Ratować, leczyć, dawać nadzieję – najważniejsze, aby lekarze, każdy lekarz pamiętał o tym każdego dnia i nie traktował tej misji, jako nadzwyczajnej – rozmowa z profesorem Marianem Zembalą.

0
4388

Wybitny polski lekarz, nauczyciel  akademicki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, kardiochirurg, transplantolog, bliski współpracownik prof. Zbigniewa Religi kierujący z powodzeniem Śląskim  Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Humanista i zarazem pragmatyk z poetyckimi zdolnościami i o umyśle ścisłym. Wyraźnie podkreśla, że w pracy lekarza dobro pacjenta jest najważniejsze, a leczący zawsze powinni o tym pamiętać niezależnie jaka funkcje pełnią.

Uważa, że cechą lidera jest troska o bezpieczeństwo pacjenta i jakość w ochronie zdrowia oraz umiejętność wypracowania rozważnych kompromisów, ale dokonywanych w oparciu o sprawdzone rozwiązania. Uhonorowany wieloma prestiżowymi nagrodami krajowym i zagranicznymi. Uważa się za eksperta, a nie polityka. Został także nominowany do tytułu Lider z powołania. Prywatnie mąż farmaceutyki Hanny, ojciec czwórki dzieci Michała Joanny Pawła i Małgorzaty oraz szczęśliwy dziadek pięciorga wnucząt Mateusza, Jasminy, Olafa, Majki i Franciszka.

 

Rozmowa na temat autorytetów, ideału medycyny akademickiej, motywacji do wykonywania zawodu oraz misji lekarza, a także harmonii.

 

W jaki sposób rozwijał Pan swoje zdolności przywódcze w latach młodzieńczych?

 

Byłbym daleki od przypisywania sobie zdolności przywódczych. Rzeczywiście, w szkole średniej i podstawowej należałem do wyróżniających się uczniów ale takich zdolnych było znacznie więcej, ale to także zasługa naszych wspaniałych nauczycieli i szacunku do pracy wyniesionej z domu. Dzieciństwo spędziłem w moich małych Krzepicach w województwie śląskim. To było naszą siłą, mieliśmy poczucie, że każdy kocha tę swoją małą ojczyznę. Coś, co najbardziej mogło nas identyfikować w przyszłości, to wiedza dlatego tak starannie i wielokierunkowo korzystaliśmy z tych możliwości daleko wybiegających od poziomu ówczesnej szkoły. Poziom tej szkoły był znakomity, ukończyło ją wielu wspaniałych ludzi. Budowaliśmy swoje postawy w oparciu o zachowanie, wiarygodność naszych mentorów. Zaliczyłbym do nich moich niesłychanie wymagających nauczycieli i wychowawców. Ale filarem wychowania był i pozostanie w mojej pamieci rodzinny dom i wzorce zachowań i postaw jakie ja i moi dwaj bracia czerpali z moich wspaniałych rodziców.

 

W tamtym czasie miał Pa także inne autorytety…

 

