostaszewski Ambasador Rzeczpospolitej Polskiej w Republice Korei

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj