Efekt domina – rozdz.III – WHY STORY2 – Czas na zmiany

0
3325

Reakcja łańcuszkowa

 

 „Dzieci potrzebują miłości – szczególnie wtedy, gdy na nią nie zasługują”

Henry David Thoreau

 

Konrad przyjechał po Karolinę kilka minut po 15 w sobotę. Byli zaproszeni na przyjęcie urodzinowe jego przyjaciela na godzinę 16. Mieli przed sobą około 70 km drogi, ale właśnie zaczął padać śnieg i już wiedzieli, że się spóźnią. Ponadto był to weekend, kiedy dzieci zostawały z nią i musiała im poświęcić trochę czasu. Jak w każdy taki weekend, przygotowała im sok ze świeżo wyciskanych owoców. Konrad też był u niej z piątku na sobotę – przyjechał w nocy, prosto z delegacji, ale zaraz po toaście wzniesionym kubkiem nektaru marchewkowo-pomarańczowego wyjechał do swojego domu wczesnym porankiem sobotnim, przypominając jej, żeby przygotowała się do wyjazdu w ciągu najbliższych godzin. Czekało ją jednak jeszcze m.in. farbowanie włosów i ugotowanie obiadu dla chłopców.

Tomasz – prawie dwumetrowy siedemnastolatek – miał ogromny apetyt, a że był już po wszesnoporannym treningu oraz miał za sobą całotygodniowy wysiłek spowodowany nauką w topowej szkole w tym rejonie, treningami piłkarskimi, a ponadto zajęciami na siłowni i rozegranym niedawno meczem, to jak w każdy weekend, większość czasu spędzał na nadrabianiu spalonych kalorii. Szymon jadł znacznie mniej, sam jednak potrafił sobie przygotować posiłek i generalnie prawie wszystko mu smakowało. Natomiast Tomasz był znacznie bardziej wymagający w kwestii żywienia, niewiele potraw lubił, a w czasie przerw szkolnych jadał niewiele, bo nadal był na etapie przyzwyczajania się do nowej szkoły. Musiał się wtedy przemieszczać z sal do sal przedmiotowych, zagadać z kumplami z klubu sportowego, a głód rósł na potęgę…

Tamtej soboty poprosił mamę, żeby mu przygotowała na drugie dani spaghetti. Trochę czasu jej to zajęło, ale kiedy Konrad przyjechał po nią kwadrans po trzeciej, była gotowa do wyjścia. Nie zdążyła jednak zrobić zakupów, a z racji ilości towarów, jakie kupowała każdego dnia – o pojemności trzech do czterech pełnych reklamówek – wolała sama zaopatrywać rodzinę w prowiant w pobliskim markecie z racji niższych kosztów, zamiast wysyłać synów na zakupy. Poza tym nie byli specjalnie chętni do wykonywania tego obowiązku, a ona pobłażliwie przyjmowała wymówki, że są tak bardzo zmęczeni po zajęciach lekcyjnych i sportowych. Po szybkim cmoku powitalnym, zapytała Konrada:

 – Możemy podjechać na chwileczkę do sklepu?

–  Jeszcze do sklepu?! – zapytał z widocznym poirytowaniem mężczyzna. – Gdybym to wiedział    wcześniej, to pojechałbym sam do Radka!

Wiedziała, że jesli nie będzie tego komentować, to zaraz mu przejdzie. Tak też się stało. Ekspresowo załatwiła sprawunki, sprawnie poruszając się między półkami, dzięki regularnym tu wizytom. Następnie zadzwoniła do Tomka:

– Kochanie, za pięć minut masz dostawę pod blokiem, więc już zacznij się ubierać.

Dumna, że tego dnia uporała się ze wszystkim na czas; odświeżyła swój czekoladowy odcień włosów i dokładnie je później wysuszyła, a później nadała odpowiedni kształt prostownicą. Wykonała też staranny makijaż rozjaśniający jej twarz, co uzyskała nakładając na powieki cienie w kolorach od różu po delikatny fiolet pasujący do jej liliowego obcisłego sweterka, który narzuciła na popielatą sukienkę, podkreślającą jej krągłości, ale też i wcięcia. Stwierdziła, że taki strój będzie najlepiej pasował do domowej imprezy o rodzinnym charakterze, na której większość gości będzie średnio w wieku 50+ .