Taką postacią, która z całą pewnością mnie i kilkunastu moich rówieśników zafascynowała otwartością i wiedza był ksiądz prof. Sejdak – filozof, metafizyk, etyk. To on nauczył nas otwartości na dyskusje Jeździliśmy z nim na rekolekcje do Krakowa i na Święty Krzyż. Był bardzo ciekawą postacią, wybitny teolog, metafizyk, filozof przyrody, ale jednocześnie taki bardzo normalny i naturalny w kontaktach z młodymi ludźmi. Wzbudził w nas, w młodych chłopakach, ogromną energię do pracy nad sobą i pokonywania różnorodnych trudności. Zasługą mojej mamy była ukierunkowanie na potrzeby i wrażliwość drugiego człowieka oraz niepoddawania się trudnościom, zasługą ojca była wysoko podniesiona poprzeczka wymagań wobec siebie samego, dużo czytałem, wygrywałem różnorodne konkursy także na szczeblu powiatowym. Rodzice katolicy uczyli mnie i moich braci otwarcia na szerokie rozumienie problemów społecznych, otwarcia i bycia przygotowanymi na różnorodne poglądy i opinie jako zjawisko gwarantujące właściwy rozwój i formacje młodego człowieka. Pamiętam, dlatego czytaliśmy jako młodzi chłopcy zarówno „Politykę” jak i „Tygodnik Powszechny”. Te dwie gazety stale były obecne w moim domu podobnie jak plakaty filmowe, które kolekcjonował mój ojciec – znany i ceniony społecznik. Co wyniosłem z domu? Wydaje mi się, że bardzo dużo. Wyniosłem z domu i szkoły pewien potrzebny dystans do siebie i unikam egocentryzmu. W roku 1965 jako młody 15 letni chłopiec nie potrafiłem zrozumieć przesłania „Listu biskupow polskich do biskupów niemieckich i znaczenia słów:” Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. W zrozumieniu najbardziej pomogł mi mój ojciec, sam więzień hitlerowskich obozów pracy, pomimo iż on sam miał wielki osobisty uraz do wojny i podkreślał, że na agresję nie można odpowiadać agresją jeżeli rzeczywiście pragniemy dialogu, prawdziwego pokoju i pojednania. Po wydarzeniach marcowych w sierpniu 1968 , brałem udział w nielegalnej pielgrzymce na Jasną Górę z młodzieżą z Kalisza. Przesłuchiwano nas z tego powodu. Dyrektor szkoły mgr Aleksy Ryło, chociaż był niewierzący, najmocniej walczył o nas, uznał nasze prawo do udziału w nielegalnej pielgrzymce. Był obecny podczas każdego przesłuchania nas uczniów przez służbę bezpieczeństwa, wspierał nas, doradził, aby na studia wyjechać i opuścić województwo śląskie, aby uniknąć sankcji z tego powodu. Wybrałem studia medyczne nie w Zabrzu- Rokitnicy tylko we Wrocławiu. Po sukcesie operacji Christiaana Barnarda, który jako pierwszy przeszczepił ludzkie serce w grudniu 1967 roku. Wybrałem nieprzypadkowo medycynę we Wroclawiu. Byłem zafascynowany postacią prof. Wiktora Brossa, współtwórcy kardiochirurgii polskiej i pioniera w Polsce w transplantacji nerek. To był taki poryw w moim życiu potem życiu. Już od drugiego roku studiów uczestniczyłem w eksperymentalnej transplantologii na wydziale weterynarii. Od II roku studiow dzięki wspaniałej postaci prof. Klemensa Skóry byłem wolontariuszem, który raz w tygodniu regularnie uczestniczył w tzw. ostrych dużurach chirurgicznych jakie pełniła Klinika Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej, którą kierował. Studia skończyłem z wyróżnieniem. Otrzymana nagroda „Primi Inters Pares” dała mi prawo wyboru miejsca pracy w Polsce. Bez wahania wybrałem kardiochirurgię i Prof. Wiktora Brossa i jego Zespoł jako nastepny etap mojego zawodowego rozwoju. Studia na Wydziale Lekarskim Akademii medycznej we Wrocławiu to wyjątkowo ważny etap kształtowania mojego charakteru i postawy. Sam Wrocław miasto wielokulturowe, gdzie w przeszłości geniusze medycyny, profesorowie tacy jak: Witelon, Adam Thebesius, Jan Ewangelista Purkyne, Wilhelm Ebstein, Jan Mikulicz Radecki, Albert Neisser, Odo Bujwid,.Alojz Alzheimer, Ferdynand Sauerbruch, Rudolf Weigl, Ludwik Hirszfeld będąc Polakami, Żydami, Niemcami, Czechami do dzisiejszego dnia fascynują nas i są przewodnikami dla nas w poszukiwaniu nowych rozwiązań w nauce i medycynie. Nas wychowywali na Wydziale medycznym ich następcy i kontynuatorzy. Jednocześnie moje pokolenie odczuwalo po roku 1968 rosnącą izolację naszego kraju wobec nauki i medycyny, ograniczony dostęp do nowoczesnej wiedzy malejące fundusze na badania naukowe i kliniczne, szczupłość wymiany miedzynarodowej cofała nas zamiast rozwijać. Dlatego wybieraliśmy czasową migrację i wyjazd z kraju, aby się kształcić ,rozwjać lepiej, przyswajać nowe możliwości leczenia, których w kraju coraz bardziej brakowalo. Wybralem najpierw Katolicki Uniwersytet w Leuven w Belgii, potem kilkuletnią pracę i szkolenie na Uniwersytecie w Utrechcie w Holandii. To tutaj dojrzewałem jako czlowiek lekarz, który doświadczył ze znacznie lepsze wyniki leczenia wyższy poziom badań podstawowych i klinicznych przenosi się na duzo lepsze wyniki leczenia i jego lepsza jakość.Trudno o silniejsze argumenty, które zdecyowały o mojej kilkuletniej nieobecności w kraju. W latach 1982-1999 na moja prośbę adresowaną do lidera kardiochirurgii Prof. F.Hitchocka i Dyrektora Szpitala Prof. J.Stoopa – Kierownictwa Szpitala Akademickiego im Krolowej Wilhelminy w Utrechcie, gdzie przebywałem szkoląc się w zakresie nowoczesnej kardiochirurgii z mojej inicjatywy i wsparciu ówczesnego kardynała księdza Jozefa Glempa, Ksiedza Kardynala Franciszka Macharskiego oraz Prof. Witolda Ruzyłło i Prof. Krystyny Kubickiej. Do Holandii przyjechało 427 dzieci z Polski z poważnymi, wrodzonymi wadami serca, których w Polsce wówczas nie operowano. W szpitalu Dziecięcym Królowej Wilhelminy w Utrechcie przeprowadzono operacje, które w wielu przypadkach ratowały im życie. Koszty operacji, pobytu w Holandii i podróży pokrywała strona niderlandzka. To największy program pomocy dla spoleczeństwa polskiego. Osobiscie czuję się dłużnikiem wobec społeczeństwa Holandii i dlatego w różny sposób staram się spłacić ten wielki dług wdzięczności rozwijając programy pomocy szkoleniowej dla takich krajów rozwijajaych się jak Kosowo, Gruzja, Ukraina,Mołdowa ,Serbia, ale także Boliwia,Peru, Ekwador i Meksyk .

 

 Czy można powiedzieć, że wymienione postacie przyczyniły się do Pana sukcesów na polu zawodowym?

 

Zdecydowanie tak. Natomiast na pytanie o sukces życiowy – wymieniłbym na pierwszym miejscu żonę i rodzinę. Małżonka jest z wykształcenia farmaceutką. We Wrocławiu prowadziła Pracownię Krzepnięcia Krwi i musiała zrezygnować z tej pracy, z powodu mojego dość dużego zawodowego zaangażowania. Za to podziwiam ją do dziś. Tak się zawsze składało, że najwięcej czasu zawsze poświęcałem pracy…

Na polu zawodowym najbardziej jestem dumny, z tego, że doprowadziłem do zoperowania 427 dzieci z wrodzonymi wadami serca w Utrechcie. Udało mi się przekonać Holendrów do realizacji tego ogromnego przedsięwzięcia. Później wspomagali mnie także inni profesorowie z naszego kraju. Nie było po wojnie większego programu pomocy dla Polski. Mam ciągłe poczucie długu do spłacenia wobec innych. Stąd też nasz program pomocy dla Ukrainy, Gruzji czy Kosowa.

Ten program jest dla mnie czymś bardzo osobistym i na tyle silnym że cale moje

zawodowe życie czuję się moralnym dłużnikiem, który spłaca dług pomagając innym.

 

Myślę, że ten dług spłacił Pan wielokrotnie.

 

To trudno ocenić, ale przynajmniej się staram. Przeszkoliliśmy tutaj wielu lekarzy. Próbujemy się odwdzięczyć, bo nam także pomagano.

 

Jakie ma pan wskazówki dla studentów medycyny oraz młodych lekarzy? Czym mają się kierować?

 

Jako nauczyciel akademicki zauważam dwie skrajne postawy. Jedna grupa ma bardzo silną motywację, żeby zostać lekarzem. To dobrze. Natomiast, niepokoi mnie, że wielu z nich kalkuluje, że bycie lekarzem akademickim to strata czasu, a na pewno pieniędzy. Bardzo mnie martwi, że dewaluuje się ideał medycyny akademickiej, bo to się przełoży później na spadek poziomu całej nauki. Medycyna akademicka nie dlatego jest ważna, że towarzyszą jej jakieś doniosłe tytuły tylko dlatego, że to od niej zależy przyszłość polskiej nauki i medycyny, farmacji, bioinżynierii.

Druga grupa studentów, to osoby bardzo mało dające z siebie, zakładają, że wyjadą na Zachód i tam osiągną sukces, bo w Polsce do niczego nie dojdą. Mnie taka postawa bardzo martwi, bo jest bardzo powierzchowna i zamiast uczyć wysilku i solidności demoralizuje. Dlatego kształtując młodych ludzi szczególnie w tak wymagajcym zawodzie jak zawod lekarza musimy sami wlasnym postepowaniem świadczyć o właściwych postawach i właściwych wartościach i priorytetach.

 

Mówią głośno o takich planach?

 

Oczywiście, że tak. Jedynym ich planem jest – wyjechać, a ja zawsze ich pytam: co zrobili dla swojego kraju? Martwi mnie to. Zaryzykuję stwierdzenie, że ze studentów z taką motywacją nigdy solidnych lekarzy nie będzie. Skoro pieniądz jest dla nich nadrzędny…

 

Jednak studiują na uczelniach państwowych, prawda?

 

Studiują na uczelniach publicznych, za które jednak nie płacą, a rodzice, kosztem wielkiego wyrzeczenia, im w tym pomagają. Najlepsi są ci, którzy będąc na pierwszym, drugim, trzecim roku studiów, jako członkowie kół naukowych, już budują zaufanie w

relacjach z pacjentem, inwestują w siebie i swoja przyszlość. Jak gdyby wychowywali się w tradycji dużo większego szacunku do pacjenta. Pewnej świętości chorego. Nie boję się tego powiedzieć.

 

Bycie lekarzem jest jednak powołaniem, a może nawet misją?

 

To jest powołanie. I to zawsze powinno być powołanie. W związku z tym, jeśli ktoś patrzy na medycynę, jako na źródło zysku – szkoda medycyny i szkoda jego wysiłku, zdecydowanie powinien znaleźć sobie inny zawód.

 

Zaangażowanie jest najważniejsze?

 

Niektorzy studenci działają wg. zasady – a co ja z tego będę miał? Pytam ich wtedy, jak dotychczas pomogli chorym i potrzebującym ich opieki? Wiedza mogłaby być lepsza. Trzeba coś od siebie dać, żeby móc się spodziewać, że czasem coś wartościowego do mnie wróci. Trzeba dużo wiecej od siebie dawać niż brać. Wiem, że taka postawa nie jest wciaz zbyt ceniona w Polsce. Szkoda, dlatego tak ważne jest wychowanie młodego pokolenia lekarzy, pielęgniarek i pracownikow służby zdrowia.

 

Medycyna jest wciąż dla studentów atrakcyjnym, prestiżowym zawodem?

 

Każdy zawód jest ważny i potrzebny. Mam wrażenie, a spędziłem lacznie 5 lat pracujac za granicą, że za mało jest w nas pokory w służeniu chorym i determinacji w szkoleniu i zdobywaniu wiedzy i doswiadczenia. Sam fakt, że ktoś jest lekarzem nie może oznaczać, że jest wyżej w hierarchii społecznej.To zdecydowanie za mało.

 

A co sprawiało Panu największą satysfakcję na stanowisku ministra zdrowia?

 

Przyznam, że chciałem się sprawdzić w zarządzaniu w skali makro. Uważałem, że pewne doświadczenie, które wyniosłem z 23 lat pracy kierując z powodzeniem jako Dyrektor w Ślaskim centrum Chorób Serca w Zabrzu, wzbogacane o pewne cechy, które mam jako mediator i człowiek pragmatyczny mogą okazać się przydatne. Moi krajowi i zagraniczni koledzy wiedzą, że jestem przeciwnikiem klótni i konfliktow. To prawda. Dlatego czasami niepewnie czuję sie w Sejmie, bo jest tam za dużo niepotrzebnych sporów i za mało prostolinijnych rozwiązań i merytorycznej dyskusji. Jestem człowiekiem, który z całą pewnością ciągle szuka kompromisu. To wcale nie oznacza słabości. My, Polacy, nie umiemy a może nie potrafimy lub nie chcemy wsłuchiwać się w racje i argumenty drugiej strony, nie doceniamy znaczenia dialogu, dlatego jesteśmy społeczeństwem, które często z tego powodu za dużo traci.

Jako ministrowi zdrowia w Rządzie Pani Premier Ewy Kopacz w okresie 5 miesiecy największą satysfakcję dało mi zrealizowanie dotacji unijnej na kwotę 12 miliardów złotych przeznaczona na ochronę zdrowia w latach 2016-2020, którą po kilku latach udało się załatwić dla budżetu Ministerstwa Zdrowia. Jest to największy w historii ostatnich kilkunastu lat „zastrzyk” zewnętrznych środkow finansowych przeznaczonych wyłącznie na ochronę zdrowia w naszym kraju. Powodów do zadowolenia mam jednak dużo wiecej od szczególnej troski w rozwiązywaniu problemów opieki nad kobietą ciężarną, dzieckiem, chorym starszym rozpocząłem jako reformę psychiatrii, geriatrii, wprowadziłem po raz pierwszy w kraju nowy model telekonsultacji kardiologicznej i wsparcia geriatrycznego, skutecznie zahamowaliśmy plage dopalaczy, rozwiązaliśmy wiele spornych spraw w środowiskach   pielęgniarek, ratownikow, rehabilitacji, nowych zawodow medycznych. Pragnę  jednak stanowczo podreślić,  że te sukcesy są dziełem znakomitych Współpracowników Ministrow, Dyrektorów departamentu zarówno w Ministerstwie Zdrowia jak i Narodowym Funduszu Zdrowia, ale także przy wsparciu władz samorządowych wszystkich szczebli, Policji, Min Rozwoju regionalnego, Cyfryzacji, Nauki i Szkolnictwa Wyzszego, Rolnictwa, Pracy i Spraw Socjalnych i naszych środowisk i ich reprezentacji. Pozostanę dumny z ich pracy i osiągnięć i cieszę się ze miałem okazję ich osobiście poznać, blisko z nimi współpracować i przyczynić się do powstania wielu pozytywnych rozwiązań. Oczywiście nie wszystko się udało, ale Jako Minister Zdrowia czuję się potrzebnym ogniwem w systemie, ambitnym i majacym poczucie społecznej misji, ale tylko ogniwem dlatego osiągnięcia zarówno poprzednikow jak i następców zycząc im szczerze powodzenia i służąc doświadczeniem.

 

Pan jest społecznikiem.

