Najważniejsze przede mną

0
144
Eugeniusz Witek

Rozmowa z Eugeniuszem Witkiem – popularnym nie tylko na Śląsku – konferansjerem, aktorem, prezenterem radiowym i telewizyjnym, nagrodzonym tytułem Lider z powołania w najbardziej prestiżowej kategorii Lider XXI wieku. W wywiadzie artysta wyjaśnia, czym jest energia serca oraz inżynieria wnętrza.

Jesteś artystą, przedsiębiorcą a także działasz społecznie. Po prostu – człowiek wszechstronny. Urodziłeś się liderem czy się nim stałeś?

Przede wszystkim bardzo dziękuję za nominację, jestem nią mile zaskoczony. „Wszechstronny” to bardzo trafne określenie mojej osoby, ale czasami mnie to martwi. Niektórzy twierdzą, że jak ktoś potrafi wszystko, to nie potrafi nic. Pocieszam się myślą, że jeśli coś robisz od serca, to jest piękne. Zachodzi wówczas takie zjawisko, że potrafisz myśleć, o czym myślisz. A wtedy można naprawdę skomponować sobie przyjemne życie, co zmierza ku temu, aby pięknie zaistnieć pośród innych.

Jak Ci się udało odnaleźć drogę do siebie w tym zawirowaniu?

Szukanie drogi do siebie trwa od zawsze. To proces zaczynający się w chwili urodzenia, tylko nie wszyscy jesteśmy tego świadomi. Kiedy odkryjemy, że jesteśmy gotowi na przemianę, wtedy możemy usłyszeć: „ten to się przebudził”! Zatem odpowiadając na pytanie czy liderem się urodziłem, czy stałem – powiem, że to jest proces, świadomego bycia sobą, w którym czuję ile mogę zrobić dla siebie i dla innych. Wówczas rosną mi skrzydła.


Grasz w serialach, występujesz na scenie, w radio i telewizji, jesteś DJ-em i animatorem imprez kulturalnych, tworzysz piosenki. W której z tych dyscyplin spełniasz się najbardziej i czy czujesz się lekarzem dusz?

Każdy z nas ma bardziej lub mniej określoną inżynierię wnętrza, taką konstrukcję, dopasowaną do rzeczywistości w jakiej istnieje i żyje. Czasami trzeba odpowiednią śrubkę wkręcić we właściwe miejsce. Najlepiej wtedy, kiedy panuje koherencja umysłu z sercem, chodzi o energię serca. Nie wszystko ogarniamy rozumem, niesie nas to, co czujemy. Jesteśmy łodzią z żaglem, a nie motorówką na oceanie rzeczywistości. Jak czuję, że mnie niesie, bo jestem artystą, to chcę się realizować, a przy okazji dawać 100 procent siebie. Rozdawać radość i zarażać nią innych. Spełniam się wtedy, kiedy uda mi się przekazać ludziom pozytywną energią. Właściwie każdy koncert można nazwać terapią przez sztukę. Niedawno prowadziłem w Żyrardowie 5-godzinne show dla seniorów z okazji Dnia Babci i Dziadka w sali na 500 osób. Publiczność była tak zachwycona, że większość czasu spędziłem między rzędami przed sceną. Babcie tańczyły ze mną, a ja zachęcałem, żeby wstawać i poprawiać krążenie. Było cudownie.

Z talentem człowiek się rodzi, a w jaki sposób zdobywałeś umiejętności artystyczne?

Poprzez doświadczenia, praktykę. Od 16 roku życia byłem związany z muzyką, tańcem, dyskoteką. Karierę DJ-a rozpocząłem będąc studentem, zdobywając uprawienia prezenterskie wydawane wówczas przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. Pasjonował mnie teatr. Wiele czasu spędzałem z aktorami, także prywatnie, uczono mnie warsztatu. Jako aktor filmowy czuję się doskonale. Zagrałem w kilkunastu serialach, takich jak „Klan”, „Prosto w serce”, „Daleko od noszy”, „Na dobre i na złe”, „Ojciec Mateusz”, „Układ warszawski”, „Pierwsza miłość”, „Święta wojna” – tu zagrałem prezydenta Katowic.


W jaki sposób dostałeś pierwszą rolę?

Przez przypadek, bodajże w 2002 r. ATM we Wrocławiu ogłosiło casting do reality show „Uwaga! Hotel”, realizowanego dla Polsatu. Właściwie było to połączenie ukrytej kamery, reality show i serialu komediowego. Aktorzy grali obsługę hotelu. Pewien młody adept aktorstwa postanowił wziąć udział w castingu, a jego mama poprosiła mnie, żebym go zawiózł. Ja w ogóle nie miałem zamiaru startować. Stałem w barze, piłem kawę pośród kilkuset osób i nagle podszedł do mnie mężczyzna z aparatem fotograficznym, pytając czy może zrobić mi zdjęcia. Stanowczo poprosiłem, żeby odszedł. On oburzył się i powiedział, że źle go zrozumiałem. Po kilku minutach rozmowa była już przyjemna, pozwoliłem zrobić sobie te zdjęcia, a po kliku dniach zadzwoniła asystentka reżysera i zaprosiła mnie na casting do głównej roli. Tak to się zaczęło.

W 2013 r. nagrodzono Cię tytułem Najpopularniejszy Prezenter Telewizji TVS. Jak sobie radzisz z rozpoznawalnością?

Od 2011 r. związany jestem z Telewizją TVS, w której od wielu lat prowadziłem program „Lista Śląskich Szlagierów”. Brałem udział w programach telewizyjnych TVN, m.in.: „Ciao Darwin” czy „Alle zima”. W radiu SILESIA przez 2,5 roku prowadziłem autorski program „Mister Geno zaprasza”, a jako że posługuję się gwarą śląską realizowałem też „Godki szuflodki” w projekcie Etno – Polska 2022 fundacji Human Sensor. Dało mi to na Śląsku ogromną popularność i spowodowało, że prowadziłem mnóstwo koncertów oraz wiele wspaniałych wydarzeń telewizyjnych i plenerowych, m.in. Chorzowską Biesiadę Śląską z Telewizją TVS. Kiedyś ta rozpoznawalność deprymowała mnie i denerwowała, a teraz zupełnie mi nie przeszkadza. Lubię to, co robię i czuję, że jestem doceniany.

Na Śląsku jesteś jedną z czołowych gwiazd muzyki szlagierowej, którą swoją piosenkę najbardziej lubisz?

„Love story SPA”. Ostatnio nagrałem album z młodym DJ-em, kilkanaście utworów napisanych przeze mnie z muzyką nawiązującą do lat 80. Tam opowiadam swoje historie.


Jakie masz plany i marzenia?

Chcę rozwinąć projekt muzyczny „Nie śpiewam ja”. Mam przygotowany cały koncept, wymyśliłem okładkę, gadżety, znaki, formułę muzyki, reżyserię sceny w tym wszystkim. Czuję, że tam jestem cały ja. Tylko szukam momentu, żeby pokazać to światu. Kiedyś napisano dla mnie odcinek w serialu. Zadzwoniono do mnie, że reżyser odnalazł mnie, chce żebym zagrał główną rolę i mam czekać na kolejny telefon. Pamiętam to uczucie i fajnie mi się żyje z myślą, że najważniejsze przede mną. Marzenie? Oczekuję na rolę życia. Czasami ludzie wchodzą na Mont Everest, wbijają chorągiewkę, a potem trzeba zejść i nagle jest pustka. Wielu ludzi rozsypało się po drodze na szczyt. O tym napisałem kilka utworów. Dla mnie najważniejsze jest spełniać się w tym, co robię. Tak tym zarządzać, żeby mieć poczucie dobrze wykonanej roboty wobec siebie i wobec kogoś, z kim czuję, że warto iść.

Czuję, że masz na myśli Izabelę – tytułową bohaterkę Twojej piosenki i jednocześnie menadżerkę. W jaki sposób ładujecie baterie?

Robimy to, co nas cieszy w danym momencie. Trzeba łapać każdą chwilę taką, jaką ona jest. Czasami ludzie bardziej dbają o swoje samochody niż o siebie. Powiedzenie, „co cię nie zabije to cię wzmocni” ma zastosowanie tylko raz. Jak cię coś kopie i kopie, to cię w końcu zakopie. Dlatego jest „sielsko-anielsko”, kiedy czekamy na siebie, a potem też – bo dbamy, by tak było. Nie dopuszczamy do zwarcia. Może iskrzyć, ale jak zaczyna się przepalać, to wyłączamy główny bezpiecznik.
Moje motto: Bądź sobą, wszyscy inni są zajęci.

Dorota Kolano
Beata Sekuła

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj