Magazyn WhyStory.pl

Staram się, żeby wszystko grało

Krzesimir Dębski, fot. Szymon Szcześniak

Prof. dr hab. Krzesimir Dębski od lat należy do grona najwybitniejszych polskich muzyków i kompozytorów. Choć sam uważa, że jego domeną jest muzyka poważna, szerokiej publiczności znany jest również jako twórca muzyki filmowej, serialowej i jazzowej. Był wielokrotnie nagradzany za swoją twórczość w 2000 roku otrzymał Fryderyka dla Kompozytora Roku oraz Philip Award od Międzynarodowej Akademii Filmowej za muzykę do filmu Ogniem i mieczem. Rok później zdobył nagrodę za muzykę do filmu W pustyni i w puszczy na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Pyrgos w Grecji.

W 2017 roku został odznaczony Medalem „Pro Patria”, przyznanym za szczególne zasługi w pielęgnowaniu pamięci o walce o niepodległość ojczyzny oraz za działalność na rzecz upamiętniania ofiar rzezi wołyńskiej. Odznaczenie to ma dla artysty wymiar osobisty – jego rodzina pochodzi z Wołynia, a rodzice ocaleli z tragicznych wydarzeń 1943 roku. Prof. Dębski aktywnie uczestniczy w inicjatywach kulturalnych i edukacyjnych, które służą zachowaniu pamięci o tamtych wydarzeniach, łącząc przesłanie artystyczne z misją historyczną.

Wśród licznych wyróżnień znajdują się m.in.: Nagroda 100-lecia ZAiKS-u (2018), Nagroda SAWP za 50-lecie pracy artystycznej (2022), Nagroda Marszałka Województwa Wielkopolskiego za całokształt dorobku (2023), Nagroda Artystyczna Miasta Poznania (2023), Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2024) oraz Nagroda Stowarzyszenia Jazzowego „Melomani” za całokształt działalności (2024).

Jako wybitny dyrygent i profesor wskazuje muzyczne drogi młodym adeptom sztuki, popularyzuje muzykę w każdym jej zakresie i brzmieniu. Artysta został właśnie nagrodzony tytułem Lidera z powołania.

Skomponował Pan ponad 70 utworów symfonicznych, cztery koncerty fortepianowe, trzy skrzypcowe, muzykę do ponad 100 filmów i seriali, do spektakli teatralnych i Teatru Telewizji oraz operę. Nie potrzeba nawet gruntownej analizy, aby zauważyć, że wiele kompozycji powstawało w tym samym czasie. A przecież twórczość to tylko część Pana działalności, bo są jeszcze koncerty, występy, próby w tym z zespołem String Connection, którego jest Pan liderem a także filharmonie i festiwale. Napisał Pan również książkę „Wołyń. Nic nie jest w porządku”. Czy Pana doba jest może dłuższa?

Ubolewam, ale niestety nie. Zawsze chciałoby się mieć więcej czasu, jednak właściwa organizacja pozwala mi realizować wszystko, co zaplanowałem. Uprzedzając pytanie, powiem, że nie uważam się za tytana pracy, lecz raczej za człowieka, który potrafi skutecznie wykorzystać każdą chwilę. To na pewno zaleta, ale też wada, bo jestem cały czas zajęty, a praca pochłania pewnie 80 procent mojego czasu.
Nie narzekam jednak, bo należę do nielicznych szczęśliwców, którzy naprawdę kochają to, co robią.

Od zawsze wiedział Pan, że będzie muzykiem i kompozytorem? Kiedy zaczęła się ta fascynacja?

Na pewno nie od dziecka. Mój ojciec był dyrektorem szkoły muzycznej, więc siłą rzeczy i ja do niej trafiłem. Miał niesamowity talent organizacyjny. Po wojnie, nasza pochodząca z Wołynia rodzina została rzucona do Wałbrzycha. Już w tamtym trudnym czasie ojciec ukończył konserwatorium w Poznaniu i zaczął organizować szkołę muzyczną. Następną stworzył w Kielcach, kolejną w Lublinie. Wtedy, żeby uczyć się muzyki, trzeba było oddzielnie kończyć zwykłą szkołę podstawową i liceum. Dla każdego muzykalnego ucznia to był wysiłek. Ja w zwykłej szkole wolałem siedzieć gdzieś na końcu i w muzycznej miałem podobną politykę. Skłamałbym, mówiąc, że się przepracowywałem. Nie  czułem jeszcze wtedy do muzyki takiego flow, jak to nastąpiło później. Nawet nauczyciele mówili ojcu, że skoro nie ma we mnie pędu do muzyki, to może lepiej mnie nie męczyć, ale mama się upierała tak długo, aż sam poczułem, że to może być moje przeznaczenie i pasja na całe życie.

To był proces, czy może zdecydowało o tym jakieś specjalne wydarzenie?

Raczej proces a nie nagłe olśnienie, choć to pewnie lepiej by zabrzmiało. Wtedy w szkołach muzycznych nie uczyły się wyłącznie dzieci. W mojej na przykład byli też muzycy z orkiestry wojskowej, a nawet ich kapelmistrz. W końcu gdzieś musieli nauczyć się nut. Pomagałem im tym łatwiej, że już wtedy potrafiłem zapisać sprawnie każdą usłyszaną melodię. To dało mi do myślenia, że skoro ja, taki mały, mogę już uczyć dorosłych, to może rzeczywiście powinienem się bardziej poświęcić muzyce. I tak dotarłem aż do średniej szkoły, gdzie już naprawdę poczułem, że to jest mój świat.

Nie skupiał się Pan jednak wyłącznie na muzyce poważnej, lecz sięgał Pan po różne gatunki.

Do tej pory pociągają mnie, choć wraz z wiekiem bardziej jestem ukierunkowany na twórczość poważną, w której zresztą czuję się najlepiej i to właśnie ją uważam za moją prawdziwą domenę, mimo że szeroka publiczność kojarzy mnie zapewne lepiej z utworów lżejszych, związanych z kinem lub teatrem czy telewizją, mam tu na myśli również popularne dziś seriale, mimo że przecież nie każdy zwraca uwagę, kto napisał muzykę, która często staje się wizytówką filmu.

Jak choćby „Dumka na dwa serca” dla „Ogniem i mieczem”…

Oczywiście. W ogóle uważam, że każdy film powinien mieć swoją piosenkę. Współcześni reżyserzy nie zawsze się ze mną w tym względzie zgadzają moim zdaniem to błąd. Śmieję się czasem, że w ten sposób nie tylko rezygnują ze znaku rozpoznawczego dla ich dzieła, ale także z niemałych tantiem za kolejne wykonania.

„Ogniem i mieczem” to był pewnie dla Pana ważny film, nie tylko dlatego, że napisał Pan do niego muzykę?

To zrozumiałe. Moja rodzina pochodzi z Kresów. Dziadek, który był lekarzem, i babcia, nauczycielka, zostali tam zamordowani w 1943 roku, a ja przez całe lata szukałem w miarę możliwości ich śladów. Wojna mocno doświadczyła moją rodzinę, więc to oczywiste, że sentyment do terenów, z których nas wypędzono, jest we mnie gdzieś głęboko zakorzeniony, choć nie wiąże już z osobistymi wspomnieniami.

Wracam jeszcze na chwilę do początku naszej rozmowy. Czy przy takim natłoku zajęć, ma Pan czas choć trochę odpoczywać? A jeśli tak, to w jaki sposób zbiera Pan siły do następnych wyzwań?

Nie muszę odpoczywać, bo nie pracuję. Jak w porzekadle, że nie pracuje ten, kto poświęca czas swojej pasji. Ale mówiąc poważnie, nie przepadam za urlopami w dosłownym tego słowa znaczeniu i rzadko daję się namówić. Nudzę się dość szybko i szukam sobie zajęcia. Jest z tym związana nawet pewna zabawna historia. Otóż kiedy już było wiadomo, że będę komponował muzykę do wspomnianego „Ogniem i mieczem”, rodzinie udało się namówić mnie na wyjazd do Hiszpanii. Plaża i woda były atrakcyjne tylko przez chwilę, więc znalazłem kawałek papieru i na hiszpańskim piachu napisałem „Dumkę na dwa serca”. W takich niecodziennych okolicznościach powstały tematy do wielu moich utworów. W samochodzie, samolocie, w pociągu. Zdecydowanie preferuję krótki relaks. Ot, wracam autem następnego dnia po koncercie, a po drodze widzę jezioro. Zatrzymuję się, popływam i jadę dalej. To mi w zupełności wystarcza. I nawet nie bardzo wiem, po co miałbym tam spędzić tydzień.

Czyli prawdziwi liderzy nie odpoczywają?

Nie mam pojęcia. W ogóle nie myślę o sobie w ten sposób. Zresztą to nie miałoby sensu. Ludzie, z którymi współpracuję musieliby tak mnie odbierać, a nie ja sam. Owszem dyryguję wielkimi orkiestrami, muzycy słuchają moich uwag, ale ja po prostu wykonuję swoją pracę najlepiej, jak potrafię. Staram się, żeby wszystko grało.

Piotr Góralczyk

Więcej informacji o kompozytorze na stronie www.kdebski.eu

Exit mobile version