 

Daj Boże, żebym był. Nie chcę i nie zamierzam być politykiem. To był dla mnie taki katalizator – tylko pięć miesięcy piastowałem to stanowisko. Wymyśliłem wspólnie z moimi Wspołpracownikami w trakcie mojego ministrowania program spotkań w całym kraju pt.: „Zdrowia Polaków Portret Własny”. Jeździliśmy do każdego ośrodka wojewódzkiego na spotkania. Pokonaliśmy samochodem ponad 31 000 km odwiedzjąc wszystkie województwa, a niektóre kilka razy. Rozwiązywaliśmy w sposób studyjny trudne problemy poszczegolnych środowisk i wprowadzaliśmy nowe rozwiazania problemy na szczeblu regionalnym i centralnym. Np. ustawę o zdrowiu publicznym, reformę psychiatrii. Nie „dotknąłem” w ogóle kardiochirurgii pomimo jej rażącego i udokumentowanego niedoszacowania, aby nie było argumentu, że Minister Zdrowia zadbał o swoje wlasne podwórko, Podobnie Ślaskie Centrum Chorob Serca w Zabrzu nie otrzymala ode mnie jako Ministra Zdrowia nawet złotowki dodatkowych środków. Krytykowano nas powszechnie za podejście do poprawy finansowania pielęgniarek, a gdyby nie nasz program „cztery razy czterysta złotych tzw brutto,brutto ” i gdyby nie pozostawione pieniądze w roku 2015 i na przyszły budżet, to by tej podwyżki i regulacji płac w ogóle nie było.

Nie przypisuję sobie zbyt wielu zasług, ale mam poczucie wypełnienia mojej misji najlepiej jak to było możliwe w krótkim okresie zaledwie 5 miesięcy w tym okres kampani wyborczej, kiedy argumenty merytoryczne ustępują niestety politycznym a w tej roli nie czuje się komfortowo. Świetnie mi się współpracowało z ministrem Władysławem Kosiniakiem – Kamyszem. Dzisiaj, jako poseł współpracuję merytorycznie w obszarze nauki i zdrowia i tam procentuje moje doświadczenie. Spełniam się społecznie pomagając w wychowaniu młodzieży.

 

Ma Pan także czeladkę własnych dzieci.

 

Najstarszy syn Michał jest z własnego wyboru kardiochirurgiem to mnie cieszy, ale to jedyny lekarz spośrod całej czwórki naszych dzieci. Joanna jest filologiem o dobrym doświadczeniu w realizacji nowatorskich projektow i wdrożeń, blizniacy Paweł i Małgorzata są prawnikami i bardzo dobrze się rozwijają realizując własne plany i marzenia. Żadnemu z dzieci nie sugerowaliśmy wyboru kierunku studiow i to dla nas rodzicow bardzo ważne, że tak się stało. Wierzymy w ich dojrzałość ,solidność i samodzielność. Mam wspaniałą żonę Annę i bardzo udane małżeństwo ,kochanych rodzicow, życzliwe rodzeństwo i co także wyjatkowo ważne i potrzebne pięcioro kochanych wnucząt.

 

To ogromny sukces – połączyć pracę i rodzinę.

 

Podstawą sukcesu jest harmonia i wyciszenie w domu. Zwłaszcza w środowisku zawodowym lekarzy. Jeśli rodzina się nie daj Boże rozpada, człowiek nie jest w stanie się skupić na pracy. Tracą wszyscy. latego przestrzegam przed nieroztropnością. Dbajcie o wlasne rodziny i to bardzo.


Wtedy myśli się o problemach rodzinnych?

 

W kardiochirurgii można po prostu nie wytrzymać. Dzieje się tutaj, w szpitalu, na bieżąco, zbyt wiele. Można emocjonalnie nie sprostać takiemu wyzwaniu.

 

Ta praca wymaga, oprócz wszystkich kompetencji, charyzmy oraz silnej psychiki.

 

Tak, ale ja znowu powiem jak Holendrzy: bez wygłaszania panegiryków wobec zawodu. Chciałbym, żeby było odwrotnie. To ja pacjentowi służę. On jest najważniejszy i tak musi być. Jak zadaje sto pytań, to mawiamy naszym studentom – ma prawo zadać sto kolejnych. Na każde z nich trzeba odpowiedzieć. Nie ma rady. Tego jeszcze jest w Polsce za mało. Wychowanie medyków w Holandii, Wielkiej Brytanii czy USA opiera się na priorytetowej idei pomagania potrzebującym. Chociaż Holendrzy są z natury oszczędni, to gdy trzeba było pomóc podczas klęski suszy w Afryce, Holandia dała więcej pieniędzy niż Hiszpania i Francja razem. To jest wprost niesłychane. Gdy w 1984 roku w Holandii zorganizowano na cel dobroczynny jaki był program operacji polskich dzieci z wrodzonymi wadami serc wielki koncert w gwiazdorskiej międzynarodowej obsadzie, na który przyszło tysiące ludzi i transmitowany był przez największe holenderskie stacje telewizyjne w tym katolicka i ewangelicka. Pondto otrzymaliśmy prawo do darmowej emisji tego znakomitego koncertu w polskiej telewizji, ale władze tej firmy wówczas nie były tym zainteresowane. Niestety znowu wygrało polskie liberum veto zamiast konstruktywnej i twórczej współpracy.

 

Tu, w Zabrzu, jest piękna tradycja koncertów na rzecz Fundacji Kardiochirurgii.

 

To jest zasługa prof. Zbigniewa Religii. On w Ameryce zauważył, jak tam sprawnie działają różnorodne fundacje. Byliśmy w grupie założycieli naszej zabrzańskiej fundacji. Koncert „Serce za serce” stał się już coroczną tradycją i to nas bardzo cieszy.

 

Jakie są predyspozycje charakterologiczne, którymi kieruje się Pan w doborze współpracowników, kardiochirurgów?

 

Lepiej, żeby w tym zawodzie pracownik nabywał do siebie pewnego rodzaju dystansu. Powinien być skupiony, dokładny, bez nadmiaru emocji. Mogę tylko powiedzieć, że obecnie maleje zainteresowanie specjalnościami chirurgicznymi. Legenda dotycząca kardiochirurgii przeminęła wraz z latami osiemdziesiątymi. Obecnie kardiochirurgia jest na koncu zainteresowań młodych ludzi, podobnie jak neurochirurgia czy interna. Jest za trudna i wymagajaca. Przegrywamy z innymi specjalnościami, ale to specyfika naszych czasów. Kiedy teraz wybieram młodego współpracownika, kieruje się nie tylko umiejętnościami i osiągnięciami naukowymi i klinicznymi, ale stosunkiem do chorego. Wierzę w siłę empatii. Jeśli ktoś ma dobry stosunek do chorego, to moim zdaniem będzie dobrym lekarzem.

 

Sztuczne serce – jakie są perspektywy rozwoju tej technologii?

 

Tu w Zabrzu stworzono je z powodu blokady technologicznej Zachodu w latach osiemdziesiątych i z powodu obecności takiego wizjonera jak Prof. Zbigniew Religa który mnie, Andrzeja Bochenka i wielu zdolnych młodych ludzi do współpracy w Zabrzu zaprosił. Nie mieliśmy pieniędzy, rozpoczęliśmy w adaptowanym po Poradni Psychiatrycznej dosc ciasnym budynku (dzisiaj tzw budynek A) ale najwazniejsci byli ludzie ich motywacje, poswięcenie, doświadczenie i determinacja. Połączyliśmy wspólne siły: poliuretan dostarczyli Czesi, dołączyli z pomocą Niemcy (z NRD), Rosjanie posiadali sztuczne komory serca, a my mieliśmy człowieka, który chciał to wszystko połączyć…Oczywiście tym przewodnikiem był Prof. Zbigniew Religa wspanialy człowiek i wybitny lekarz, który nowoczesny ośrodek w roku 1985 w Zabrzu stworzył.

 

Piękne motto widnieje na gmachu budynku Śląskiego Centrum Chorób Serca: „Jesteśmy, aby ratować, leczyć, dawać nadzieję”.

 

W Ministerstwie Zdrowia pozostawiłem widoczne motto którego wcześniej nie było. „Żeby Polki i Polacy żyli dłużej, zdrowiej i aktywniej”.

W Zabrzu rzeczywiście motto Śląskiego Centrum Chorób Serca ,które wprowadziłem w roku 1993 brzm i”Ratować, nowoczesnie leczyć, dawać nadzieję”. Przede wszystkim – ratować i nie uciekać od chorych trudnych, których mamy coraz więcej i to z terenu całego kraju dorosłych i dzieci, ale także z zagranicy. Nowocześnie leczyć to dbałość o jakość i standrady bezpieczeństwa. Tutaj w Zabrzu powstał już w roku 1985 nowoczesny, najbardziej skuteczny model leczenia zawału serca angioplastyka wieńcowa jako drugi w Europie, po Tuluzie (Francja).

Wiele zawdzięczamy pionierom. Po pierwsze – dr med. Lilly Goldstein (pediatra, kardiolog) wspaniala postać, przyjaciółka Marka Edelmana (polski działacz polityczny i społeczny, lekarz kardiolog, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim). Z umilowania dzieci i zawodu wyszkoliła na Śląsku dziecięcych kardiologów, których tutaj bardzo brakowało. Profesor Pasyk-wybtny kardiolog który stworzył pierwszy w Polsce nowoczesny model leczenia zawału serca z angioplastyką (zabieg przezskórny polegający na poszerzeniu naczyń krwionośnych, które zostały zwężone lub zamknięte w wyniku choroby). I mój wieloletni szef(1985-1999) a pożniej Bliski Wspolpracownik Zbigniew Religa, który nas po prostu porwał za soba . Dał nam szansę. Wymagał, rozwijał. Później, w 1999 roku, wrócił do Warszawy, a mnie wyznaczył na swojego następcę i ciągle staram się kontynuować, to co zaczął.Wierze ze moi następcy będą jeszcze lepiej rozwijac ten osrodek ponieważ tylko wtedy możliwy będzie postep.Jednoczesnie nasi wychowankowie prowadza dzisiaj osrodki kardiochirurgiczne w Katowicach, Krakowie,Gdansku, Lodzi, Poznaniu, Opolu, Wroclawiu,Łodzi.

 

Jak Pan odbiera film poświęcony Zbigniewowi Relidze?

 

 Oglądałem go osiemnaście razy. Zwykle z młodzieżą w różnych miastach na ich prośbę. To potrzebny i dobry film z jego jakże ważnym przesłaniem. Ten film dobrze pokazuje rolę lidera jakim był dla nas i pozostanie profesor Zbigniew Religa, poświęcenia tak bardzo potrzebnego w naszym zawodzie. Montaż, zdjęcia,muzyka, gra aktorów są znakomite. W pełni zasłużył na nagrody, które otrzymał i wielka ponad 2 milionowa widownie .

 

Jak wygląda kwestia rozwoju sztucznego serca?

 

To były sztuczne komory: wszystkie pozostałe elementy serca są wycinane i, tak naprawdę, organizm ludzki jest wtedy skazany na funkcjonowanie całkowicie dzięki technologii. Z tym jest jeszcze wielki problem. Sztucznego serca są na świecie tylko prototypy. Natura jest wciąż doskonalsza, ponieważ urządzenia biocybernetyczne, bioinżynieryjne pomimo technologicznego postepu nie chronia od powikłań zatorowych, krwotocznych. Nie mamy wątpliwości najlepsze, najbardziej doskonale jest i pozostanie ludzkie serce .Airbus wyprodukował sztuczne serce CARMAT , w którym membrany są nasze – zabrzańskie. Jeszcze długa droga przed nami. To jest znacznie trudniejsze przedsięwzięcie niż dializoterapia.Wazne ze pomaga ratowac chorych przedłużać im Zycie ,umozliwia dotrwanie jakze wielu do uratowania dzieki transplantacji. Jednocześnie fakt,

ze na swiecie wszczepiono u ponad 20 000 implantowalne sztuczne komory serca swiadczy o postepie jaki się dokonał w nace ,medycynie i binizynierii. Dobrze się stalo ze pionierskie doświadczenie zabrzańskiego osrodka a dzisiaj także ośrodków transplantacyjnych w Warszawie, Gdansku, Krakowie i Poznaniu dobrze wpisuja się się w te wysokie leczonych, leczących i odpowiedzialnych za leczenie oczekiwania.

 

Operowaliscie Państwo w Zabrzu także 103 letnią pacjentkę…

 

To była osoba z Kresów z Pokucia(dzisiejsza Ukraina Zachodnia) wychowana w Kutach nad Czermoszem. Bardzo pracowita, długo aktywna zawodowo. Już w młodości była niezwykle zahartowana (pływała od kwietnia do września), dziś ma już 107 lat i cieszy się dobrym zdrowiem. We wspolpracy z ambitnymi zabrzańskimi i wroclawskimi kardiologami zdecydowalismy wykonać w Zabrzu małoinwazyjny i bez powikłań zabieg likwidujący niedokrwienie serca i spoczynkowe bole u naszej pacjentki.

 

Pan Profesor zarządza liczną grupą ludzi. Jakim wyzwaniom trzeba stawić czoła?

 

To prawda ,w Slaskim Centrum Chorob Serca w Zabrzu pracuje łacznie prawie 1300 osób i każdego roku pojawiają się inne, nowe wyzwania. POzostal tylko nasz „kochany i historyczny już” budynek A który za 4 laa zastapimy nowym nadającym się do

współczesnych zadan. Przecież, w roku 1985 mieliśmy zespoły poradni w budynkach-
barakch   ktore   były pozostawione przez   robotnikow budujaych szpital, Olbrzymim

wysilkiem i determinacja wybudowaliśmy ze srodkow unijnych nowoczesny pawilon B(2011 rok) budynek D dla dzieci(2013 rok) budynek C dla potrzeb kardiochirurgii i Transplantologii serca i pluc z mukowiscydoza włącznie(2015 rok) i pierwszy w województwie slaskim KardioMed Silesia czyli Park Nowych Technologii w Medycynie,Farmacji i Bioinzynierii (2015) . Wyzwania pojawiają każdego roku i trzeba im sprostać.

 

Z jakich jeszcze osiągnięć jest Pan wyjątkowo dumny?

 

Mysle ze najlepsza rekomendacja jest fakt ze nie ma zabiegow kardiologicznych na Świecie u dorosłych i dzieci z zakresu medycyny sercowo naczyniowej ale także płuc których nie wykonywalibyśmy w Slaskim Centrum Chorob Serca w Zabrzu.