Była pewna swojej atrakcyjności i dobrze wiedziała, że podoba się swojemu partnerowi jako kobieta, ale podświadomie też czuła z jego strony pewną dawkę presji. Domyślała się, że miał wysokie oczekiwania także wobec jej poprzedniczek i przypuszczała, że traktował je jak swoje „wizytówki”. Denerwowało ją to, ale przypisywała to też faktowi, że był od niej dziesięć lat starszy, a tacy faceci mieli już, niestety, swoje standardy i wymagania. Z drugiej strony nie kolidowały one z jej własną troską o swój wygląd, chociaż musiała żyć w ogromnym pędzie…

Po kilku minutach w rozgrzanym samochodzie zdjęła kurtkę, dotknęła czule jego dłoni i zapytała kokieteryjnie:

– Cieszysz się, że jadę z tobą?

Spojrzał na nią już udobruchany i odpowiedział przeciągle:

 – Natuuuralnie, ale wiesz, że balansujesz na cienkiej linii.

Uśmiechnęła się do siebie, bo wiedziała, że już mu przeszła cała ta złość na jej „spóźnialstwo”. Niepokoiły ją jednak jego regularne irytacje, a czasem wybuchy złości. Nie mieszkała z nim na co dzień, więc mieli czas, żeby zatęsknić, a ich relacje były generalnie dobre. Chociaż nie podobało jej się to, że przedkładał życie towarzyskie nad wartości i obowiązki rodzinne. Kobieta próbowała łączyć swoje role i jakoś im sprostać. W końcu te wszystkie ich spotkania dostarczały jej jakiegoś odprężenia i bodźców do pisania czy to artykułów, czy książki.

To, co najbardziej zastanawiało Karolinę w zachowaniu Konrada, to to, że lubił oglądać filmy pełne przemocy, szczególnie koncentrował się na brutalnych scenach, zwłaszcza wojennych. Tłumaczył jej, że w wieku szkolnym pasjonowały go wyłącznie przedmioty ścisłe, a historia go wtedy zupełnie nie interesowała, a obecnie po prostu nadrabia zaległości. Niespecjalnie ją te argumenty przekonywały, ale z drugiej strony przyznawała, że jako nastolatka też oglądała podobne filmy, a jeszcze częściej pochłaniały ją wtedy książki o takiej tematyce. Ogromne wrażenie zrobiły na niej wówczas „Medaliony” Zofii Nałkowskiej, „Inny đwiat” Grudzińskiego, „Quo vadis” oraz generalnie powieści o starożytności, a szczególnie o epoce cesarstwa rzymskiego. Chłonęła wtedy wiedzę, jednak po pierwszym szoku, jaki przeżyła stwierdziła, że historia zatacza koło i powtarza się na przełomie wieków również w kwestii przemocy czy to psychicznej, czy fizycznej i zaczęła unikać takich filmów czy lektur. Jedynie czasem oglądała kryminały o wątkach psychologicznych. Uwielbiała też filmy Almodovara, pełne zaskakujących zwrotów akcji, przekraczających granice, ale to wszystko miało dla niej jakichś wytłumaczalny cel. Konrad stwierdził, że Karolina ma słabą psychikę i pewnie wolałaby oglądać łzawe seriale. Denerwowało ją to bardzo, ale zauważyła też, że w święta jej mężczyzna oglądał z przyjemnością filmy familijne – najczęściej o bogatych rodzinach… Ponieważ zależało jej na ich związku, szukała dla niego różnych usprawiedliwień.

 

Zaczęła zastanawiać się też nad relacjami swojego partnera z jego rodziną, a szczególnie z ojcem, którego nie zdążyła poznać. Z czasem też dowiedziała się, że jego rodzice nie mieli relacji partnerskich w żadnym stopniu. Pani Łucja urodziła się w październiku w 1939 roku. Po wojnie wychowywała ją ciotka, u której zamieszkała, bo jej matka musiała skoncentrować się na młodszych dzieciach, których było pięcioro. Łucja wyszla za mąż w wieku dziewiętnastu lat za mężczyznę o dziesięć lat starszego, który piastował wysokie stanowisko w jedynie słusznej wtedy partii. Poznał ją w sklepie, w którym pracowała. Niewiele później zdecydował, że się z nią ożeni i doprowadził do realizacji swojego planu już po trzech miesiącach, nie dając nawet swojej młodej narzeczonej pierścionka zaręczynowego. Kobieta całe życie pracowała zawodowo, wychowując samotnie dzieci, bo mąż ciągle był na zebraniach, w delegacji w Rosji, albo studiował zaocznie, zdobywając kolejne stopnie wtajemniczenia komunistycznej doktryny.

Karolina dowiadywała się o przeszłości ich rodziny małymi kroczkami, a pierwsze informacje na temat zmarłego ojca Konrada zaczęły docierać do niej dopiero po dwu latach ich znajomości. Według syna, pan Dekarski był szczerze oddany sprawie jako ideowiec i idealista – próbowała i w to uwierzyć. Później dotarło też do niej, że państwo Dekarscy zajmowali dwie osobne sypialnie, umiejscowione w przeciwległych narożach ich olbrzymiego mieszkania, powstałego z dwóch mniejszych… Czasem tylko pan Bogusław sprawdzał w nocy, idąc do łazienki, czy żona, cierpiąca na cukrzycę, której nabawiła się tuż przed ukończeniem czterdziestu lat, chyba z przepracowania, ma odpowiednie tętno.

Z czasem Karolina stwierdziła, że w domu rodzinnym jej partnera panował kult mężczyzny. Pani Łucja nadskakiwała i mężowi, i synom, a potem zaganiała do tych samych świadczeń synowe. Z drugiej strony, takie były wtedy czasy – Karolina znowu próbowała tłumaczyć tę dziwną dla niej sytuację. Jej babcia potrafiła utrzymać z własnej pracy troje dzieci, najczęściej niepracującego męża oraz teściową Była też traktowana z należnym jej szacunkiem, ale chyba nie tylko dzięki swojej pracy na niego zasługiwała. Karolinie wybitnie nie podobały się takie układy rodzinne, gdzie kobiety musiały być podporządkowane swoim mężom. Krytykowała już sytuację, która miała miejsce w domu pierwszego męża, kiedy teść poszedł zwolnić swoją żonę z pracy, bo zarabiał wielokrotnie więcej od niej, a chciał dostawać na stół ciepłą zupę tuż po powrocie z pracy. Jednak, chociaż ta kobieta też żyła w klatce, to przynajmniej złotej, mąż za taką obsługę dosłownie obrzucał ją złotem i futrami – mówił do niej Zosieńko i naprawdę ją kochał, tyle, że na własny sposób i własny użytek.

 – Jak tam twoje najbliższe wyjazdy? – zapytała Karolina.

– W przyszłym tygodniu – Warszawa. W następnym miesiącu jadę na międzynarodową    konferencję do Wiednia, a mój angielski w powijakach.

– Ok, let’s switch to English – zaproponowała.

Zawsze wtedy łagodniał i próbował rozmawiać z nią na proponowane przez nią tematy, żeby utrwalić słownictwo.

– Wiesz, nigdy nie rozmawialiśmy o tym, jak spędzałeś czas ze swoim ojcem, w sumie to chyba dużo pracował?- zagadnęła.

– Yes – odpowiedział nadzwyczaj krótko.

– No, ale np. uprawialiście wspólnie jakieś sporty?

– Ojciec nie był typem sportowca, ale kiedy wyjeżdżaliśmy na wczasy, to organizowaliśmy jakieś wycieczki rowerowe, nauczył mnie też pływać i jeździć na nartach.

– Dzieci najbardziej wspominają wakacje, nawet jak na co dzień poświęca się im sporo czasu, to traktują to jak normalkę. A pamiętasz jakieś wspólne chwile po powrocie z szkoły?

– Bywało, że ojciec tłumaczył mi fizykę albo matmę.

– Kiedyś mówiłeś, że na emeryturze pomagał ci również w firmie. No, ale wspominałeś też o surowym wychowaniu. Stosował pasek? – zapytała cicho.

– Jasne, że tak, nawet jeden zachowałem sobie po nim.

– A jak często nim dostawałeś?

– No, jakieś parę razy w roku. Ostatni raz, to jak miałem jakieś 13, 14 lat.

– A Manfreda też ci się zdarzyło uderzyć?

– No, też dostał, jak zasłużył, ale w sumie może z trzy razy.

Teraz już lepiej rozumiała czemu Konrad bywał surowy, wykazywał niewiele empatii względem jej potrzeb, a czasem okazywał się nawet szorstki w obyciu, chociaż potrafił się też wzruszyć, słysząc jakąś historię czy oglądając jakiś poruszający film.

Kiedy dotarli na przyjęcie, wszyscy już tam byli; osiemdziesięciokilkuletni teściowie solenizanta w znakomitej formie psychofizycznej i dzieci z maleńkimi wnukami. Przy stole toczyła się towarzyska rozmowa na temat budowy domów, egzotycznych wakacji, koncertów na jakich ostatnio byli. Podano też wykwintne dania: łososia w galarecie, talerz przepysznych serów, stosy sałatek, na ciepło – lasagnę, a na deser – tort wiedeński. Do tego zaserwowano kawę z ekspresu ciśnieniowego, bogaty wybór win deserowych i wytrawnych. Większość gości, czy to ze względu na podeszły, czy to małoletni wiek wyszła w okolicy godziny 20.

Kiedy gospodarze zasugerowali ostatnim gościom, żeby usiedli z drinkami na kanapie, Karolina wybrała napój bezalkoholowy, bo miała jeszcze tej nocy prowadzić samochód, gdyż rano czekały na nią obowiązki związane z dziećmi. Po chwili temat rozmów uległ drastycznej zmianie:

– Konradzie, jestem wśród przyjaciół i muszę wam powiedzieć, co leży mi na wątrobie od wielu lat – zaczął zmienionym głoesem Radek. –  Nie wiem czy możecie sobie wyobrazić, że dostałem kiedyś od ojca taki strzał z pięści, że nie mogłem złapać oddechu.

Zapadła krępująca cisza.

– A ile miałeś wtedy lat? – zapytała Karolina.

– Jakieś dwadzieścia.

– To ojciec odważył się uderzyć takiego byka? – wyraźnie zdziwił się Konrad, patrząc z zaskoczeniem na swojego wysokiego i dobrze zbudowanego przyjaciela.

– Do tej pory czuję ten ucisk w klatce. A to wszystko bylo za to, że powiedziałem mu w kim się zakochałem. Po tylu latach nie mogę tego zapomnieć.

– Pewnie była to jakaś piękna chłopka, więc dla twojego taty mezalians – zachichotał niespodziewanie Konrad.

– Okrutne, ale czy musisz być aż tak pamiętliwy? – zapytała, ujmując nieco wagi sprawie jego żona Dorota. – Minęło tyle lat…

– Pewnie nie uda ci się o tym zapomnieć, ale nawet dla własnego dobra powinieneś mu to wybaczyć – zauważyła Karolina.

– Przecież ja mu to już dawno wybaczyłem, ale, kurwa, nadal mnie boli, że mój własny ojciec, szanowany ojciec i pan mecenas, coś takiego mi zrobił.

– A mój rąbnął mi kiedyś w skroń musztardówką – zaskoczył wszystkich swoją historią Konrad. – Coś mu tam pyskowałem, a on, zazwyczaj niezwykle spokojny, dostał takiej wścieklizny, ze rozbił szklany pojemnik na mojej głowie i twarzy. To ta musztarda w środku mnie uratowała, bo inaczej straciłbym oko – opowiadał, wydając się rozbawionym tą historią.

– Szklaną musztardówką? W skroń? – jęknęła Karolina.

– No tu dostałem – pokazał ręką lewą skroń z niewielką blizną. – Czasami wspominamy z bratem tę historię i zrywamy boki, przypominając sobie, jak mi ta musztarda spływała po twarzy.

– Rany – skrzywiła się Dorota i powoli przełknęła ślinę. – Mój tato, obecnie starszy, ale krzepki i elegancki pan, którego tu przed chwilą widzieliście, dawał nam co jakichś czas „wypłatę”. Wiele rzeczy tolerował, moją mamę nauczycielkę i jej ciągłe gadanie, mnie i mojego brata, jak biegaliśmy i ciągle się przekomarzaliśmy, ale jak już nie mógł wytrzymać, to kazał nam się kłaść na taborecie, z tyłkiem do góry i lał ile wlazło. Im ktoś bardziej wrzeszczał, tym bardziej obrywał. Kiedy jedno z nas dostawało baty, drugie musiało stać i na to patrzeć. Potem rozchodziliśmy się do pokoi i mieliśmy tam dogorywać w ciszy. Wiem, że w naszych czasach, to chyba byłby kryminał.

– Teraz dzieci mają odpowiednią infolinię, wiedzą gdzie jest posterunek policji, a w sumie byłyby w stanie nawet rodzicom oddać – skomentowała poruszona tymi opowieściami Karolina.

– Kiedyś były inne kanony wychowania i powszechne przyzwolenie na takie kary. Ile to razy dostałam linijką w szkole albo na religii – wspomniała Dorota.

– To byli ludzie wychowywani w surowych czasach wojny, napatrzyli się na wszechobecne okrucieństwo – dodał Konrad. – Kochali swoje dzieci i wnuki, ale byli surowi. Sam żałuję, że nieraz źle potraktowałem Manfreda.

– No właśnie, tak myślałam – podsumowała Karolina.

– Co ty o tym wiesz, jesteś ostatnią, ale to dosłownie ostatnią osobą, która to powinna oceniać – oburzył się Konrad.

– A mój tatuś, który był dzisiaj tak miły przy urodzinowym stole, kilka razy nas tak potraktował, a później przestał i już od tej pory był zawsze taki miły jak dzisiaj – skomentowała Dorota.

– A mój zawsze był dla mnie dobry, może go idealizuję, bo tak młodo umarł, ale uczył mnie samodzielności i zaradności, trochę wychowywał mnie na chłopaka, razem malowaliśmy i tapetowaliśmy mieszkanie. Pozwalał mi chodzić na balet, ale potem zawoził też na późne lekcje karate. Nie rozpieszczał, ale jak nie miałam na ostatni semestr studiów podyplomowych, to wyłożył za mnie, żebym mogła się spokojnie uczyć do egzaminu.

– Nigdy cię nie uderzył?  –  wyraźnie zdziwiła Dorota.

– Nie, mnie nie – odpowiedziała Karolina, widząc zaskoczenie w ich oczach. – Natomiast mojemu bratu spuszczał porządne manto, kiedy już miał na to czas, bo w sumie przez większą część życia był pracoholikiem.

Karolina poczuła nagłe olśnienie, jakby chciała zintegrować się z pozostałymi ofiarami przemocy w rodzinie.

– Mówicie o ojcach i przemocy fizycznej w dzieciństwie, a ja cierpiałam z powodu matki, a szczególnie kiedy właściwie byłam już dorosła. Kazała mi mówić do siebie „mamusiu”, a zabroniła mi iść na wybrany przeze mnie kierunek studiów, wcześniej chciała, żebym poszła do technikum, ale się zbuntowałam, a kiedy zmarł ojciec, to doprowadzała mnie do depresji. Kiedy ją odwiedzałam, bo chciałam ją wesprzeć, to opowiadała mi takie rzeczy, że dwie godziny jeździłam albo włóczyłam się po mieście, żeby z taka cierpiącą twarzą nie wracać do dzieci.

– No, a trzy lata temu wystrzelała cię po niej – dodał sarkastycznie Konrad.

– Jak już byłaś już sama matką i dorosłą kobietą? To naprawdę straszne – skomentowała poruszonaa Dorota.

– A ja chyba z ojcem o tym już nie porozmawiam, jest naprawdę cierpiący i mógłbym go tym przygwoździć – westchnął Radek, dolewając sobie whisky.

– Może jednak powinieneś, żeby to z siebie wyrzucić. Tylko powiedz mu, że już nie masz urazy – zasugerował Konrad.

– A daj spokój – machnął ręką.

– Kiedy wracali do domu, Karolina przyznała się:

– Pamiętam jeden taki wieczór, kiedy mój tato wrócił wieczorem do domu podchmielony, jak zawsze, kiedy opijał z kolegami z pracy podpisanie jakiegoś kontraktu, albo wykonanie zlecenia, to mi, osiemnastoletniej już dziewczynie powiedział, że żałuje, że mnie nie bił, bo może nie wyrosłabym na taką pyskatą dziewuchę. Byliśmy sami, mama i brat gdzieś wyszli. Zamachnął się, nawet próbował wymierzyć mi cios, ale zrobiłam unik. Upadł na podłogę i… na niej zasnął. Nie dotknęłam go nawet, nie pomogłam mu wstać. Spał tam tak długo, aż inni domownicy wrócili i położyli go do łóżka. Byłam wtedy przekonana, że gdyby mu się udało mnie uderzyć, to na pewno bym mu oddała i nie pozwoliłabym mu się okładać, a w tym stanie w jakim wtedy był, na pewno nie miałabym z tym kłopotu.

domino

Kinga Piekarska

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj