Rozdział VII
Ciało pamięta przelotny dotyk. Parę godzin bycia z kimś zostaje na lata. Zapach włosów, potu, wilgotności przepływa znikąd w środku dnia. W inżynierii nazywa się to pamięcią plastyczną materiału, w chemii pamięcią substratu. W życiu – tęsknotą.
Janusz Leon Wiśniewski, S@motność w sieci
Najgorszą rzeczą w życiu jest chyba poczuć się zdradzonym, przeżyć chwilę, w której okazuje się, że najbliższa osoba jest totalnie nielojalna. Karolina nie uważała się za najlepszą żonę na świecie, ale czuła, że jej były mąż kochał ją przynajmniej do rozwodu albo jeszcze dłużej. Sama też się w nim zakochała zgodnie z zasadą: od przyjaźni do miłości. Adam był od niej młodszy i z jednej strony miało to swoje plusy, bo był w nią przez długie lata tak zapatrzony, że pomimo swojego stanowczego i niezależnego charakteru, który coraz wyraźniej się u niego ujawniał, ulegał jej niemal we wszystkim. Potrafiła postawić na swoim, kiedy chciała zmienić mieszkanie, zajść drugi raz w ciążę, chociaż musiała go do tego długo przekonywać, kiedy podejmowała kolejne studia lub jego zachęcała do nauki. Z drugiej strony denerwowała ją jego nieodpowiedzialność, szczególnie w sprawach finansowych i brak odrobiny samokrytycyzmu. Kiedy osiągnął w ostatniej pracy stanowisko kierownicze, to chwilę później, będąc jeszcze sporo przed trzydziestką, zdecydował się na prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Popełniał wiele błędów, ciągle zaciągał długi. Karolina wtedy jeszcze mu ufała, więc pomagała mu je spłacać. Wcześniej, za każdym razem, kiedy była w ciąży, Adam tracił pracę w wyniku kłótni z przełożonymi. Kiedy już udało mu się trochę zarobić, to wydawał wszystko do ostatniego grosza. Widząc jego stosunek do pieniądza, zaproponowała mu, dla dobra dzieci, rozdzielność majątkową. Po sprzedaży mieszkania, którego zakup sfinasowali z jej środków – kwoty uzyskanej ze sprzedaży M3, które dostała jeszcze od rodziców i debetu zaciągniętego na jej koncie – nowe, większe, nadające się tylko do kapitalnego remontu mieszkanie kupiła już tylko na siebie. Po odnowieniu zostało wycenione na ponad dwukrotnie większą kwotę niż suma, jaką na nie przeznaczyła. Niestety uległa namowom męża i wzięła pod nie kredyt hipoteczny na spłatę jego długów – początkowo spłacali je razem…
Starała się być jego przyjaciółką, on też na swój sposób troszczył się o nią; pomagał w codziennych obowiązkach i w opiece nad dziećmi, dlatego długo wahała się, zanim złożyła pozew o rozwód. Po siedmiu latach jego kłamstw na temat spraw finansowych, jego wybuchów złości, kiedy demaskowała nowe kredyty, niespłacane długi i wypominania, że on mieszka w jej mieszkaniu, że mają rozdzielność majątkową, nie wytrzymała i doprowadziła sprawę do końca. Zgodził się na szybki rozwód pod warunkiem, że da mu jeszcze jedną szansę, żeby mogli zacząć wszystko od nowa. Zgodziła się, choć bez przekonania. Jednak zaskoczył ją pozytywnie. Wiedząc, że żona nie będzie go już utrzymywać, a w dodatku, że będzie zmuszony płacić alimenty znalazł ciekawą i dobrze płatną pracę, z dala od szefów, co ułatwiło mu z nimi dobre kontakty na dłuższy czas. Zaczął się dokładać do utrzymania chłopców, spłacać kredyty i bardziej dbać o potrzeby rodziny.
-
Może w końcu wydoroślał – pomyślała Karolina i wbrew początkowemu sceptycyzmowi dała mu drugą szansę. Na nowo zamieszkali razem i przez rok było im naprawdę dobrze ze sobą. Mniej pracowała, zaprowadzała dzieci na lekcje fortepianu, przygotowywała do pierwszej komunii, do której przystępowali razem. W maju zorganizowali wspaniałe przyjęcie komunijne dla 30 osób, a w czerwcu puścili chłopców na pierwsze kolonie, chociaż Tomek miał palec w gipsie. Karolina bardziej przejmowała się, jak sobie na takim wyjeździe poradzi starszy syn, więc w tym samym czasie pojechała z Adamem na wczasy do tej samej miejscowości – ta decyzja okazała się trafna, bo obydwaj synowie nie przeżyli traumy rozstania, codziennie spotykali się z rodzicami, co zaowocowało tym, że w kolejnych latach łatwiej już wyjeżdżali bez mamy i taty razem lub z czasem osobno na kolonie czy obozy sportowe.
Podczas tamtych ich pierwszych kolonii Karolina poczuła się wolna po raz pierwszy od wielu lat i zaczęła pisać swoją pierwszą powieść, o czym marzyła od zawsze. Po powrocie do domu zapisała dzieci na półkolonie i poświęciła pracom nad książką całe wakacje po osiem godzin dziennie. W ostatnim tygodniu sierpnia napisała ostatnie zdanie. Była ogromnie szczęśliwa, w szkole zaczynały się konferencje, więc wszystko poszło zgodnie z jej planem, tak przynajmniej myślała… Kilka tygodni później dowiedziała się, że jej mąż miał romans. Z reguły nie sięgała po telefon Adama, ale musiała zadzwonić, a jego leżał pod ręką – jego właściciel wyszedł właśnie do pracy, zapominając o nim. Zaniepokoił ją numer telefonu jakiejś Anity, który często pojawiał się liście ostatnio wybieranych numerów. Tak się zdenerwowała, że natychmiast zadzwoniła po ten numer i usłyszała ku swojej rozpaczy:
-
Dzień dobry kochanie, jedziesz już do mnie?
Szybko się rozłączyła, sprawa była jasna. Adam tłumaczył się później, że to Karolina zdradziła go pierwsza i to dwukrotnie, najpierw rozwodząc się z nim, a później pisząc książkę.
-
Więc to tak. Po pierwsze, gdybym po rozwodzie nie dała ci szansy na powrót, to by do tego w ogóle nie doszło – wykrzyczała mu w twarz. – Po drugie, kiedy pracowałam od rana do świtu, wyjeżdżając na lekcję o szóstej rano i wracając o dziesiątej w nocy, to nie było problemu, bo od razu przywoziłam Ci pieniądze, nie mając z tego w połowie takiej satysfakcji jak z pisania.
-
Uspokój się, pójdziemy na trapię – zaproponował.
-
O terapii mówiłam wiele lat przed rozwodem, ale na próżno – ripostowała.
-
Teraz się zgadzam – pokiwał głową.
Znowu poszła na ustępstwa dla dobra rodziny. Adam zerwał z tamtą kobietą i zapisali się na wizytę do pani psycholog, która już wcześniej zajmowała się ich dziećmi i wspierała je w trudnych chwilach. Zaufali jej. Najpierw odbyli kilka wspólnych spotkań. Karolina miała wrażenie, że pani Zdanowska choć była życzliwą osobą, to nieco za dużo mówiła o sobie, na przykład o tym, że też rozwiodła się kilka lat wcześniej z mężem, ale od czasu do czasu eksmałżonkowie do siebie wracali. Podczas spotkań indywidualnych Karolina dowiedziała się, że ona także była współodpowiedzialna za rozpad ich małżeństwa, między innymi dlatego, że niezbyt często była zainteresowana potrzebami seksualnymi męża.
-
To prawda, ale wracałam z pracy bardzo późno, byłam wtedy tak wykończona…
-
No tak, ale teraz pani mąż lepiej zarabia, a pani mniej pracuje, o ile wiem, i coś trzeba by było zmienić – skomentowała psycholożka.
To były chyba najważniejsze zdania wypowiedziane podczas tej terapii, która została zresztą wkrótce przerwana, bo Karolina dostosowała się do rady terapeutki i chyba po raz pierwszy w życiu odkryła tyle przyjemności płynącej ze zbliżeń intymnych. Może rozwinęły się też jej własne potrzeby, a może to Adam czegoś się nauczył w kontaktach ze swoją byłą kochanką. Dość, że jej partner po kilku upojnych nocach zaproponował, żeby zakończyli terapię:
-
Zobacz, jak wszystko między nami się teraz układa, nawet lepiej niż w najlepszych latach naszego małżeństwa, a pani Zdanowska podczas naszych sesji cały czas opowiada mi o swoim byłym, mówiąc, że sam nadaję się na psychologa, bo jestem podobno świetnym słuchaczem. Ostatnio zapytała mnie nawet czy nie mógłbym jej odwieźć do domu, bo miała problem z samochodem, a potem zaproponowała herbatę u niej…
To wystarczyło, żeby Karolina się zgodziła. W obecnej sytuacji łatwo można było ją zmanipulować. Nigdy wcześniej nie bywała zazdrosna o nic i o nikogo, ale teraz zmieniła się w tej kwestii. Adam nie od razu odzyskał jej zaufania, ciągle musiał udowadniać, że mu na niej zależy. Przyjęła nawet jego kolejny pierścionek zaręczynowy, ale o ponownym ślubie na razie nie myślała.
Książki jednak nie wydała, bo sporo było w niej o trudnych momentach z ich małżeństwa. Może nie chciała go ranić, a może po tym wszystkim straciła do niej serce. Wcześniej wysłała fragmenty do jednego z wydawnictw, które było zainteresowane współpracą:
-
Świetny tytuł i wątki, które pani porusza – skomentowała recenzentka. – Proszę nam przesłać resztę.
W innym wydawnictwie, do którego wysłała pełną wersję, recenzent powiedział jej:
-
To prawda, że wciąga, ale obawiam się, że książka za bardzo jest oparta na faktach z pani osobistego życia. Poza tym, momentami używa pani zbyt wulgarnego języka, a niektóre rozdziały nadają się na artykuły do pism wyłącznie dla kobiet.
Coś tam jeszcze mówił o konieczności wprowadzenia korekt, ale Karolina stwierdziła: nie, to nie! Łudziła się, że jej książka stanie się objawieniem roku na rynku wydawniczym, a została narażona na taką krytykę. Była debiutantką i nie wiedziała jeszcze o tym ile razy trzeba sprawdzać samemu własne teksty, żeby być z nich na tyle zadowolonym, by przekazać je do korekty. Straciła zupełnie serce do tej książki.
Kilka miesięcy wcześniej ukończyła półtoraroczny kurs dziennikarstwa i zamierzała go wykorzystać. Kiedy zaczęła pisać i publikować pierwsze reportaże, Adamowi trudno było się z tym pogodzić, szczególnie, że otrzymywała za nie niezłe wynagrodzenie od pism ogólnopolskich, co z tego, że kobiecych! Nie widziała w tym nic złego, zwłaszcza że uważała, iż to właśnie kobiety są wrażliwsze, nie tylko na piękno, ale i na czyjąś krzywdę. Piała o trudnych problemach, ale w pozytywny sposób, z puentą, która dawała szansę na rozwiązanie problemu: o rodzinach zastępczych, matkach dzieci z wrodzonymi wadami, których rehabilitacja przyniosła poprawę stanu zdrowia, o kobietach, które po latach wyrzeczeń odnalazły swoją pasję i rozwinęły się zawodowo, jako księgowe, artystki czy nawet prezydentki miast.
Kilka razy w tygodniu uprawiała seks z Adamem i wcale nie czuła się przymuszana – to był renesans ich związku. Później zaczęła pisać dla kwartalnika amerykańskiego, wyjeżdżać w piątki, ferie i wakacje na wywiady do Warszawy. W tym czasie zmarł też nagle jej ojciec, co było tragedią dla całej rodziny. Brat wyjechał w kolejną podróż, a ona sama przechodziła rehabilitację pękniętej chrząstki w kolanie. Miewała problemy z chodzeniem, zdarzało się jej upadać na ulicy.
Kiedy zakończył się rok szkolny i walka o jak najwyższe stopnie na świadectwie, kiedy wróciła z Warszawy z serii wywiadów po Kongresie Kobiet, dokładnie w trzy miesiące po śmierci ojca dopadł ją ogromy smutek i tęsknota za nim. Leżąc w łóżku, zmęczona trudami i przeżyciami ostatniego roku, pogrążona w żałobie, słuchała ulubionych piosenek Niemena w wykonaniu Edyty Górniak. Ogromne łzy spływały jej po policzkach, jedna po drugiej. Nagle usłyszała głos Adama, który przyglądał się jej chyba już od dłuższego czasu:
-
Wiesz, nie wiem czy cię jeszcze kocham. Może tak, ale po prostu nie jestem tego pewien.
Zastygła w bezruchu. Przez godzinę w ogóle się do niego nie odzywała, podała dzieciom kolację i gdy poszły spać, przeprowadziła z nim rozmowę. Adam zawsze powtarzał, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Była wtedy młoda, piękna, pewna siebie. Pomimo całej swej wrażliwości stąpała twardo po ziemi, a problemy traktowała jak zadania, które trzeba rozwiązać, żeby móc dalej żyć. Teraz okazała się słabą kobietą, a na dodatek zaczęła mieć swój własny dziennikarski świat.
-
Wiem, że cię kiedyś skrzywdziłem i że nie możesz mi tego wybaczyć. Boję się, że w każdej chwili możesz mnie zdradzić – mówił jej o swoich obawach. – Nie jesteś już tą samą Karoliną, którą kiedyś poznałem, i w której się zakochałem.
Jak ona w tamtym momencie życia go potrzebowała! Jego zachowanie miało odbić się na jej dalszym życiu w tak ogromnym stopniu, że była zmuszona od nowa budować swoje poczucie wartości.
-
Poza tym twoja mama zachowuje się ostatnio tragicznie, a twoja babcia, zodiakalny byk, tak jak ty, wykończyła swojego męża – skorpiona, kiedy miał czterdzieści dziewięć lat. Ja też jestem skorpionem i chcę pożyć dłużej.
To się zgadzało, tylko że dziadek zmarł z przepicia, bo się ciągle nudził, nie pracując, podczas gdy babcia zasuwała na trzy etaty, żeby utrzymać rodzinę.
-
Mężczyźni za szybko umierają w tej rodzinie, twój ojciec miał tylko sześćdziesiąt lat!
-
Tak, ale mój drugi dziadek dożył siedemdziesięciu sześciu lat, a jego ojciec dziewięćdziesięciu pięciu!
-
Słyszałaś co się stało kilka dni temu Michaelowi Jaksonowi?!
Tego było już dla niej za wiele:
-
Masz pół godziny na spakowanie swoich rzeczy i na tym koniec!- powiedziała.- Dzieciom powiemy, że jesteś w delegacji. Potem ja z nimi wyjadę, a przed ich wyjazdem na obóz pojawisz się na parkingu, żeby ich pożegnać, bo nie chcę, żeby się martwili w czasie wakacji problemami domowymi. Dowiedzą się pod koniec sierpnia! – dodała stanowczo.
Stał na środku pokoju ze zdziwioną miną, wydawało się, że znowu zaimponowała mu swoją zdecydowaną postawą, ale ona pokazała mu tylko drzwi i wróciła do łóżka.
Przypuszczała, że za kilka dni będzie ją prosić o wybaczenie, przecież już kiedyś, kiedy byli jeszcze małżeństwem wynajął mieszkanie na trzy miesiące, żeby po dwóch tygodniach wprowadzić się do domu na nowo. Teraz byli jednak po rozwodzie, miała dość huśtawek, pamiętała, co przeżywała, kiedy ją zdradził i to z tego powodu, że zrealizowała marzenie swojego życia – napisała książkę!
Następnego dnia, gorącego lipcowego poranka zauważała na całym ciele łącznie z twarzą białe plamki.
-
Tak, takie odbarwienie skóry mogło się pojawić ze względu na silny stres – stwierdziła pani dermatolog.- Proszę wykupić receptę. Przepisałam pani lekarstwa, które będzie pani zażywać przynajmniej przez dwa miesiące, szampon przeciwłupieżowy raz dziennie oraz maści rano i wieczorem. Wiem, że to trudne latem, ale nie wolno pani wystawiać ciała na słońce.
Nazajutrz miała wyjechać z dziećmi na dwa tygodnie do Zarzecza. Znalazła niedrogi, rodzinny ośrodek z basenem i boiskami do różnych gier zespołowych. Kupiła nowy, jednoczęściowy strój kąpielowy i pareo, którym przykrywała się od ramion do kolan. Bardzo miło spędziła ten czas razem z dziećmi. Zamieszkali w drewnianym domku z tarasikiem, na którym stał stół i ława. Rano pływali, po południu grali w piłkę, jeździli na wycieczki do pobliskiej Słowacji, a wieczorami grillowali z wakacyjnymi sąsiadami. Prawie codziennie Karolina chodziła do pobliskiej szopy na poranny aerobik, pobolewała ją noga, niektórych ćwiczeń więc nie wykonywała, ale ponieważ w grupie znalazło się też sporo babć i dziadków z małymi wnukami, to poprzeczka nie była podniesiona zbyt wysoko. Kilka razy wyszła też na dancingi, które odbywały się na otwartym powietrzu, pozwalała wtedy chłopcom kupić sobie colę i chipsy, a sama tańczyła z pensjonariuszami z pobliskich sanatoriów i młodym chłopakiem, który ją zapewniał, że jest tak piękna, że fakt, iż ma dwóch synów nie ma dla niego najmniejszego znaczenia. Była od niego z piętnaście lat starsza, więc bardzo jej to schlebiało. Dopiero kilka lat później natknęła się na jakimś portalu na wypowiedzi młodych mężczyzn, którzy podrywali samotne matki, ponieważ były o wiele łatwiejsze do zdobycia niż ich rówieśnice, które nie pozwalały się im zbliżyć do siebie. U wielu ładnych bezdzietnych dziewczyn w ogóle nie mieli szans, bo one szukały atrakcyjniejszych mężczyzn, a samotne, pokrzywdzone przez los matki były mniej kapryśne. Niemniej jednak, co noc Karolina kładła synów do łóżka nie później niż o 23, więc znikała z tych potańcówek wcześniej niż Kopciuszek.
Kiedy odprowadzała chłopców na autobus, który miał ich zawieźć na kolonie nad morze, natknęła się na Adama i, stojąc obok niego, machała im na pożegnanie z uśmiechem na twarzy tak długo aż autokar zniknął im z oczu. Obróciła się i lekko utykając odeszła. Po kilkunastu metrach potknęła się i upadła, ale dopiero za rogiem. Odwróciła się, żeby się upewnić, że Adam tego nie widział. Następnego dnia poszła do poleconego jej ortopedy, który z uznaniem zmierzył wzrokiem jej zgrabne nogi w czerwonych sandałach na obcasie:
-
Dobrze, że obcas jest gruby, bo na szpilkach nie powinna pani teraz chodzić – zauważył. – Dam pani skierowanie na prześwietlenie kolana, ale ponieważ jest wystawione w prywatnym gabinecie nie upoważnia pani do wykonania go za darmo. Polecam więc, żeby jakiś ortopeda z przychodni go pani przepisał jeszcze raz, ale myślę, że uda się pani to jakoś załatwić – uśmiechnął się do niej szeroko i mrugnął okiem.
Miał rację, chociaż rejestratorka w pobliskiej przychodni specjalistycznej nie chciała jej zapisać na wizytę w najbliższych miesiącach, to zaproponowała, żeby podeszła do dyżurki lekarzy i bezpośrednio z nimi porozmawiała. Jeden z nich, niebieskooki czterdziestolatek powiedział:
-
Proszę przyjść jutro do mnie na 8 rano i podać w rejestracji moje nazwisko: Pabiański.
Następnego dnia skrupulatnie zbadał jej kolano i powiedział:
– Mógłbym pani zlecić artroskopię, ale wygląda pani na wysportowana dziewczynę, a tu przez dziewięć miesięcy będą nici z nart, tenisa i jakiegokolwiek innego sportu. Zrobimy prześwietlenie i przepiszemy takie zabiegi jak sollux i laser. Generalnie jednak wydaje mi się, że ma pani bardziej problemy na tle psychosomatycznym.
-
To znaczy? – zapytała zdumiona jego przenikliwością.
-
Nie tylko kolano panią boli, ale też całe ciało. Podczas badania reagowała pani grymasem bólu przy każdym najmniejszym dotknięciu. Też tak miałem, kiedy najpierw zmarła moja mama, a potem odeszła ode mnie żona.
-
Przykro mi – doskonale go rozumiała.
-
No, ale nowa żona tak się mną zajęła, że nie wiem, co to ból – uśmiechnął się. – Proszę znaleźć sobie jakąś rozrywkę.
-
Tylko, że jestem w żałobie.
-
Pani psychika i szczęście są najważniejsze dla pani i dla dzieci, jeśli je pani ma.
-
Bardzo panu dziękuję za porady – odpowiedziała już trochę radośniejsza.
Na terapię w ramach kasy chorych musiałaby czekać tygodniami, była więc zmuszona wykupić zabiegi, ale przyniosły jej znaczną ulgę. Zapisała się też na portal randkowy, nie umieszczając zdjęcia, ale i tak odezwało się kilku zainteresowanych, z prośbą o fotkę. Umieściła zdjęcie z wakacji, paradoksalnie w tym zabudowanym stroju i pareo, pod kolorową parasolką i w okularach przeciwsłonecznych. Była trochę zakamuflowana, a trochę odkryta, wyglądała promiennie. Przyciągnęło uwagę wielu adoratorów. Przez cały wyjazd chłopaków flirtowała i randkowała z wieloma facetami, co chwilę innemu odpowiadając na wiadomość. Najczęściej jednak umawiała się z nimi tylko raz; w parku, pubie, restauracji i to zawsze w innej miejscowości niż jej miasto rodzinne. Wszyscy wydawali się na pierwszy rzut oka błyskotliwi i atrakcyjni, umawiała się z nimi dopiero po wymianie kilkunastu wiadomości, kiedy miała już pewność, że przynajmniej będą starali się sprawiać wrażenie inteligentnych i kulturalnych.
Randka number one – godzina 17.00, w pubie w centrum sąsiedniego miasta pojawił się niewysoki blondyn, młodszy od niej o dwa lata, kawaler, właściciel firmy reklamowej, który twierdził, że chociaż nie ma własnych dzieci, mógłby zaakceptować kobietę z córką albo małym chłopcem. Odprowadzając ją na parking zmierzył wzrokiem jej samochód i ożywił się, pytając o rocznik.
-
A to prawie nówka – skomentował z uznaniem. – A jaki ma silnik?
-
Chyba za słaby, jak na faceta – uśmiechnęła się i pomachała na pożegnanie.
Number two – restauracja, godzina 20. Też dwa lata młodszy, ale wyższy i przystojniejszy, z poczuciem humoru.
-
Żona musiała się wyprowadzić z mojego domu, bo nie mogliśmy już dalej żyć razem. Wychowuję sam moją siedemnastoletnią córkę. Wiesz, nawet zaprzyjaźniła się z moją dwudziestosześcioletnią poprzednią dziewczyną, ale to już przeszłość. Rodzice zamieszkali ze mną, w czwórkę jest nam raźniej.
Trochę pożartowali, a na końcu powiedział jej:
-
Naprawdę bardzo dobrze wyglądasz jak na swój wiek – i próbował przyciągnąć ją do siebie, żeby pocałować, ale zrobiła unik, bo nie była jeszcze gotowa na takie poufałości. Pisali do siebie smsy przez jakieś trzy tygodnie, nieźle się przy tym bawiąc.
Number three – kawiarnia pod parasolami. Przystojny, z klasą, starszy o piętnaście lat Odetchnął z ulgą, kiedy się pojawiła:
-
Naprawdę wyglądasz przepięknie i tak młodo. Czasami kobietom po czterdziestce udało się mnie tutaj zwabić, ale ja lubię młodą krew. Moja ostatnia dziewczyna była młodsza od ciebie o kilka lat, seksowna, ale czułem, że mnie okłamywała, mówiąc, że mnie kocha. Ja lubię szczerość.
Skończył nauki polityczne, ale prowadził własną firmę motoryzacyjną, próbowała wiele razy zmienić temat rozmowy, ale za każdym razem wracał do opowieści o swoich poprzednich dziewczynach.
Number four – kawiarnia teatralna, a później sztuka, nieco starszy, trochę za chudy, wrażliwy malarz, rencista z powodu schizofrenii, ojciec maltretował go w dzieciństwie. Odwiozła go do domu, miło się jej z nim rozmawiało, ale pozostała z nim wyłącznie w kontaktach telefonicznych do momentu, kiedy powiedział:
– Wszystkie kobiety to kurwy!
Number five – łysy pięćdziesięciolatek, niewysoki, ale ładnie zbudowany, inżynier budownictwa, dyrektor firmy konstrukcyjnej, skorpion! Wydawał się jej seksowny. Dużo podróżował.
– Po rozstaniu z żoną wszystko przepisaliśmy na córki, a ja niedawno kupiłem sobie kawalerkę, żona chyba też, jako lekarka miała zdolność kredytową. Przyznaję, że wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, kiedy nasz pies oblał ścianę w salonie, a ona kolejny raz obiecywała, że coś z nim zrobi i na słowach się skończyło!
Number six – projektant mody z Warszawy, miły i inteligentny. Mieszkał na barce na Wiśle. Kiedy mu zaproponowała, żeby na początku zostali przyjaciółmi, odmówił zdecydowanie, bo stwierdził, że ma sporo takich znajomości, tylko, że nic z nich nie wynikło.
Number seven – powiedział, że ma czterdzieści trzy lata, spotkała się z nim kilka razy, zawsze przywoził piękny bukiet kwiatów. Odbierał wszystkie telefony, także w trakcie ich spotkań, ale patrzył długo w oczy, był wysoki, przystojny, dobrze ubrany, przyjeżdżał porsche, chociaż dawał do zrozumienia, że ma też inne samochody. Trochę przypominał jej byłego męża: sympatyczny, ale nieco nerwowy. Pisał smsy kilka razy dziennie, nawet o szóstej rano i oczekiwał natychmiastowych odpowiedzi. Zachowywał się tak, jak by mu na niej zależało. Intrygował ją. Po dwóch miesiącach podleczyła skórę, a później założyła spiralę, pierwszy raz w życiu. Miał to być jej pierwszy raz z innym partnerem seksualnym w całym jej życiu. Z nikim innym, oprócz męża, wtedy jeszcze nie spała, a chciała już całkowicie zerwać z przeszłością .
Dzieci już dawno wróciły z wakacji, dowiedziały się o zmianach w domu, a Karolina do czasu powrotu Adama z zagranicy przestała umawiać się na randki, bo pod czyjąś opieką musiałaby zostawić chłopców. W kamienicy toczył się remont, sama do niego doprowadziła, tylko że teraz miała wszystkie okna zasłonięte kotarami, a przez to przyciemnione mieszkanie. Budynek z jednej strony był ocieplany, tynkowany i malowany, a z drugiej wszystkie gzymsy i inne ozdoby były odnawiane. W klatkach schodowych wymieniano elektrykę, malowano ściany, schody i poręcze.
Number seven miał na imię Grzegorz, tak jak Karolina lubił muzykę rockową, ale też gwiazdy pop z lat 80. Zaprosił ją na koncert Madonny na Okęciu w Warszawie. Byli zachwyceni pozytywną energią i kondycją fizyczną tej pięćdziesięcioletniej gwiazdy. Po występie zapytał czy od razu wracają, czy może z racji późnej godziny zatrzymają się w jakimś miłym hotelu. Po chwili zastanowienia zgodziła się, facet działał na nią i chciała już mieć to za sobą, zgodnie z zaleceniami niebieskookiego ortopedy. Zaczęli się całować zaraz po wejściu do pokoju. To było miłe, ale kiedy wzięła prysznic i wskoczyła do łóżka czuła ogromną tremę, serce tak szybko i mocno uderzało, jak by miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Cała była sztywna. Wstała, żeby zgasić wszystkie światła oprócz nocnej lampki.
-
No i jak tam nie uciekłaś? – próbował rozluźnić atmosferę i podał jej kieliszek czerwonego wina.
Pomogło na tyle, że odwzajemniła uśmiech:
– Wiesz, że jesteś moim pierwszym mężczyzną po mężu…
-
Nie mówiłaś wcześniej – mruknął i uciszył ją pocałunkiem.
Kiedy było już po wszystkim, poczuła ogromną ulgę. Przytuliła się do niego i zaczęła go gładzić po klatce piersiowej, przyglądała się jego skórze i choć nie było dobrze widać w półmroku, sprawiał wrażenie starszego niż mówił. Dopiero później dowiedziała się, jak bardzo mężczyźni mogą się różnić od siebie fizjonomią, temperamentem i wszystkim innym…
-
Śpij już mała – powiedział sennie. – Jutro musimy przejechać pół Polski.
-
Dobranoc – wyszeptała, trochę rozczarowana, że na tym stanęło, ale też zadowolona, że ma to już za sobą i że nie było tak strasznie, w sumie był podobnie zbudowany, jak jej mąż.
Następnego dnia szła dumnie ulicą, promieniała i przyciągała wzrok wielu mężczyzn. Od dawna nie czuła się taka radosna.
Zanim poznała Konrada spotykała się jeszcze z trzema innymi, ale zawsze upewniała się, w jakim są wieku i wybierała tylko niewiele starszych. Z perspektywy czasu zaczęła podejrzewać, że Grzegorz mógł zażyć viagrę, szczególnie, kiedy odnalazła go w KRS i okazało się, że był od niej starszy o kilkanaście lat. Po tamtej nocy kontaktowali się już tylko telefonicznie. Dał jej do zrozumienia, że nie była zbyt namiętna. To, że był jej pierwszym po mężu i że Karolina była ogromnie onieśmielona tą sytuacją wydawało się nie mieć dla niego żadnego znaczenia.
Co znaczy prawdziwa namiętność doświadczyła dopiero z Konradem. Poznała go rok po rozstaniu z mężem na zajęciach z tańców latynoskich. Być może ta południowo-amerykańska muzyka tak na nią wpłynęła, że każde spotkanie z nim było jak święto, co dawało jej ogromną siłę do pokonywania wszystkich przeciwności losu.
Rozdział VII
SEKSOTRAPIA – jej powody i skutki
Ciało pamięta przelotny dotyk. Parę godzin bycia z kimś zostaje na lata. Zapach włosów, potu, wilgotności przepływa znikąd w środku dnia. W inżynierii nazywa się to pamięcią plastyczną materiału, w chemii pamięcią substratu. W życiu – tęsknotą.
Janusz Leon Wiśniewski, S@motność w sieci
Najgorszą rzeczą w życiu jest chyba poczuć się zdradzonym, przeżyć chwilę, w której okazuje się, że najbliższa osoba jest totalnie nielojalna. Karolina nie uważała się za najlepszą żonę na świecie, ale czuła, że jej były mąż kochał ją przynajmniej do rozwodu albo jeszcze dłużej. Sama też się w nim zakochała zgodnie z zasadą: od przyjaźni do miłości. Adam był od niej młodszy i z jednej strony miało to swoje plusy, bo był w nią przez długie lata tak zapatrzony, że pomimo swojego stanowczego i niezależnego charakteru, który coraz wyraźniej się u niego ujawniał, ulegał jej niemal we wszystkim. Potrafiła postawić na swoim, kiedy chciała zmienić mieszkanie, zajść drugi raz w ciążę, chociaż musiała go do tego długo przekonywać, kiedy podejmowała kolejne studia lub jego zachęcała do nauki. Z drugiej strony denerwowała ją jego nieodpowiedzialność, szczególnie w sprawach finansowych i brak odrobiny samokrytycyzmu. Kiedy osiągnął w ostatniej pracy stanowisko kierownicze, to chwilę później, będąc jeszcze sporo przed trzydziestką, zdecydował się na prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Popełniał wiele błędów, ciągle zaciągał długi. Karolina wtedy jeszcze mu ufała, więc pomagała mu je spłacać. Wcześniej, za każdym razem, kiedy była w ciąży, Adam tracił pracę w wyniku kłótni z przełożonymi. Kiedy już udało mu się trochę zarobić, to wydawał wszystko do ostatniego grosza. Widząc jego stosunek do pieniądza, zaproponowała mu, dla dobra dzieci, rozdzielność majątkową. Po sprzedaży mieszkania, którego zakup sfinasowali z jej środków – kwoty uzyskanej ze sprzedaży M3, które dostała jeszcze od rodziców i debetu zaciągniętego na jej koncie – nowe, większe, nadające się tylko do kapitalnego remontu mieszkanie kupiła już tylko na siebie. Po odnowieniu zostało wycenione na ponad dwukrotnie większą kwotę niż suma, jaką na nie przeznaczyła. Niestety uległa namowom męża i wzięła pod nie kredyt hipoteczny na spłatę jego długów – początkowo spłacali je razem…
Starała się być jego przyjaciółką, on też na swój sposób troszczył się o nią; pomagał w codziennych obowiązkach i w opiece nad dziećmi, dlatego długo wahała się, zanim złożyła pozew o rozwód. Po siedmiu latach jego kłamstw na temat spraw finansowych, jego wybuchów złości, kiedy demaskowała nowe kredyty, niespłacane długi i wypominania, że on mieszka w jej mieszkaniu, że mają rozdzielność majątkową, nie wytrzymała i doprowadziła sprawę do końca. Zgodził się na szybki rozwód pod warunkiem, że da mu jeszcze jedną szansę, żeby mogli zacząć wszystko od nowa. Zgodziła się, choć bez przekonania. Jednak zaskoczył ją pozytywnie. Wiedząc, że żona nie będzie go już utrzymywać, a w dodatku, że będzie zmuszony płacić alimenty znalazł ciekawą i dobrze płatną pracę, z dala od szefów, co ułatwiło mu z nimi dobre kontakty na dłuższy czas. Zaczął się dokładać do utrzymania chłopców, spłacać kredyty i bardziej dbać o potrzeby rodziny.
-
Może w końcu wydoroślał – pomyślała Karolina i wbrew początkowemu sceptycyzmowi dała mu drugą szansę. Na nowo zamieszkali razem i przez rok było im naprawdę dobrze ze sobą. Mniej pracowała, zaprowadzała dzieci na lekcje fortepianu, przygotowywała do pierwszej komunii, do której przystępowali razem. W maju zorganizowali wspaniałe przyjęcie komunijne dla 30 osób, a w czerwcu puścili chłopców na pierwsze kolonie, chociaż Tomek miał palec w gipsie. Karolina bardziej przejmowała się, jak sobie na takim wyjeździe poradzi starszy syn, więc w tym samym czasie pojechała z Adamem na wczasy do tej samej miejscowości – ta decyzja okazała się trafna, bo obydwaj synowie nie przeżyli traumy rozstania, codziennie spotykali się z rodzicami, co zaowocowało tym, że w kolejnych latach łatwiej już wyjeżdżali bez mamy i taty razem lub z czasem osobno na kolonie czy obozy sportowe.
Podczas tamtych ich pierwszych kolonii Karolina poczuła się wolna po raz pierwszy od wielu lat i zaczęła pisać swoją pierwszą powieść, o czym marzyła od zawsze. Po powrocie do domu zapisała dzieci na półkolonie i poświęciła pracom nad książką całe wakacje po osiem godzin dziennie. W ostatnim tygodniu sierpnia napisała ostatnie zdanie. Była ogromnie szczęśliwa, w szkole zaczynały się konferencje, więc wszystko poszło zgodnie z jej planem, tak przynajmniej myślała… Kilka tygodni później dowiedziała się, że jej mąż miał romans. Z reguły nie sięgała po telefon Adama, ale musiała zadzwonić, a jego leżał pod ręką – jego właściciel wyszedł właśnie do pracy, zapominając o nim. Zaniepokoił ją numer telefonu jakiejś Anity, który często pojawiał się liście ostatnio wybieranych numerów. Tak się zdenerwowała, że natychmiast zadzwoniła po ten numer i usłyszała ku swojej rozpaczy:
-
Dzień dobry kochanie, jedziesz już do mnie?
Szybko się rozłączyła, sprawa była jasna. Adam tłumaczył się później, że to Karolina zdradziła go pierwsza i to dwukrotnie, najpierw rozwodząc się z nim, a później pisząc książkę.
-
Więc to tak. Po pierwsze, gdybym po rozwodzie nie dała ci szansy na powrót, to by do tego w ogóle nie doszło – wykrzyczała mu w twarz. – Po drugie, kiedy pracowałam od rana do świtu, wyjeżdżając na lekcję o szóstej rano i wracając o dziesiątej w nocy, to nie było problemu, bo od razu przywoziłam Ci pieniądze, nie mając z tego w połowie takiej satysfakcji jak z pisania.
-
Uspokój się, pójdziemy na trapię – zaproponował.
-
O terapii mówiłam wiele lat przed rozwodem, ale na próżno – ripostowała.
-
Teraz się zgadzam – pokiwał głową.
Znowu poszła na ustępstwa dla dobra rodziny. Adam zerwał z tamtą kobietą i zapisali się na wizytę do pani psycholog, która już wcześniej zajmowała się ich dziećmi i wspierała je w trudnych chwilach. Zaufali jej. Najpierw odbyli kilka wspólnych spotkań. Karolina miała wrażenie, że pani Zdanowska choć była życzliwą osobą, to nieco za dużo mówiła o sobie, na przykład o tym, że też rozwiodła się kilka lat wcześniej z mężem, ale od czasu do czasu eksmałżonkowie do siebie wracali. Podczas spotkań indywidualnych Agata dowiedziała się, że ona także była współodpowiedzialna za rozpad ich małżeństwa, między innymi dlatego, że niezbyt często była zainteresowana potrzebami seksualnymi męża.
-
To prawda, ale wracałam z pracy bardzo późno, byłam wtedy tak wykończona…
-
No tak, ale teraz pani mąż lepiej zarabia, a pani mniej pracuje, o ile wiem, i coś trzeba by było zmienić – skomentowała psycholożka.
To były chyba najważniejsze zdania wypowiedziane podczas tej terapii, która została zresztą wkrótce przerwana, bo Karolina dostosowała się do rady terapeutki i chyba po raz pierwszy w życiu odkryła tyle przyjemności płynącej ze zbliżeń intymnych. Może rozwinęły się też jej własne potrzeby, a może to Adam czegoś się nauczył w kontaktach ze swoją byłą kochanką. Dość, że jej partner po kilku upojnych nocach zaproponował, żeby zakończyli terapię:
-
Zobacz, jak wszystko między nami się teraz układa, nawet lepiej niż w najlepszych latach naszego małżeństwa, a pani Zdanowska podczas naszych sesji cały czas opowiada mi o swoim byłym, mówiąc, że sam nadaję się na psychologa, bo jestem podobno świetnym słuchaczem. Ostatnio zapytała mnie nawet czy nie mógłbym jej odwieźć do domu, bo miała problem z samochodem, a potem zaproponowała herbatę u niej…
To wystarczyło, żeby Karolina się zgodziła. W obecnej sytuacji łatwo można było ją zmanipulować. Nigdy wcześniej nie bywała zazdrosna o nic i o nikogo, ale teraz zmieniła się w tej kwestii. Adam nie od razu odzyskał jej zaufania, ciągle musiał udowadniać, że mu na niej zależy. Przyjęła nawet jego kolejny pierścionek zaręczynowy, ale o ponownym ślubie na razie nie myślała.
Książki jednak nie wydała, bo sporo było w niej o trudnych momentach z ich małżeństwa. Może nie chciała go ranić, a może po tym wszystkim straciła do niej serce. Wcześniej wysłała fragmenty do jednego z wydawnictw, które było zainteresowane współpracą:
-
Świetny tytuł i wątki, które pani porusza – skomentowała recenzentka. – Proszę nam przesłać resztę.
W innym wydawnictwie, do którego wysłała pełną wersję, recenzent powiedział jej:
-
To prawda, że wciąga, ale obawiam się, że książka za bardzo jest oparta na faktach z pani osobistego życia. Poza tym, momentami używa pani zbyt wulgarnego języka, a niektóre rozdziały nadają się na artykuły do pism wyłącznie dla kobiet.
Coś tam jeszcze mówił o konieczności wprowadzenia korekt, ale Karolina stwierdziła: nie, to nie! Łudziła się, że jej książka stanie się objawieniem roku na rynku wydawniczym, a została narażona na taką krytykę. Była debiutantką i nie wiedziała jeszcze o tym ile razy trzeba sprawdzać samemu własne teksty, żeby być z nich na tyle zadowolonym, by przekazać je do korekty. Straciła zupełnie serce do tej książki.
Kilka miesięcy wcześniej ukończyła półtoraroczny kurs dziennikarstwa i zamierzała go wykorzystać. Kiedy zaczęła pisać i publikować pierwsze reportaże, Adamowi trudno było się z tym pogodzić, szczególnie, że otrzymywała za nie niezłe wynagrodzenie od pism ogólnopolskich, co z tego, że kobiecych! Nie widziała w tym nic złego, zwłaszcza że uważała, iż to właśnie kobiety są wrażliwsze, nie tylko na piękno, ale i na czyjąś krzywdę. Piała o trudnych problemach, ale w pozytywny sposób, z puentą, która dawała szansę na rozwiązanie problemu: o rodzinach zastępczych, matkach dzieci z wrodzonymi wadami, których rehabilitacja przyniosła poprawę stanu zdrowia, o kobietach, które po latach wyrzeczeń odnalazły swoją pasję i rozwinęły się zawodowo, jako księgowe, artystki czy nawet prezydentki miast.
Kilka razy w tygodniu uprawiała seks z Adamem i wcale nie czuła się przymuszana – to był renesans ich związku. Później zaczęła pisać dla kwartalnika amerykańskiego, wyjeżdżać w piątki, ferie i wakacje na wywiady do Warszawy. W tym czasie zmarł też nagle jej ojciec, co było tragedią dla całej rodziny. Brat wyjechał w kolejną podróż, a ona sama przechodziła rehabilitację pękniętej chrząstki w kolanie. Miewała problemy z chodzeniem, zdarzało się jej upadać na ulicy.
Kiedy zakończył się rok szkolny i walka o jak najwyższe stopnie na świadectwie, kiedy wróciła z Warszawy z serii wywiadów po Kongresie Kobiet, dokładnie w trzy miesiące po śmierci ojca dopadł ją ogromy smutek i tęsknota za nim. Leżąc w łóżku, zmęczona trudami i przeżyciami ostatniego roku, pogrążona w żałobie, słuchała ulubionych piosenek Niemena w wykonaniu Edyty Górniak. Ogromne łzy spływały jej po policzkach, jedna po drugiej. Nagle usłyszała głos Adama, który przyglądał się jej chyba już od dłuższego czasu:
-
Wiesz, nie wiem czy cię jeszcze kocham. Może tak, ale po prostu nie jestem tego pewien.
Zastygła w bezruchu. Przez godzinę w ogóle się do niego nie odzywała, podała dzieciom kolację i gdy poszły spać, przeprowadziła z nim rozmowę. Adam zawsze powtarzał, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Była wtedy młoda, piękna, pewna siebie. Pomimo całej swej wrażliwości stąpała twardo po ziemi, a problemy traktowała jak zadania, które trzeba rozwiązać, żeby móc dalej żyć. Teraz okazała się słabą kobietą, a na dodatek zaczęła mieć swój własny dziennikarski świat.
-
Wiem, że cię kiedyś skrzywdziłem i że nie możesz mi tego wybaczyć. Boję się, że w każdej chwili możesz mnie zdradzić – mówił jej o swoich obawach. – Nie jesteś już tą samą Karoliną, którą kiedyś poznałem, i w której się zakochałem.
Jak ona w tamtym momencie życia go potrzebowała! Jego zachowanie miało odbić się na jej dalszym życiu w tak ogromnym stopniu, że była zmuszona od nowa budować swoje poczucie wartości.
-
Poza tym twoja mama zachowuje się ostatnio tragicznie, a twoja babcia, zodiakalny byk, tak jak ty, wykończyła swojego męża – skorpiona, kiedy miał czterdzieści dziewięć lat. Ja też jestem skorpionem i chcę pożyć dłużej.
To się zgadzało, tylko że dziadek zmarł z przepicia, bo się ciągle nudził, nie pracując, podczas gdy babcia zasuwała na trzy etaty, żeby utrzymać rodzinę.
-
Mężczyźni za szybko umierają w tej rodzinie, twój ojciec miał tylko sześćdziesiąt lat!
-
Tak, ale mój drugi dziadek dożył siedemdziesięciu sześciu lat, a jego ojciec dziewięćdziesięciu pięciu!
-
Słyszałaś co się stało kilka dni temu Michaelowi Jaksonowi?!
Tego było już dla niej za wiele:
-
Masz pół godziny na spakowanie swoich rzeczy i na tym koniec!- powiedziała.- Dzieciom powiemy, że jesteś w delegacji. Potem ja z nimi wyjadę, a przed ich wyjazdem na obóz pojawisz się na parkingu, żeby ich pożegnać, bo nie chcę, żeby się martwili w czasie wakacji problemami domowymi. Dowiedzą się pod koniec sierpnia! – dodała stanowczo.
Stał na środku pokoju ze zdziwioną miną, wydawało się, że znowu zaimponowała mu swoją zdecydowaną postawą, ale ona pokazała mu tylko drzwi i wróciła do łóżka.
Przypuszczała, że za kilka dni będzie ją prosić o wybaczenie, przecież już kiedyś, kiedy byli jeszcze małżeństwem wynajął mieszkanie na trzy miesiące, żeby po dwóch tygodniach wprowadzić się do domu na nowo. Teraz byli jednak po rozwodzie, miała dość huśtawek, pamiętała, co przeżywała, kiedy ją zdradził i to z tego powodu, że zrealizowała marzenie swojego życia – napisała książkę!
Następnego dnia, gorącego lipcowego poranka zauważała na całym ciele łącznie z twarzą białe plamki.
-
Tak, takie odbarwienie skóry mogło się pojawić ze względu na silny stres – stwierdziła pani dermatolog.- Proszę wykupić receptę. Przepisałam pani lekarstwa, które będzie pani zażywać przynajmniej przez dwa miesiące, szampon przeciwłupieżowy raz dziennie oraz maści rano i wieczorem. Wiem, że to trudne latem, ale nie wolno pani wystawiać ciała na słońce.
Nazajutrz miała wyjechać z dziećmi na dwa tygodnie do Zarzecza. Znalazła niedrogi, rodzinny ośrodek z basenem i boiskami do różnych gier zespołowych. Kupiła nowy, jednoczęściowy strój kąpielowy i pareo, którym przykrywała się od ramion do kolan. Bardzo miło spędziła ten czas razem z dziećmi. Zamieszkali w drewnianym domku z tarasikiem, na którym stał stół i ława. Rano pływali, po południu grali w piłkę, jeździli na wycieczki do pobliskiej Słowacji, a wieczorami grillowali z wakacyjnymi sąsiadami. Prawie codziennie Karolina chodziła do pobliskiej szopy na poranny aerobik, pobolewała ją noga, niektórych ćwiczeń więc nie wykonywała, ale ponieważ w grupie znalazło się też sporo babć i dziadków z małymi wnukami, to poprzeczka nie była podniesiona zbyt wysoko. Kilka razy wyszła też na dancingi, które odbywały się na otwartym powietrzu, pozwalała wtedy chłopcom kupić sobie colę i chipsy, a sama tańczyła z pensjonariuszami z pobliskich sanatoriów i młodym chłopakiem, który ją zapewniał, że jest tak piękna, że fakt, iż ma dwóch synów nie ma dla niego najmniejszego znaczenia. Była od niego z piętnaście lat starsza, więc bardzo jej to schlebiało. Dopiero kilka lat później natknęła się na jakimś portalu na wypowiedzi młodych mężczyzn, którzy podrywali samotne matki, ponieważ były o wiele łatwiejsze do zdobycia niż ich rówieśnice, które nie pozwalały się im zbliżyć do siebie. U wielu ładnych bezdzietnych dziewczyn w ogóle nie mieli szans, bo one szukały atrakcyjniejszych mężczyzn, a samotne, pokrzywdzone przez los matki były mniej kapryśne. Niemniej jednak, co noc Karolina kładła synów do łóżka nie później niż o 23, więc znikała z tych potańcówek wcześniej niż Kopciuszek.
Kiedy odprowadzała chłopców na autobus, który miał ich zawieźć na kolonie nad morze, natknęła się na Adama i, stojąc obok niego, machała im na pożegnanie z uśmiechem na twarzy tak długo aż autokar zniknął im z oczu. Obróciła się i lekko utykając odeszła. Po kilkunastu metrach potknęła się i upadła, ale dopiero za rogiem. Odwróciła się, żeby się upewnić, że Adam tego nie widział. Następnego dnia poszła do poleconego jej ortopedy, który z uznaniem zmierzył wzrokiem jej zgrabne nogi w czerwonych sandałach na obcasie:
-
Dobrze, że obcas jest gruby, bo na szpilkach nie powinna pani teraz chodzić – zauważył. – Dam pani skierowanie na prześwietlenie kolana, ale ponieważ jest wystawione w prywatnym gabinecie nie upoważnia pani do wykonania go za darmo. Polecam więc, żeby jakiś ortopeda z przychodni go pani przepisał jeszcze raz, ale myślę, że uda się pani to jakoś załatwić – uśmiechnął się do niej szeroko i mrugnął okiem.
Miał rację, chociaż rejestratorka w pobliskiej przychodni specjalistycznej nie chciała jej zapisać na wizytę w najbliższych miesiącach, to zaproponowała, żeby podeszła do dyżurki lekarzy i bezpośrednio z nimi porozmawiała. Jeden z nich, niebieskooki czterdziestolatek powiedział:
-
Proszę przyjść jutro do mnie na 8 rano i podać w rejestracji moje nazwisko: Pabiański.
Następnego dnia skrupulatnie zbadał jej kolano i powiedział:
– Mógłbym pani zlecić artroskopię, ale wygląda pani na wysportowana dziewczynę, a tu przez dziewięć miesięcy będą nici z nart, tenisa i jakiegokolwiek innego sportu. Zrobimy prześwietlenie i przepiszemy takie zabiegi jak sollux i laser. Generalnie jednak wydaje mi się, że ma pani bardziej problemy na tle psychosomatycznym.
-
To znaczy? – zapytała zdumiona jego przenikliwością.
-
Nie tylko kolano panią boli, ale też całe ciało. Podczas badania reagowała pani grymasem bólu przy każdym najmniejszym dotknięciu. Też tak miałem, kiedy najpierw zmarła moja mama, a potem odeszła ode mnie żona.
-
Przykro mi – doskonale go rozumiała.
-
No, ale nowa żona tak się mną zajęła, że nie wiem, co to ból – uśmiechnął się. – Proszę znaleźć sobie jakąś rozrywkę.
-
Tylko, że jestem w żałobie.
-
Pani psychika i szczęście są najważniejsze dla pani i dla dzieci, jeśli je pani ma.
-
Bardzo panu dziękuję za porady – odpowiedziała już trochę radośniejsza.
Na terapię w ramach kasy chorych musiałaby czekać tygodniami, była więc zmuszona wykupić zabiegi, ale przyniosły jej znaczną ulgę. Zapisała się też na portal randkowy, nie umieszczając zdjęcia, ale i tak odezwało się kilku zainteresowanych, z prośbą o fotkę. Umieściła zdjęcie z wakacji, paradoksalnie w tym zabudowanym stroju i pareo, pod kolorową parasolką i w okularach przeciwsłonecznych. Była trochę zakamuflowana, a trochę odkryta, wyglądała promiennie. Przyciągnęło uwagę wielu adoratorów. Przez cały wyjazd chłopaków flirtowała i randkowała z wieloma facetami, co chwilę innemu odpowiadając na wiadomość. Najczęściej jednak umawiała się z nimi tylko raz; w parku, pubie, restauracji i to zawsze w innej miejscowości niż jej miasto rodzinne. Wszyscy wydawali się na pierwszy rzut oka błyskotliwi i atrakcyjni, umawiała się z nimi dopiero po wymianie kilkunastu wiadomości, kiedy miała już pewność, że przynajmniej będą starali się sprawiać wrażenie inteligentnych i kulturalnych.
Randka number one – godzina 17.00, w pubie w centrum sąsiedniego miasta pojawił się niewysoki blondyn, młodszy od niej o dwa lata, kawaler, właściciel firmy reklamowej, który twierdził, że chociaż nie ma własnych dzieci, mógłby zaakceptować kobietę z córką albo małym chłopcem. Odprowadzając ją na parking zmierzył wzrokiem jej samochód i ożywił się, pytając o rocznik.
-
A to prawie nówka – skomentował z uznaniem. – A jaki ma silnik?
-
Chyba za słaby, jak na faceta – uśmiechnęła się i pomachała na pożegnanie.
Number two – restauracja, godzina 20. Też dwa lata młodszy, ale wyższy i przystojniejszy, z poczuciem humoru.
-
Żona musiała się wyprowadzić z mojego domu, bo nie mogliśmy już dalej żyć razem. Wychowuję sam moją siedemnastoletnią córkę. Wiesz, nawet zaprzyjaźniła się z moją dwudziestosześcioletnią poprzednią dziewczyną, ale to już przeszłość. Rodzice zamieszkali ze mną, w czwórkę jest nam raźniej.
Trochę pożartowali, a na końcu powiedział jej:
-
Naprawdę bardzo dobrze wyglądasz jak na swój wiek – i próbował przyciągnąć ją do siebie, żeby pocałować, ale zrobiła unik, bo nie była jeszcze gotowa na takie poufałości. Pisali do siebie smsy przez jakieś trzy tygodnie, nieźle się przy tym bawiąc.
Number three – kawiarnia pod parasolami. Przystojny, z klasą, starszy o piętnaście lat Odetchnął z ulgą, kiedy się pojawiła:
-
Naprawdę wyglądasz przepięknie i tak młodo. Czasami kobietom po czterdziestce udało się mnie tutaj zwabić, ale ja lubię młodą krew. Moja ostatnia dziewczyna była młodsza od ciebie o kilka lat, seksowna, ale czułem, że mnie okłamywała, mówiąc, że mnie kocha. Ja lubię szczerość.
Skończył nauki polityczne, ale prowadził własną firmę motoryzacyjną, próbowała wiele razy zmienić temat rozmowy, ale za każdym razem wracał do opowieści o swoich poprzednich dziewczynach.
Number four – kawiarnia teatralna, a później sztuka, nieco starszy, trochę za chudy, wrażliwy malarz, rencista z powodu schizofrenii, ojciec maltretował go w dzieciństwie. Odwiozła go do domu, miło się jej z nim rozmawiało, ale pozostała z nim wyłącznie w kontaktach telefonicznych do momentu, kiedy powiedział:
– Wszystkie kobiety to kurwy!
Number five – łysy pięćdziesięciolatek, niewysoki, ale ładnie zbudowany, inżynier budownictwa, dyrektor firmy konstrukcyjnej, skorpion! Wydawał się jej seksowny. Dużo podróżował.
– Po rozstaniu z żoną wszystko przepisaliśmy na córki, a ja niedawno kupiłem sobie kawalerkę, żona chyba też, jako lekarka miała zdolność kredytową. Przyznaję, że wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, kiedy nasz pies oblał ścianę w salonie, a ona kolejny raz obiecywała, że coś z nim zrobi i na słowach się skończyło!
Number six – projektant mody z Warszawy, miły i inteligentny. Mieszkał na barce na Wiśle. Kiedy mu zaproponowała, żeby na początku zostali przyjaciółmi, odmówił zdecydowanie, bo stwierdził, że ma sporo takich znajomości, tylko, że nic z nich nie wynikło.
Number seven – powiedział, że ma czterdzieści trzy lata, spotkała się z nim kilka razy, zawsze przywoził piękny bukiet kwiatów. Odbierał wszystkie telefony, także w trakcie ich spotkań, ale patrzył długo w oczy, był wysoki, przystojny, dobrze ubrany, przyjeżdżał porsche, chociaż dawał do zrozumienia, że ma też inne samochody. Trochę przypominał jej byłego męża: sympatyczny, ale nieco nerwowy. Pisał smsy kilka razy dziennie, nawet o szóstej rano i oczekiwał natychmiastowych odpowiedzi. Zachowywał się tak, jak by mu na niej zależało. Intrygował ją. Po dwóch miesiącach podleczyła skórę, a później założyła spiralę, pierwszy raz w życiu. Miał to być jej pierwszy raz z innym partnerem seksualnym w całym jej życiu. Z nikim innym, oprócz męża, wtedy jeszcze nie spała, a chciała już całkowicie zerwać z przeszłością .
Dzieci już dawno wróciły z wakacji, dowiedziały się o zmianach w domu, a Karolina do czasu powrotu Adama z zagranicy przestała umawiać się na randki, bo pod czyjąś opieką musiałaby zostawić chłopców. W kamienicy toczył się remont, sama do niego doprowadziła, tylko że teraz miała wszystkie okna zasłonięte kotarami, a przez to przyciemnione mieszkanie. Budynek z jednej strony był ocieplany, tynkowany i malowany, a z drugiej wszystkie gzymsy i inne ozdoby były odnawiane. W klatkach schodowych wymieniano elektrykę, malowano ściany, schody i poręcze.
Number seven miał na imię Grzegorz, tak jak Karolina lubił muzykę rockową, ale też gwiazdy pop z lat 80. Zaprosił ją na koncert Madonny na Okęciu w Warszawie. Byli zachwyceni pozytywną energią i kondycją fizyczną tej pięćdziesięcioletniej gwiazdy. Po występie zapytał czy od razu wracają, czy może z racji późnej godziny zatrzymają się w jakimś miłym hotelu. Po chwili zastanowienia zgodziła się, facet działał na nią i chciała już mieć to za sobą, zgodnie z zaleceniami niebieskookiego ortopedy. Zaczęli się całować zaraz po wejściu do pokoju. To było miłe, ale kiedy wzięła prysznic i wskoczyła do łóżka czuła ogromną tremę, serce tak szybko i mocno uderzało, jak by miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Cała była sztywna. Wstała, żeby zgasić wszystkie światła oprócz nocnej lampki.
-
No i jak tam nie uciekłaś? – próbował rozluźnić atmosferę i podał jej kieliszek czerwonego wina.
Pomogło na tyle, że odwzajemniła uśmiech:
– Wiesz, że jesteś moim pierwszym mężczyzną po mężu…
-
Nie mówiłaś wcześniej – mruknął i uciszył ją pocałunkiem.
Kiedy było już po wszystkim, poczuła ogromną ulgę. Przytuliła się do niego i zaczęła go gładzić po klatce piersiowej, przyglądała się jego skórze i choć nie było dobrze widać w półmroku, sprawiał wrażenie starszego niż mówił. Dopiero później dowiedziała się, jak bardzo mężczyźni mogą się różnić od siebie fizjonomią, temperamentem i wszystkim innym…
-
Śpij już mała – powiedział sennie. – Jutro musimy przejechać pół Polski.
-
Dobranoc – wyszeptała, trochę rozczarowana, że na tym stanęło, ale też zadowolona, że ma to już za sobą i że nie było tak strasznie, w sumie był podobnie zbudowany, jak jej mąż.
Następnego dnia szła dumnie ulicą, promieniała i przyciągała wzrok wielu mężczyzn. Od dawna nie czuła się taka radosna.
Zanim poznała Konrada spotykała się jeszcze z trzema innymi, ale zawsze upewniała się, w jakim są wieku i wybierała tylko niewiele starszych. Z perspektywy czasu zaczęła podejrzewać, że Grzegorz mógł zażyć viagrę, szczególnie, kiedy odnalazła go w KRS i okazało się, że był od niej starszy o kilkanaście lat. Po tamtej nocy kontaktowali się już tylko telefonicznie. Dał jej do zrozumienia, że nie była zbyt namiętna. To, że był jej pierwszym po mężu i że Karolina była ogromnie onieśmielona tą sytuacją wydawało się nie mieć dla niego żadnego znaczenia.
Co znaczy prawdziwa namiętność doświadczyła dopiero z Konradem. Poznała go rok po rozstaniu z mężem na zajęciach z tańców latynoskich. Być może to ta południowo-amerykańska muzyka tak na nią wpłynęła, że każde spotkanie z nim było jak święto, co dawało jej ogromną siłę do pokonywania wszystkich przeciwności losu, a może było coś jeszcze…
Kinga Piekarska