Jakie plany przed Panem, szpitalem? Marzenia i wyzwania?

 

Zaskoczę Panią, ale bardzo twardo stąpam po ziemi i wiem, ze najważniejszy dla mnie jest ten szpital. Roku 2016 będzie wyjątkowo trudnym okresem dla takich szpitali jak nasz w calym kraju. Mam na myśli uszczuplony z dniem 1 lipca o około 7 mln tylko na jedno polrocze budzet szpitala. Niezależnie od tego, iż obiecano w programie rzadu Pani Premier Beaty Szydlo że następny – 2017 – będzie okresem lepszym. Człowiek musi być i pozostac optymistą. W jakimś rozsądnym zakresie.

Za kilka lat mam zamiar powierzyć klinikę moim następcom. Wczesniej chciałbym jeszcze wybudowac jeden nowy pawilon i przenieść dotychczasowe oddzialy działające w bardzo ciasnym i nieprzystowanym dla obecnych potrzeb szpitalnictwa budynku A Te cztery budynki Centrum nie powstalyby rozwinęłyby bez mojego udziału, ale zawsze podkreślam także zasługi moich Współpracowników. To kwestia ich motywacji i ogromnej uczciwości. Chciałbym budynek „A”, ten odziedziczony po psychiatrii, zastąpić zupełnie nowym modułem. To jest moje zawodowe marzenie.

Co jest dla mnie najważniejsze? Na pierwszym miejscu – zdrowie. Na drugim – pokój, więcej harmonii w stosunkach międzyludzkich. Na trzecim – więcej odwagi w reformowaniu służby zdrowia.

Paweł Hohmann

Beata Sekuła

 

Apla:

Prof. dr hab. med. Marian Zembala – specjalista chirurgii ogólnej, kardiochirurg i transplantolog. Od 1985 roku, wspólnie z profesorami Zbigniewem Religą oraz Andrzejem Bochenkiem współtworzył zabrzańską kardiochirurgię i transplantologię, dbając o jej rozwój przez minione 30 lat. Jest absolwentem Akademii Medycznej we Wrocławiu (1974), którą ukończył z wyróżnieniem. Pracę zawodową rozpoczął pod kierunkiem swoich mentorów – prof. J. Skóry i prof. W. Brossa. W 1980 wyjechał do Holandii, by wrócić na zaproszenie prof. Religi do Zabrza i na Śląsku rozwijać swoją działalność kliniczną i naukową. W 1999 roku zostaje kierownikiem Katedry i Oddziału Klinicznego

Kardiochirurgii,   Transplantologii,   Chirurgii   Naczyniowej   i   Endowaskularnej   SUM.

Przewodniczący Rady naukowej Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. Prof. Z. Religi. Honorowy Ślązak Roku (2010), Honorowy Obywatel Miasta Zabrza (2009), Honorowy Obywatel Województwa Opolskiego (2005). W latach 2010-2012 był prezydentem

Europejskiego Towarzystwa Chirurgii Serca i Naczyń. W swoim dorobku publikowanym jest autorem i współautorem 112 rozdziałów w 23 podręcznikach krajowych i miedznardowych, 490 prac naukowych, w tym 112 w prestizowych czasopismach

zagranicznych . Uhonorowany tytułem:Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski(2011),Papieski Medal Benemerenti” Pro Ecclesia et Pontifice”(2012),Laureat Chrzescijańskiej Nagrody Ekumenicznej ’Szmaragdu Ślaskiego”( 2015) za działalność sluzaca pojednaniu i pomocy potrzebującym bliznim,Order Grand-Crox,Leopolda II(Belgia 2015) Diamentowy Lider Ochrony Zdrowia (2012), najbardziej wpływowej osoby roku w ochronie zdrowia w Polsce (2011, 2014), Wyróżnienie św. Kamila za działalność na rzecz miasta Zabrza (2010), Order Uśmiechu (2005) Wspólnie z prof. W. Rużyłło zainicjował program bezpłatnego operowania 427 polskich dzieci z wrodzonymi wadami serca w Klinice Chirurgii Serca im. Królowej Wilhelminy Uniwersytetu w Utrechcie (1980-1985), gdzie odbywał szkolenie specjalistyczne i naukowe w dziedzinie kardiochirurgii dorosłych i dzieci. Prof. Marian Zembala, jako pierwszy w Polsce, wprowadził zabieg rewaskularyzacji tętniczej z wykorzystaniem obu tętnic piersiowych, pierwszy w Polsce, wspólnie z R. Przybylskim przeszczep serca u dzieci(1990) oraz pierwsza w Polsce przeprowadził transplantację płuca(1998) oraz pierwsza w kraju pomyślną transplantacje serca i płuc(2001). Interesuje się poezją i żeglarstwem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj